JESZCZE BĘDZIE WSPANIALE(J)
Jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. Choć z triumfalnym odtrąbieniem, że Plusliga jest bezdyskusyjnie najlepszą ligą na świecie jednak bym się wstrzymał. Porażka Jastrzębskiego Węgla z Trentino w finale Ligi Mistrzów trochę przyhamowała nasze mocarstwowe zapędy, zwłaszcza że mistrzowie Polski nie mieli wiele do powiedzenia w starciu z czwartą drużyną Serie A. Jakby nie dojechali na najważniejszy mecz, jakby niektórych przerosło wielkie wyzwanie, jakby zabrakło im już sił po morderczym sezonie. Inna sprawa, że Trentino, nękane do tej pory kontuzjami, w najsilniejszym składzie pokazało moc i klasę i tego dnia było po prostu lepsze. Wygrało zasłużenie, rujnując nasze marzenia o trzech wygranych pucharach.
Czy mimo porażki jastrzębian to był najlepszy w wykonaniu polskich zespołów sezon w historii? Projekt Warszawa wygrał wszakże Puchar Challenge, Asseco Resovia triumfowała w Pucharze CEV, a Pomarańczowi przegrali dopiero w finale królewskiej Ligi Mistrzów. Jest pięknie, ale z całym szacunkiem dla triumfów Projektu
i Resovii, to Champions League jest najważniejsza i to wyniki w tych rozgrywkach najlepiej oddają wartość zespołów oraz lig. Przed rokiem mieliśmy polski finał Ligi Mistrzów i upokorzyliśmy Włochów na ich terenie. Jak było w tym sezonie? Pogrążona w kryzysie ZAKSA odpadła w barażu o ćwierćfinał, a Resovia nawet nie weszła do play-off, pobita dwa razy przez przeciętne Tours VB i raz przez… Trentino, wygrywając we Włoszech mecz „o pietruszkę”. Dobrze, że rzeszowianie mogli jeszcze pograć w Pucharze CEV, który jako pierwszy polski męski zespół wreszcie wygrali. Czapki z głów przed ekipami z Rzeszowa i Warszawy, bo wygranie pucharu to naprawdę wielka sprawa, w końcu w klubowej siatkówce tak wielu triumfów znowu nie mamy. Przed erą ZAKS-Y mogliśmy je policzyć na palcach jednej ręki – dwa męskie (Płomienia Milowice w Pucharze Europy i AZS Częstochowa w Pucharze Challenge) i jeden żeński (Muszyny w Pucharze CEV). A teraz sypią się niczym z rogu obfitości, co należy docenić i z czego należy się cieszyć. Jest dobrze, nawet bardzo dobrze, ale do hegemonii jednak trochę zabrakło. A dokładnie triumfu Jastrzębskiego Węgla w Antalyi.
Trzy finały europejskich pucharów to dla nas wielka sprawa, ale i nie nowina – w 2012 roku w finale Ligi Mistrzów Skra Bełchatów była o jedną piłkę od pokonania wielkiego Zenitu Kazań, AZS Częstochowa zdobył Puchar Challenge po polskim finale z Politechniką Warszawa, a Resovia dopiero w finale przegrała Puchar CEV z Dinamem Moskwa. Przed rokiem był kolejny polski finał, tym razem Ligi Mistrzów, a Skra Bełchatów odpadła w półfinale Pucharu CEV z Modeną. Pucharu Challenge żaden polski zespół nie wygrał, bo żaden do niego nie… przystąpił. Za mało prestiżowy i zbyt kosztowny. Tym większy szacunek dla Projektu, że teraz podjął rękawicę i sięgnął po triumf, wygrywając po drodze do finału wszystkie mecze, a w dwóch starciach o złoto rozbijając Monzę. Tę samą Monzę, która w półfinale Serie A wyeliminowała… Trentino. Tylko głupcy mogliby w tych okolicznościach umniejszać sukces Projektu, który w kolejnej edycji pucharów wystąpi w Lidze
Mistrzów i oby spisał się lepiej niż w dotychczasowych podejściach.
Nie udało się wygrać Pluslidze trzech pucharów w tym roku, może uda się w kolejnym, tym bardziej że do startu szykuje się doborowa ekipa. Jastrzębski Węgiel, Aluron Zawiercie i Projekt w Lidze Mistrzów, Resovia w Pucharze CEV i Bogdanka LUK Lublin z Wilfredo Leonem w składzie w Pucharze Challenge. Bo nie wyobrażam sobie, żeby lublinianie mieli się wycofać z debiutu w europejskich pucharach. A skoro ściągają do siebie jedną z największych gwiazd światowej siatkówki, to będą mieli szanse pójść w ślady Projektu. W ogóle kolejny sezon Plusligi zapowiada się pasjonująco, bo do wielkiej czwórki powinien dołączyć ambitny zespół z Lublina. Powrót na salony – na razie krajowe, bo europejskie na rok są przed nimi zamknięte – zapowiadają najlepsze polskie zespoły XXI wieku: ZAKSA z wracającym do Plusligi Bartoszem Kurkiem i Skra Bełchatów. To się dopiero emocje szykują w walce, najpierw o awans do ćwierćfinału, a potem o medale.