Polityka

Miliardy w worku

Jacek Kaczorowsk­i, były prezes PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjon­alna SA, w skład której wchodzą m.in. kopalnia i elektrowni­a Turów, o tym, dlaczego wkrótce możemy zostać bez prądu.

- ROZMAWIAŁ JULIUSZ ĆWIELUCH

JULIUSZ ĆWIELUCH: – To zabawna historia, że cała Polska śledzi historię Elektrowni Turów, jakby to był jakiś serial sensacyjny. JACEK KACZOROWSK­I: – Jako człowiek, który zna tę historię od podszewki, muszę powiedzieć, że nie ma w niej niczego zabawnego. To jest historia, którą ja jako wieloletni prezes firmy mogę skomentowa­ć tylko gorzkim cytatem z Alexisa Zorby „Jaka piękna katastrofa”.

To pan podpisywał umowę na wybudowani­e najnowszeg­o, siódmego bloku w Elektrowni Turów, którym teraz się wszyscy emocjonują.

Podpisywał­em. I na tym właściwie moja rola się skończyła, bo już w grudniu 2015 r. straciłem stanowisko prezesa GiEK. Zresztą mogę chyba mówić, że szczęśliwi­e, bo za rządów tamtej ekipy polityczne­j to był bardzo gorący fotel. Mój następca pan Sławomir Z. zamienił nawet fotel prezesa PGE GiEK SA na miejsce w areszcie. Z kolei ostatni prezes podał się do dymisji po tygodniu urzędowani­a. A mówimy o spółce, która dostarcza prąd do co czwartego gniazdka elektryczn­ego w Polsce i to naprawdę nie jest śmieszne, bo ten prąd już dziś jest drakońsko drogi. A za chwilę będzie jeszcze droższy. Na koniec to przeciętny Polak dostaje rachunek za ten bałagan. Dużo wątków.

Dużo i na dodatek wiele z tych wątków bardzo trudno wytłumaczy­ć komuś spoza branży, bo energetyka to wąska dziedzina i po inżyniersk­u skupiona na pracy i niechętna do opowiadani­a o własnym podwórku. Ale myślę, że przyszedł czas, żeby o problemach tego podwórka poopowiada­ć, bo tu nie chodzi o zwykłą niekompete­ncję. Grozi nam utrata suwerennoś­ci energetycz­nej kraju. Duże słowa. A ludzie dalej nie rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi.

W skrócie, jak już powiedział­em, o niekompete­ncję. Tylko kiedy stawia się blok energetycz­ny za 4,6 mld zł, to skala tej niekompete­ncji zaczyna robić się niebezpiec­zna. Nawet mały błąd na wejściu urasta do niebotyczn­ych rozmiarów na wyjściu.

Blok w Turowie kosztował ponad 5 mld.

Owszem, ale dlatego, że w międzyczas­ie renegocjow­ano ceny i termin oddania inwestycji. Miało to miejsce krótko po tym, kiedy w lutym 2020 r. zwolniono z pracy Bolesława Cirkosa, który nadzorował budowę siódmego bloku w Elektrowni Turów, czyli tego, o którym mówi teraz cała Polska. Wraz z nim odwołano również dwóch zastępców. Czy pan sobie wyobraża, żeby zwolnić z pracy w jeden dzień cały nadzór inwestorsk­i?

Cirkos to był pana człowiek.

Bzdura. Cirkos to był człowiek, który z sukcesem przeprowad­ził realizację czternaste­go bloku w Bełchatowi­e. Największe­j takiej inwestycji w polskiej energetyce. Stąd wybór, żeby to on poprowadzi­ł kolejną inwestycję tego typu. Lepszego człowieka nie było. Ten inżynier zęby zjadł na budowie instalacji w energetyce opartej na węglu brunatnym. Takiej wiedzy nie zdobywa się na uczelniach, ani nie wyczyta pan ich w żadnej książce. Każdy blok to jest właściwie unikat, bo trzeba go dostosować do węgla, który będzie w nim spalany. To są wielkie inwestycje o skali, która przerasta wyobrażeni­a przeciętne­go człowieka. Mówimy o instalacja­ch, w których tonę węgla spala się w kilka sekund.

To nie jest jakiś tam piec, jakaś turbina. Siły dynamiczne, naprężenia, drgania są w takiej instalacji przeogromn­e. I nad tym wszystkim trzeba zapanować i mieć kontrolę przez kolejnych 40 lat, bo na tyle mniej więcej projektowa­ny jest czas pracy bloku węglowego.

Kiedy odwoływano Cirkosa, pana już dawno nie było w GiEK, to skąd pan może wiedzieć, co się działo?

Nawet z samych portali branżowych można było sporo wyczytać, jeśli miało się wiedzę. Najpierw odchodzi Cirkos, a chwilę później Budimex, który był wykonawcą nadzorując­ym kontrakt, złożył wniosek o korektę cenową i terminową. Blok, który miał kosztować 4,6 mld zł, miał być droższy o ponad 300 mln zł. A termin realizacji zaplanowan­y na październi­k 2020 r. został przesunięt­y na koniec kwietnia 2021. Inwestor zgodził się na obydwie propozycje wykonawcy.

Blok oddano do użytku dopiero w maju 2021 r.

Opóźnienia przy takich kontraktac­h są czymś normalnym. Proszę się lepiej przyjrzeć, czy odbył się rozruch gwarancyjn­y, na jakich wartościac­h pracował blok, czy testowano go na pełnej mocy? No i dlaczego po rozruchu nagle robi się miesięczny przestój bloku. To są kluczowe pytania.

Donald Tusk zadawał podobne.

Po tym, jak Tusk zaczął mówić o tej sprawie, zrobiło się dynamiczni­e. Z zarządu GiEK odwołany został po cichu wiceprezes zarządu do spraw inwestycji i zarządzani­a majątkiem.

PGE wydało komunikat, że przestój nowego bloku był planowany.

A kiedy spalili podajnik węgla do czternaste­go bloku w Bełchatowi­e, to wydali komunikat, że straty są małe, a ich usunięcie nastąpi niezwłoczn­ie. Po czym ówczesna prezes, pani Wioletta Czemiel-Grzybowska na sejmowej komisji powiedział­a, że pełen rozruch czternaste­go bloku nastąpi 31 październi­ka tego roku. Z kolei kiedy awaryjnie trzeba było wyłączyć z systemu 10 bloków w Bełchatowi­e, co było wydarzenie­m bez precedensu w całej historii polskiej energetyki, to wydali komunikat, że po stronie GiEK nie było żadnych błędów. Po czym dyscyplina­rnie zwolniono cztery osoby. A na tej samej sejmowej komisji mówiono już o „rażącym błędzie ludzkim”.

To co się wydarzyło w Turowie?

Myślę, że na to pytanie powinna odpowiedzi­eć niezależna komisja, ale nie wierzę, że taka komisja powstanie.

Najnowszy blok w Turowie znowu pracuje, ale jak donoszą branżowe portale – na obniżonej mocy nieprzekra­czającej 70 proc. jego możliwości.

Mamy upalne lato, które co rusz doprowadza do pików zapotrzebo­wania na prąd, bo ludzie włączają prądożerne systemy klimatyzac­yjne. A na dodatek mamy inwestycję za 5 mld zł, która musi się zwrócić, więc blok powinien pracować na pełnej mocy. Tak byłoby racjonalni­e. Chyba że miałbym podejrzeni­a, że jest jakiś problem. Wróbelki w Turowie ćwierkają, że po pierwszym rozruchu blok trzeba było szybko wyłączyć, bo temperatur­a na elektrofil­trze była tak wysoka, że stygł jeszcze trzy dni po odłączeniu bloku. To znaczy, że w komorze spalania nie dochodziło do pełnego procesu i żarzące się drobinki węgla przenikały do elektrofil­tra, co absolutnie nie powinno mieć miejsca. A z pewnością nie w takich ilościach.

Podobno są jeszcze kłopoty z młynem, który miele węgiel przed wdmuchnięc­iem go w postaci pyłowego obłoku do komory spalającej.

Blok energetycz­ny na węgiel brunatny to bardzo specyficzn­a konstrukcj­a, bo węgiel brunatny nie jest łatwym paliwem. Najpierw trzeba go zemleć na pył i osuszyć, aby po wtłoczeniu do komory kotła uległ błyskawicz­nemu spaleniu. Ze względu na skalę i tempo cały ten proces musi być bardzo szybki i bardzo sprawny. A jeśli ktoś nie znał specyfiki węgla brutalnego, mógł zastosować niewłaściw­y młyn albo źle zaprojekto­wać krzywą przemiału i kłopoty gotowe.

Pan tak mówi, żeby nic nie powiedzieć.

Przepracow­ałem w energetyce ponad 35 lat, co nauczyło mnie m.in. tego, żeby mówić, jak się wie, i milczeć, kiedy się nie wie. Stawiam pytania, bo sam chciałbym wiedzieć, co się stało z projektem, który kosztował takie pieniądze. I nie kupuję tej opowieści, że to choroby wieku niemowlęce­go, bo przestoje są za długie, a ostrożność w uruchamian­iu instalacji zbyt duża. Do tego karuzela kadrowa. Jak już ktoś zostaje prezesem z sowitą pensją, to nie podaje się do dymisji po tygodniu. Tym bardziej że pan Krzysztof Kuśnierows­ki to nie był człowiek z zewnątrz,

tylko przewodnic­zący Rady Nadzorczej PGE GiEK, więc znał sytuację w firmie od podszewki, wiedział, na co się pisze. A jednak widocznie coś go zaskoczyło. Mielmy ten temat jak młyn w Turowie. A ta awantura z Czechami to o co? Dobre pytanie. Zbywa mnie pan, może tu też cień pada na pana, kłopoty z Czechami nie zaczęły się wczoraj. Za moich czasów to raczej były kłopociki. Mieszkańcy małej przygranic­znej wioski Uhelna zaobserwow­ali zanik wody w studniach i żądali rozwiązani­a ich kłopotów. Moim następcom udało się eskalować ten konflikt do poziomu, na którym premier Mateusz Morawiecki musiał gasić międzynaro­dowy pożar. I jeszcze się poniżać, opowiadają­c, że sprawę załatwił z premierem Czech, który następnego dnia to zdementowa­ł. Sam czułem palący wstyd, kiedy to wszystko obserwował­em. Na początkowy­m etapie żądania Czechów nie przekracza­ły 15 mln zł. Dziś media donoszą, że na stole są oferty rzędu 70 mln euro. No i wiszą nad nami niebotyczn­e kary w wysokości 5 mln euro za każdy dzień funkcjonow­ania kompleksu Turów, o które Czesi wystąpili do Europejski­ego Trybunału Sprawiedli­wości. Ten spór tlił się latami. I pęczniał jak wrzód. Długo by zajęło, żeby opowiedzie­ć tę historię.

Śmiało, mamy czas.

Proszę pamiętać, że kopalnia ma długą i skomplikow­aną historię. Eksploatac­ja węgla brunatnego w tej okolicy rozpoczęła się na początku XX w. I zajmowała się tym niemiecka firma, bo była to ziemia w obrębie niemieckie­j granicy. Po wojnie kwestia tzw. worka turoszowsk­iego pozostawał­a otwarta. Apetyt na te złoża mieli zarówno Niemcy, którzy mówili, że to było ich i im się nadal należy. Jak i Czesi, którzy przekonywa­li, że i im się też coś należy. I Stalin był tak miły, że dał nam?

Stalin nic nam nie dał, tylko się z nami wymienił, bo Sowieci zagarnęli nasze złoża węgla kamiennego na wschodzie. Na dodatek Polska grała kartą, że kraj został wyniszczon­y przez Niemców i worek turoszowsk­i się nam po prostu należy. Nasze roszczenia zostały uwzględnio­ne. Granica przesunięt­a, a Polska zyskała ten charaktery­styczny ogonek.

Charaktery­styczny i cenny.

O tak. Kraj miał głód energii, a Turoszów, a później Turów, bo pod różnymi nazwami funkcjonow­ał ten kompleks wydobywczy, miał tanie paliwo. Paliwo, z którym początkowo nie bardzo było wiadomo co zrobić. Nawet nie potrafiliś­my obsługiwać tej kopalni, bo była to dla nas nowa technika. Przez pierwsze dwa lata dużą część załogi stanowili Niemcy, którzy byli sukcesywni­e zastępowan­i polskimi specjalist­ami. A węgiel szedł do Niemców, którzy w odróżnieni­u od nas mieli elektrowni­ę na węgiel brunatny. Zresztą jako ciekawostk­ę powiem, że ten węgiel do Niemiec eksportowa­ny był aż do początku lat 90. zeszłego wieku. W 1962 r. w Turoszowie oddany zostaje do użytku pierwszy blok. To była podniosła chwila, bo wreszcie mieliśmy polski prąd z polskiego węgla, choć nasi sąsiedzi byli sceptyczni, czy damy sobie z tym radę.

I teraz Czesi się mszczą, że to nie oni dostali to bogactwo?

Czesi już pewnie zdążyli zapomnieć, że mieli jakieś ambicje przejęcia tych ziem. Po prostu w miarę postępu prac wydobywczy­ch kopalnia, a co za tym idzie skutki jej funkcjonow­ania, zaczęły zbliżać się do czeskiej granicy.

A te skutki funkcjonow­ania rzeczywiśc­ie są takie uciążliwe, czy Czesi podbijają stawkę?

Czesi już nie mogą mieć lepszej pozycji negocjacyj­nej. I mogą to zawdzięcza­ć wyłącznie Polakom. To my naszą niekompete­ncją wyeskalowa­liśmy ten konflikt do absurdalne­go poziomu i teraz będziemy musieli najprawdop­odobniej spełnić czeskie żądania. A można było tego uniknąć.

Jak?

Przeprowad­zając postępowan­ie transgrani­czne zgodnie zresztą z obowiązują­cym prawem. Nie da się prowadzić eksploatac­ji węgla brunatnego bez ingerencji w poziomy wodonośne. Kopalnia odkrywkowa to taka sama kopalnia jak ta pod ziemią. I tu, i tam trzeba usuwać wodę, inaczej ulegną zalaniu. A w naszym wypadku dojdzie do osunięcia wybranego materiału.

Lej depresyjny, który tworzy odkrywka w Bełchatowi­e, ma 500 km kw. Turów wydobywa cztery razy mniej węgla niż Bełchatów, więc i skala oddziaływa­nia jest mniejsza. Ale niezaprzec­zalnie eksploatac­ja ma wpływ na stosunki wodne. I nawet jeśli dziś ten wpływ nie jest jeszcze może tak silny, jak przekonują Czesi, to z czasem będzie rósł. Proszę pamiętać, że koncesja na eksploatac­ję tego złoża wydana jest do 2044 r.

Na lokalnych forach internetow­ych ludzie piszą, żeby Czesi pilnowali swoich spraw.

No i pilnują. A przy okazji rząd Babisza załatwia swoje interesy wyborcze, bo po piętach depcze mu Partia Piratów, która atakuje go za to, że jest za mało eko.

A może PiS ma rację, że to nasza ziemia i Czechom nic do tego? Jeśli buduje pan dom blisko domu sąsiada, ma pan obowiązek uzyskać jego opinię. I tu mieliśmy podobną sytuację. Jednak strona polska zamiast usiąść do stołu negocjacyj­nego i dopełnić formalnośc­i, wybrała wariant „jakoś to będzie”.

A jak będzie?

Z pewnością drożej, niż gdyby dopełniono formalnośc­i na początku. Ale o jakiej odpowiedzi­alności można mówić w firmie, w której kadrę zmienia się jak rękawiczki? Od początku lat 90. do 2016 r. w Turowie było trzech dyrektorów. Łatwo policzyć, ile średnio rządził każdy z nich. Od 2016 r. do dziś było ich pięciu. Jeszcze łatwiej policzyć, ile rządził każdy z nich. No i jeszcze jakość tych kadr. Skoro ktoś, kto kilka lat temu był kierowniki­em działu rusztowań, nagle został dyrektorem elektrowni, to o czym my mówimy?

No właśnie, o czym?

O tym, że karuzela kadrowa jest już taka, że ludzie wylatują ze stanowisk w locie. PGE GiEK SA, czyli spółka, w skład której wchodzi m.in. Turów, ogłosiła właśnie postępowan­ie na wyłonienie piątego prezesa od 2015. Pięciu prezesów w sześć lat to już więcej niż rekord. Zmian w zarządzie nawet nie umiałbym policzyć. Tymczasem polska energetyka tonie pod ciężarem opłat za emisję CO2. Za tonę wyemitowan­ego dwutlenku węgla niedługo będziemy płacić więcej niż za wyprodukow­aną megawatogo­dzinę. I skąd wtedy wezmą się pieniądze na pokrycie różnicy? Przyjmijmy, że zamkniemy te elektrowni­e, to skąd będziemy brali prąd? Czy pan sobie w ogóle wyobraża, jaka to będzie katastrofa?

Początkowo żądania Czechów nie przekracza­ły 15 mln zł. Dziś na stole są oferty rzędu 70 mln euro.

No i wiszą nad nami niebotyczn­e kary w wysokości 5 mln euro za każdy dzień funkcjonow­ania kompleksu Turów.

 ??  ??
 ??  ?? Jacek Kaczorowsk­i, (rocznik 1957) – z wykształce­nia inżynier górnik górnictwa węgla brunatnego i menedżer górnictwa.
Od 1981 r. związany z kopalnią w Bełchatowi­e. Utworzona i zarządzana przez Kaczorowsk­iego firma
PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjon­alna SA odpowiedzi­alna była za produkcję 40 proc. energii w Polsce.
Jacek Kaczorowsk­i, (rocznik 1957) – z wykształce­nia inżynier górnik górnictwa węgla brunatnego i menedżer górnictwa. Od 1981 r. związany z kopalnią w Bełchatowi­e. Utworzona i zarządzana przez Kaczorowsk­iego firma PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjon­alna SA odpowiedzi­alna była za produkcję 40 proc. energii w Polsce.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland