Śląsk znów w finale EBL!
Wrocławianie po zwycięstwie 65:63 wyeliminowali Legię. Ich rywalem w serii o złoto będzie King, który w niedzielę ograł Stal 79:76.
Bardzo krótko trwał niepokój kibiców Śląska – po czwartkowej wysokiej porażce w Warszawie obrońcy tytułu szybko się otrząsnęli i wygrywając w stolicy 65:63, zapewnili sobie drugi z rzędu występ w finale EBL. Bohaterem spotkania był bardzo mądrze grający Jeremiah Martin. Lider Śląska pokazał, że nawet bez imponowania rzutami za trzy punkty jest koszykarzem, który w naszej ekstraklasie „robi różnicę” w meczach o najwyższą stawkę. Legia musi pogodzić się z tym, że po raz trzeci z rzędu została w play-off pokonana przez drużynę z Wrocławia. Różnica jest jednak taka, że w dwóch poprzednich przypadkach Śląsk i Legia grały ze sobą na zakończenie sezonu – dwa lata temu wrocławianie kosztem Legii sięgnęli po brązowe medale, rok temu pokonali ją w rywalizacji o złoto. Teraz przed obiema ekipami do rozegrania jest jeszcze po jednej serii – w przypadku Śląska finałowej, w przypadku Legii będą to tylko mecze o brązowy medal, czyli trofeum pocieszenia. Bo ambicje w Warszawie były w tym roku większe, sięgające (przynajmniej) kolejnego udziału w finale.
Dwa zrywy gospodarzy
Tymczasem Śląsk wygrał zasłużenie. Legia sobotnie spotkanie zaczęła bardzo źle. Jej koszykarze odbijali się od defensywy rywali. Rozgrywali wolne, wręcz nieporadne akcje, w niczym nie przypominając ekipy, która w czwartek rozbiła gości już w pierwszej kwarcie. Wtedy było 30:8 po tej części gry, tymczasem w następnym spotkaniu to Śląsk prowadził 22:14 i miał sytuację pod kontrolą. Przewaga zespołu trenera Ertugrula Erdogana sięgnęła nawet 24 punktów (52:28) i wtedy legionistów stać było na pierwszy zryw w meczu. Osiem minut przed końcem meczu Legia przegrywała już „tylko” 46:55, Śląsk uspokoił sytuację dwiema udanymi akcjami Jeremiaha Martina, ale zespół trenera Wojciecha Kamińskiego stać było na drugi zryw – przy stanie 64:61 punkt z rzutu wolnego zdobył Martin, a rzucając szaloną „trójkę”, Travis Leslie przekroczył linię i dlatego pięć sekund przed końcem Śląsk miał piłkę przy swoim prowadzeniu 65:63. Legionistom nie udało się już nawet skutecznie sfaulować rywali i ręce w górę w geście triumfu wznieśli wojskowi z Wrocławia. O tym, jak wielkie jest rozgoryczenie Legii brakiem awansu do finału, świadczą także pomeczowe wypowiedzi trenera Kamińskiego. Szkoleniowiec Legii niby zarzekał się, że nie mówi o sędziach, ale… – Jak się walczy, a mimo wszystko w przekroju całej rywalizacji zabierane są ważne posiadania w meczach na styku, to trudno wygrać. Jesteśmy ludźmi, każdy popełnia błędy. Szkoda, że te są zawsze na korzyść Śląska – stwierdził trener, który użył nawet klasycznego w świecie sportu: „cała Polska widziała”. Rozgoryczeniu trenera Kamińskiego się nie dziwimy, ale cała Polska widziała także, że Legia w tej rywalizacji była jednak słabsza od Śląska, a kompletnie zawiódł jeden z najlepiej zarabiających koszykarzy w lidze Geoffrey Groselle. W całym sobotnim meczu nie oddał nawet rzutu. Śląsk w czasie, gdy był na boisku wypracował aż 21 punktów przewagi nad Legią!
Przewrotność play-off
O tym, jak przewrotne są play-off, przekonaliśmy się także w drugiej parze. Stal Ostrów Wlkp. po dwóch porażkach w Szczecinie, gdzie dwa razy traciła rytm, przewagę i zwycięstwa, w piątek rozbiła u siebie ekipę Kinga 92:60. W niedzielę jednak to goście lepiej zaczęli spotkanie – nie tylko punktowali, ale jeszcze mnóstwo akcji kończyli efektownymi wsadami. I gdy wydawało się, że awans do finału odleci w ten sposób do Szczecina, Stal zaczęła gonić wynik. W trzeciej kwarcie odrobiła 7 z 15 punktów straty, którą miała po pierwszej połowie (29:44). Dokładnie 3 minuty i 38 sekund przed końcem czwartej kwarty King prowadził już tylko punktem (67:66). Potem Stal wyszła na prowadzenie, ale w zaciętej końcówce meczu nie udało się jej „przepchnąć”. Michał Michalak miał szansę trzema wolnymi doprowadzić do remisu, ale spudłował pierwszy z nich, drugi trafił, ale trzeci przestrzelił specjalnie. Tylko tylko że piłkę zebrał Zac Cuthbertson z Kinga. Został sfaulowany i to on ustalił wynik meczu (79:76). King po wygraniu serii 3–1 zagra w finale po raz pierwszy w historii!