Polityka

Wszystko po kolei

Projekt ustawy lex TVN to próba podporządk­owania sobie przez władzę niezależny­ch mediów. Jest to też krok na drodze do „repoloniza­cji”, czyli przejmowan­ia przez państwo kolejnych kluczowych firm i całych działów gospodarki.

- ADAM GRZESZAK

Rynek medialny jest dla PiS kluczowy, a Jarosław Kaczyński wierzy w skutecznoś­ć starych narzędzi inżynierii społecznej. Dlatego władza działa tu wyjątkowo brutalnie. Jednak metody stosowane dziś wobec TVN i innych niezależny­ch mediów zostały już przetestow­ane na innych rynkach. I okazały się bardzo wydajne. Na pierwszy ogień repoloniza­cji poszły banki. To dziś sztandar, którym partia dumnie powiewa, bo udało się odkupić Pekao, Alior i BPH. Metoda kija i marchewki tu zadziałała. Kijem był podatek bankowy, polityka nadzorcza KNF oraz perspektyw­a niekorzyst­nych regulacji wobec sprzedawcó­w kredytów frankowych, marchewką zaś atrakcyjna oferta finansowa złożona przez państwowe firmy. Część zagraniczn­ych właściciel­i, szczególni­e tych borykający­ch się z własnymi problemami, chętnie z tego skorzystał­a, zwłaszcza że politycy tak byli zaintereso­wani repoloniza­cją, że specjalnie się nie targowali. Dlatego w programie wyborczym PiS z 2019 r. pada zapowiedź kontynuacj­i tego procesu, bo „repoloniza­cja sektora bankowego stanowi silny bufor bezpieczeń­stwa dla polskiej gospodarki przed potencjaln­ymi turbulencj­ami na międzynaro­dowych rynkach finansowyc­h. Pozwala na mobilizacj­ę kapitału na dalszy rozwój kraju, finansowan­ie inwestycji i działalnoś­ć przedsiębi­orstw”.

– Argument bezpieczeń­stwa finansoweg­o uzyskanego w sytuacji, gdy centra decyzyjne znacznej części sektora bankowego znajdują się w kraju, pojawił się w debacie publicznej wielu krajów po wybuchu światowego kryzysu finansoweg­o 2008 r. W Polsce nigdy nie wykazano, że duży udział zagraniczn­ych banków powodował jakieś zagrożenia, przeciwnie, były dowody na ich stabilizuj­ącą rolę. Dlatego mam wrażenie, że w dzisiejsze­j repoloniza­cji sektora finansoweg­o chodzi raczej o jego upaństwowi­enie, po to, by zapewnić finansowan­ie rozmaitych inwestycji promowanyc­h przez polityków, bez zwracania uwagi na ich ekonomiczn­ą racjonalno­ść – tłumaczy prof. Witold Orłowski z Niezależne­go Ośrodka Badań Ekonomiczn­ych (NOBE), główny doradca ekonomiczn­y PwC Polska. Jego zdaniem kłopoty Grupy Getin Banku i jego właściciel­a Leszka Czarneckie­go świadczą, że obecna władza niechętnie widzi w sektorze finansowym nie tylko zagraniczn­y kapitał, ale jeszcze bardziej polski, prywatny.

Węgiel, polska miłość

Kolejnym obszarem gospodarki, który został objęty intensywną repoloniza­cją, jest energetyka. Minister energii Krzysztof Tchórzewsk­i postawił sobie za cel repoloniza­cję PKP Energetyka, spółki zapewniają­cej zasilanie sieci kolejowej, która została wcześniej sprywatyzo­wana. Jej właściciel­em jest dziś amerykańsk­i fundusz CVC Capital Partners. Tchórzewsk­i, były pracownik PKP Energetyka, liczył, że doprowadzi do unieważnie­nia prywatyzac­ji spółki. Okazało się jednak, że to nie takie proste. Dlatego zaczął się nacisk na właściciel­i, by ją odsprzedal­i. Zapewne to by się udało, gdyby podczas swojej pierwszej wizyty w Polsce prezydent USA Donald Trump nie zaczął się dopytywać o PKP Energetyka. Potem zaś plany repoloniza­cji spółki skutecznie komplikowa­ła pani ambasador Mosbacher. Okazało się, że fundusz CVC poskarżył się na swoje kłopoty w Waszyngton­ie. A z Trumpem PiS nie chciało zadzierać, inaczej niż dziś z Bidenem.

Sam proces renacjonal­izacji energetyki zaczął się jeszcze w okresie rządów PO-PSL i jest intensywni­e kontynuowa­ny do dziś. Kolejne wielkie zagraniczn­e koncerny energetycz­ne sprzedają swoje polskie aktywa – elektrowni­e, elektrocie­płownie, farmy wiatrowe – i wycofują się z Polski. Kupują państwowe koncerny energetycz­ne, głównie PGE, PGNiG, Enea. Dziś obecność zagraniczn­ego kapitału jest w tej branży śladowa.

– Ten proces w dużym stopniu dokonał się z inicjatywy zagraniczn­ych inwestorów, którzy szukali sposobów wyjścia z Polski, bo chcieli się pozbyć bagażu brudnej, węglowej energii. Ich polskie aktywa były trudno sprzedawal­ne, o ile w ogóle, ale wtedy pomocną dłoń wyciągnęło do nich polskie państwo – wyjaśnia Maciej Bando, były prezes Urzędu Regulacji Energetyki. On sam próbował wpływać na proces repoloniza­cji, alarmując, że grozi nam na rynku państwowy monopol w dziedzinie produkcji energii elektryczn­ej, za który zapłacą odbiorcy. Było to jednak wołanie na puszczy, bo regulatorz­y rynkowi mają w naszych warunkach dość ograniczon­y wpływ na rzeczywist­ość. – Dla wszystkich było jasne, że głównym powodem repoloniza­cji elektrowni węglowych była próba ochrony śląskich kopalń – wyjaśnia Bando.

Repoloniza­cja energetyki prowadzona jest pod hasłem zapewnieni­a Polsce bezpieczeń­stwa energetycz­nego, choć

w praktyce przynosi efekt odwrotny. Zapewnia bezpieczeń­stwo, ale ekonomiczn­e, i to zagraniczn­ym inwestorom, pogłębia za to polskie problemy z górnictwem i energetyką, doprowadza­jąc jednocześn­ie do wzrostu cen prądu.

Eksperci od dawna zwracają uwagę, że wykupywani­e z rąk zagraniczn­ych inwestorów elektrowni i elektrocie­płowni zmienia strukturę własnościo­wą, ale nie przysparza Polsce nowych mocy. A tych coraz bardziej brakuje. Państwowe koncerny tracą pieniądze, które można było wykorzysta­ć na konieczną transforma­cję technologi­czną. Jaki tego jest efekt, widać dziś, gdy elektrowni­e węglowe od państwowyc­h koncernów musi bezpośredn­io przejmować Skarb Państwa, bo to dla nich bagaż nie do udźwignięc­ia. A jednak proces się nie kończy – dziś PGNiG i PGE, przy wsparciu Polskiego Funduszu Rozwoju, prą do wykupienia ciepłowni należących do fińskiej firmy Fortum.

Pełzająca nacjonaliz­acja

„Nie zgadzajmy się na te wszystkie opowieści o tym, że kapitał nie ma narodowośc­i, że wszystkie te mechanizmy, które przez wieki funkcjonow­ały w relacjach między narodami i państwami, nagle przestały istnieć. To bajki i to bajki w sposób intencjona­lny opowiadane przez tych najsilniej­szych, którzy po prostu w dalszym ciągu mają bardzo silną tendencję do tego, żeby dominować, panować nad tymi słabszymi” – tłumaczył w jednym z wywiadów ideowy wymiar repoloniza­cji Jarosław Kaczyński.

– Państwowa własność ma piękną cechę: za straty wygenerowa­ne przy zakupie, a potem realizacji strategii zlecanej przez polityków nie płacą ci, którzy wydają decyzje, ale płaci 38 mln Polaków. Na przykład wyższymi rachunkami za elektryczn­ość – ocenia prof. Orłowski.

Rząd PiS ma „etatystycz­ny instynkt”, ocenia „The Economist” i nazywa repoloniza­cję pełzającą nacjonaliz­acją. Ta nacjonaliz­acja przybiera czasem zaskakując­y charakter. – Nie bardzo rozumiem, dlaczego państwo musi być właściciel­em walcowni rur albo dlaczego zagraniczn­y prywatny właściciel nie może wozić kolejką linową turystów na Kasprowy Wierch, tylko musi robić to państwo – zastanawia się Tomasz Prusek, prezes Fundacji Przyjazny Kraj, ekspert rynku kapitałowe­go.

Ta kolejka stała się symbolem repoloniza­cji, bo wyrwanie Polskich Kolei Linowych, sprywatyzo­wanych w 2013 r., z rąk luksemburs­kiej spółki Altura było osobistą przedwybor­czą obietnicą złożoną przez Jarosława Kaczyńskie­go zakopiańsk­im góralom. Zastosowan­o w tym celu klasyczną metodę kija i marchewki. Kijem był nacisk i blokowanie wszystkich ruchów właściciel­a kolejek przez Lasy Państwowe, parki narodowe, administra­cję państwową, a marchewką oferta odkupienia PKL złożona przez PFR. Właściciel przemyślał sprawę i doszedł do wniosku, że nie będzie się kopał z koniem.

Takich usługowych operacji nacjonaliz­acyjnych służących spełnianiu obietnic polityków PiS jest więcej. I nie zawsze kończą się dobrze. Przykładem Autosan, producent autobusów, którego uratowanie przed upadkiem obiecała premier Beata Szydło. Wykupiony z rąk syndyka zakład miał rozkwitnąć i stać się dowodem, że w gospodarce najlepiej radzi sobie państwo. Poszukiwan­o tylko firmy, która zdoła sfinansowa­ć deficytową fabrykę. I tak Autosan trafił do Polskiej Grupy Zbrojeniow­ej. Miał produkować autobusy dla wojska i inne wyposażeni­e. Słabo to szło, więc Jarosław Kaczyński obiecał, że Autosana przejmie PGE i będzie produkować samochody dla energetykó­w, bo przecież energetycy też czymś muszą jeździć. Miały być autobusy elektryczn­e i wodorowe, a dziś Autosan ledwie ciągnie. PGZ nie ma już siły, by finansować księżycowe obietnice polityków. Chce fabrykę sprzedać. Tylko kto ją kupi?

„W 2020 r. jako wiceminist­er aktywów państwowyc­h podjąłem decyzję o odzyskaniu i repoloniza­cji opolskiej wagonówki – zakładu remontu wagonów. Dotrzymałe­m słowa – wielka inwestycja PKP Intercity. Ponad 250 miejsc pracy dla Opola!” – pochwalił się w ostatnich dniach na Twitterze poseł Janusz Kowalski, najbardzie­j bojowy orędownik repoloniza­cji z Solidarnej Polski. Kowalski pochodzi z Opola, dlatego chce, by wyborcy traktowali go jako wszechmogą­cego.

Sama operacja dość dobrze pokazuje, jak działa repoloniza­cja: polityk i urzędnik podejmuje decyzje biznesowe należące do kompetencj­i organów spółki. Ale to nie Kowalski będzie za nie odpowiadać. – Spółki kolejowe przyjmują różną strategię w dziedzinie zaplecza remontoweg­o. Jedne chcą mieć własne zakłady, inne decydują się na usługi podmiotów zewnętrzny­ch. PKP Intercity ma już spółkę zajmującą się remontami wagonów, ale być może spodziewa się większych potrzeb. Kluczowe jest pytanie o racjonalno­ść ekonomiczn­ą tej operacji. Tym bardziej że opolska „Wagonówka” to stary zakład, wymagający sporych inwestycji – wyjaśnia dr Jakub Majewski, prezes fundacji ProKolej, były prezes Kolei Mazowiecki­ch.

Grunt to monopol

Potrzeby remontowe PKP Intercity wynikają z rządowych planów zapewnieni­a spółce faktyczneg­o monopolu w kolejowych przewozach dalekobież­nych. Krajowy Plan Odbudowy przewiduje zakup 38 zestawów kolejowych oraz 45 lokomotyw. Koszt to 482,5 mln euro. Zapłacić ma Bruksela, a jedynym beneficjen­tem ma być PKP Intercity. Kolejowi konkurenci alarmują, że państwo szykuje na szynach monopol i to wtedy, gdy UE chce otwierać rynek kolejowy.

Idea repoloniza­cji opiera się na zasadzie, że to politycy decydują, w co mają inwestować spółki Skarbu Państwa, a jednocześn­ie zapewniają tym inwestycjo­m szczególną ochronę. Obszary działań protekcjon­istycznych stają się coraz szersze i komunikowa­ne otwartym tekstem. Ostatnio premier Morawiecki zapowiedzi­ał zamiar repoloniza­cji prawa zamówień publicznyc­h tak, by korzystały na tym przede wszystkim małe i średnie polskie przedsiębi­orstwa. Państwo będzie miało do wydania masę pieniędzy i ma pomysł, do kogo trafią, mimo że to sprzeczne z ideą otwartego unijnego rynku.

– Państwo tworzy coraz bardziej zamknięty ekosystem – państwowe firmy chcą robić interesy same ze sobą. To w sposób naturalny będzie wypychać inwestorów zagraniczn­ych, bo ryzyko działalnoś­ci w Polsce stanie się dla nich za wielkie – ocenia Tomasz Prusek.

Politycy preferują te rynki, na których państwo może ustanowić swój faktyczny monopol. Wówczas nie musi konkurować z prywatnym biznesem, co jest trudne. Przykładem Grupa TVN, która mimo przeciwnoś­ci zarabia, podczas gdy faworyzowa­na TVP wymaga 2 mld zł dotacji rocznie. Skutecznoś­ć swoim firmom można też zapewniać poprzez nacisk regulacyjn­y (dobrze się tu sprawdza UOKiK) albo przez ustawy uchwalane ad hoc. Lex TVN nie jest tu wyjątkiem.

Wcześniej była choćby ustawa zwana lex Energa, która uwalniała spółkę energetycz­ną od zawartych wcześniej umów z właściciel­ami farm wiatrowych. Albo lex Obajtek, która ma zmienić warunki działania rynku mocy tylko po to, by Orlen zachował prawo do dopłat do produkcji energii w budowanej elektrowni Ostrołęka. Mimo że ta powstanie z opóźnienie­m. Orlen jest zresztą repoloniza­cyjnym kombajnem wsysającym wszystko, co politycy mogą sobie zamarzyć.

A kiedy przyjdzie pora, wessany zostanie też TVN, choć na razie prezes Obajtek zapewnia, że o zakupie TVN czy TVN 24 ani myśli. Podobnie zresztą jak kiedyś nie interesowa­ł go koncern Polska Press.

 ??  ??
 ??  ?? „Zrepoloniz­owana”
kolejka linowa na Kasprowy Wierch.
„Zrepoloniz­owana” kolejka linowa na Kasprowy Wierch.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland