Dwie strony medali 14 medali, w tym 4 złote,
Jeśli igrzyska olimpijskie mają podbudowywać narodowe ego, powinniśmy odczuwać satysfakcję. to najlepszy wynik polskich olimpijczyków od igrzysk w Sydney w 2000 r. Rozbiór medalowego dorobku na czynniki pierwsze wskazuje, że polski sport olimpijski stoi dziś lekkoatletyczną monokulturą. Biorąc pod uwagę wyniki nowego polskiego wunderteamu na ostatnich mistrzowskich imprezach lekkoatletycznych, świetny występ w Tokio nie jest żadnym zaskoczeniem. Jeśli coś może dziwić, to fakt, że faworyci do medali udźwignęli oczekiwania. Bo akurat w igrzyska wpisana jest wyjątkowa presja. Własna i narodowa.
Sport jak mało która dziedzina życia zapewnia pretekst i kontekst do uniwersalnych, pokrzepiających opowieści o ludzkiej determinacji oraz sile woli. A igrzyska wreszcie dają bohaterom drugiego planu możliwość zaistnienia i wyjścia z cienia, jaki na co dzień rzuca na nich piłka nożna. Mamy więc srebrną oszczepniczkę Marię Andrejczyk, której olimpijskie przygotowania znaczyła czarna seria kontuzji i operacji. Mamy złotego chodziarza Dawida Tomalę, który jeszcze niedawno musiał dorabiać na budowie. Mamy brązowego 800-metrowca Patryka Dobka, który większość sportowej kariery biegał przez płotki; dał się namówić na zmianę konkurencji w ostatniej chwili i od razu wdarł się do czołówki, depcząc po piętach Kenijczykom, nieosiągalnym – wydawało się – dla reszty świata. W złotej sztafecie mieszanej 400-metrowców znajduje się Kajetan Duszyński, z powodzeniem łączący profesjonalne uprawianie sportu z karierą naukową w biotechnologii.
Pozostałe medale tradycyjnie przyszły z wody (kajakarstwo, żeglarstwo i wioślarstwo) i w zapasach (ostatnim ze sportów walki, w którym zachowały się jeszcze ślady niedawnej polskiej potęgi). Płodozmian jest więc mało imponujący. Są pewnie tacy kibice, którzy chętnie zamieniliby dwa złota w rzucie młotem na jedno siatkarzy, znów pokonanych w ćwierćfinale – co boli tym bardziej, że są w końcu podwójnymi mistrzami świata. W pozostałych sportach zespołowych zarówno w wydaniu damskim, jak i męskim, nie istniejemy. Szkoda, bo olimpijskie sukcesy mają wyjątkowy rezonans, co właśnie przeżywają Francuzi (mężczyźni zdobyli złoto w piłce ręcznej i siatkówce oraz srebro w koszykówce, a kobiety złoto w piłce ręcznej, srebro w rugby i brąz w koszykówce!). Siatkarze jako jedyni w ostatnich latach zadali kłam teorii mówiącej, że polska drużynowa niemoc jest lustrem narodowych wad: nieufności, egoizmu, nieumiejętności współpracy. Ale jest też inna prawda: że stan polskich gier zespołowych jest odzwierciedleniem stanu polskiego państwa – tak przynajmniej jeszcze kilka lat temu twierdził sam Andrzej Duda.