ZALEWSKI SETA DO ŚNIADANIA
PPlatforma Obywatelska to formacja, która nieustannie czeka na zbawcę. Kiedyś czekała na Donalda Tuska na białym koniu. Teraz będzie się musiała zadowolić Grzegorzem Schetyną z wybielonymi zębami. Kiedy rok temu Schetyna ogłosił, że rezygnuje z przywództwa Platformy, towarzyszyło temu głośne westchnienie ulgi sympatyków PO. Pod koniec swej kadencji Schetyna miał koszmarną wręcz prasę. Nie szczędzono mu złośliwości. Porównywano z kelnerem w poplamionym kitlu serwującym potrawy smażone na zjełczałym oleju. Oskarżano o wszelkie klęski i niepowodzenia, zarzucano brak pomysłu na partię. Każdy miał być lepszym liderem od niego.
Cóż, okazało się, że to wcale nie takie proste. Roczne rządy Borysa Budki trudno skojarzyć z czymkolwiek poza jego piskliwym głosem. Przez wiele miesięcy główna partia opozycyjna nie zrobiła absolutnie nic, powoli, acz nieustająco nabierając wody. Jeśli był to wyjątkowo długi rozbieg do strzału, to ten strzał okazał się kiksem. Weekendowa
prezentacja programu partii i strategii politycznej wzbudziła politowanie oraz uzasadnione wątpliwości, czy Budka ma choć mgliste pojęcie, jak funkcjonuje państwo. Oczywiście po roku liderowania trudno wyrokować, że przywództwo Budki okazało się nieporozumieniem. Sęk w tym, że PO nie ma czasu, bo nabierająca wiatru w żagle formacja Szymona Hołowni może ją zepchnąć z pozycji „głównej partii opozycyjnej”. Platforma tonie i potrzebuje kapitana, który sprawnie pokieruje akcją ratunkową.
Mało kto wierzy, że tym kapitanem może być Budka. Nikt już nie wierzy w powrót Donalda Tuska na białym koniu. Rafała Trzaskowskiego nie ma w Sejmie i zbyt absorbuje go zarządzanie wielkim miastem, jakim jest Warszawa. Nic dziwnego, że kolejne spojrzenia kierowane są w stronę Grzegorza Schetyny, który musi mieć nielichą satysfakcję. Zapewne prędzej niż później przyjdzie do niego delegacja, która pokornie poprosi: „Grzegorzu, ratuj!”.
A on łaskawie się zgodzi.
IGOR ZALEWSKI