PAWEŁ KRYSZAŁOWICZ
Urodzony 23 czerwca 1974 roku w Słupsku; napastnik; kluby: Gryf Słupsk (do 1994), Zawisza Bydgoszcz (1994–95), Amica Wronki (1995– –2000, 146 meczów/43 gole), Eintracht Frankfurt (2001–03, 18 meczów/7 goli), Amica Wronki (2003–05, 46 meczów/19 goli), Wisła Kraków (2005–06, 27 meczów/7 goli), SV Wilhelmshaven (2007), Gryf Słupsk (2007–10)* Zdobywca Pucharu Polski 1998, 1999, 2000, zdobywca Superpucharu Polski 1998 Uczestnik mistrzostw świata 2002 Reprezentacja: 33 mecze/10 goli na mnie w reprezentacji, za co zawsze będę mu wdzięczny. Za chwilę Jerzy Engel stracił pracę w Wiśle. No a potem największy błąd był taki, że pochopnie zwolniono trenera Dana Petrescu. U niego grałem, miałem bardzo dobrą rundę wiosenną. Że kazał nam ciężko trenować? Tak się trenuje na Zachodzie. Innej drogi do poważnych sukcesów w piłce niż mordercza praca niestety nie ma. Po odejściu Petrescu w Wiśle byłem już tylko przez dwa miesiące, bo nowy szkoleniowiec Dragomir Okuka dał mi do zrozumienia, że nie będę u niego grał. Odstawili mnie i Marcina Kuźbę, a na życzenie Okuki sprowadzili Stanko Svitlicę. Powiedziałem, że chcę rozwiązać umowę, dogadaliśmy się, spotkaliśmy się w połowie drogi. Dokończyłem jeszcze sezon w Niemczech, w trzecioligowym SV Wilhelmshaven, a potem już było tylko granie w rodzinnych stronach, w Gryfie Słupsk.
Wszystko rozumiem
W kadrze narodowej po koreańskim mundialu już wiele nie pograłem, choć za czasów Pawła Janasa dałem jeszcze o sobie znać, bo strzeliłem cztery gole w towarzyskim meczu z Wyspami Owczymi (6:0). A gdy Jerzego Engela zastąpił Zbigniew Boniek, zagrałem jedynie w końcówce jego debiutu z Belgią (1:1). Boniek stawiał na młodszych, ja to wszystko rozumiem i wcale się nie obrażam. Za Janasa już nie byłem w reprezentacyjnej formie, uczciwie przyznaję, więc to miłe, że w ogóle zechciał mnie sprawdzić.
Dzisiaj mam do tego jeszcze większy dystans, zwłaszcza że coś jednak w piłce osiągnąłem, zresztą sami to oceńcie. Cały czas staram się ruszać, bo brzuch rośnie, ale swoje w życiu już przebiegłem. Wyczynowy futbol wystawił mi rachunek, mam sztuczne biodro. Nie ma co narzekać. Po chorobie nowotworowej bardziej doceniam każdy dzień z bliskimi, z przyjaciółmi, cieszę się takimi chwilami. I nie chcę, żeby kiedykolwiek się to zmieniło – podkreśla Paweł Kryszałowicz.