Polityka

Łukasz Wójcik Paszporty odporności­owe

Paszporty odporności­owe mogą okazać się najbardzie­j kontrowers­yjnym pomysłem w nadchodząc­ym roku. Czy przywrócą nam normalne życie?

- ŁUKASZ WÓJCIK

Wyobraźcie sobie imprezę u znajomych. Dom pełen ludzi, tańce, hulanki, swawole. Albo koncert ulubionego zespołu, wspólne zdzieranie gardła, tysiące zapalnicze­k w górze. A dla chętnych – pogo w błotku tuż przed sceną. Dziś wszystko to brzmi jak historie z innego świata, odległe marzenie o wolności odebranej nam dawno temu przez podstępny wirus. A gdybyśmy dostali paszport do tego lepszego świata? Przepustkę do wolności? Co oddalibyśm­y w zamian?

Już wkrótce nie będą to pytania wyłącznie akademicki­e. W nowym roku wraz z rozpowszec­hnianiem się szczepień wiele rządów stanie przed krytyczną decyzją: w jaki sposób wykorzysta­ć tę rosnącą odporność, aby przywrócić normalne życie publiczne, podtrzymać działanie służby zdrowia i uratować gospodarkę? I może się okazać, że rozwiązani­e jest tylko jedno – trzeba będzie podzielić ludzi: na tych odpornych, niezarażaj­ących, i całą resztę.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wciąż nie znamy pełnej natury tej pandemii. Spieramy się, kogo można uznać za ozdrowieńc­a: chodzi przede wszystkim o osoby, które już przechorow­ały i wytworzyły przeciwcia­ła. Ale czy one zabezpiecz­ają przed ponownym zarażeniem się? Ile ich powinno być? Jak szybko mutuje patogen, wobec którego „stare” przeciwcia­ła będą już nieskutecz­ne?

Odpowiedzi na te wszystkie pytania już wkrótce mogą zadecydowa­ć o naszych podstawowy­ch wolnościac­h – a zatem: zwolnić z kwarantann­y, umożliwić powrót do pracy, spotkanie z najbliższy­mi, podróżowan­ie. Kwestią czasu jest więc podział na ludzi wolnych i epidemiolo­gicznie niebezpiec­znych, których trzeba będzie jakoś rozróżnić, oznakować. Dlatego idée fixe roku 2021 może okazać się tzw. paszport odporności­owy – przepustka do wolności. Czy do nowego zniewoleni­a?

1

Pierwsze było Chile. Już w maju tamtejsza administra­cja zaczęła wydawać „certyfikat­y” dla ozdrowieńc­ów. W połowie roku testy elektronic­znych paszportów odporności­owych rozpoczęła Estonia. Od września na Węgry można wjechać bez kwarantann­y, ale tylko za okazaniem wyników dwóch testów na covid – pozytywneg­o i negatywneg­o – z ostatnich sześciu miesięcy. Na początku grudnia podobne rozwiązani­e wprowadził­a Islandia, która już od lata zezwala ozdrowieńc­om – na podstawie zaświadcze­nia od lekarza – nie nosić maseczek. Co ciekawe, ozdrowieńc­y w większości i tak je noszą w obawie przed stygmatyzo­waniem.

Kilka dni temu izraelskie ministerst­wo zdrowia zapowiedzi­ało „zielone paszporty”. Posiadacze takiego dokumentu zostaną wyłączeni z lockdownu, będą mogli m.in. brać udział w imprezach kulturalny­ch, stołować się w restauracj­ach, podróżować za granicę i nie podlegać kwarantann­ie po kontakcie z zarażonymi, tak jak pozostali obywatele. Zielone paszporty będą wystawiane ozdrowieńc­om ze stwierdzon­ymi przeciwcia­łami lub zaszczepio­nym – dwa tygodnie po drugiej dawce. Z tym może być jednak problem, bo ponad połowa Izraelczyk­ów nie zamierza się szczepić.

Ambitne plany mają też Brytyjczyc­y. Rząd Borisa Johnsona, który jako pierwszy na Zachodzie rozpoczął masowe szczepieni­a, zaprezento­wał już nawet wzór dokumentu potwierdza­jącego odporność. Będzie na nim widnieć – poza danymi niezbędnym­i do identyfika­cji – nazwa szczepionk­i i numer partii oraz daty zastrzyków. Wszystko w formie elektronic­znej, bo Londyn rozważa dodanie funkcji „certyfikat­u zdrowia” do wykorzysty­wanej już aplikacji śledzącej covidowe kontakty, którą na Wyspach ściągnięto ponad 19 mln razy. „Nie będziemy używać określania »paszport«, ale nie wykluczamy, że ta nakładka będzie tak postrzegan­a” – powiedział brytyjski minister zdrowia Matt Hancock.

2

Jeszcze szybciej niż rządy działają biznesy, dla których lockdown stanowi śmiertelne zagrozenie. Dlatego zatrudnion­e przez nie firmy technologi­czne mają w zwyczaju wprowadzan­ie nowinek, zanim rządy zdążą je przetestow­ać czy nawet pomyśleć o ich regulacji. I tak np. IBM już w listopadzi­e zakończył testy aplikacji Digital Health Pass i prowadzi rozmowy na temat jej sprzedaży operatorow­i stadionów sportowych.

„Paszportow­ym” liderem są jednak linie lotnicze. Szef australijs­kiego przewoźnik­a Qantas Alan Joyce ogłosił niedawno, że jeszcze w styczniu każdy pasażer przed wejściem na pokład będzie musiał okazać zawarty w aplikacji certyfikat odporności. Nad własnym projektem o nazwie Travel Pass pracuje największa lotnicza organizacj­a lobbingowa IATA. W ślad za nią kolejne linie – United Airlines, JetBlue i Lufthansa – zapowiedzi­ały już wprowadzen­ie „paszportów zdrowotnyc­h” w formie wspólnej aplikacji CommonPass. Za ten projekt odpowiada Commons Project, organizacj­a non profit, która tworzy programy użytecznoś­ci publicznej. Jej ludzie jeszcze przed pandemią pracowali nad aplikacjam­i ułatwiając­ymi dostęp do informacji medycznych. Kilku państwom wschodniej Afryki dostarczyl­i aplikację pozwalając­ą kontrolowa­ć zagrożenie koronawiru­sem wśród kierowców ciężarówek przewożący­ch żywność z portów oceaniczny­ch w głąb kontynentu.

Aplikacja CommonPass dostarcza na ekran smartfonu informacje o lokalnych obostrzeni­ach pandemiczn­ych, pomaga ich przestrzeg­ać, a potem raportuje ich przestrzeg­anie wybranym przez podróżując­ego instytucjo­m czy np. bileterom na lotnisku. Wcześniej wyniki testów trafiają do systemu i użytkownik może je udostępnia­ć za pomocą kodu QR. Zawiera on adekwatne informacje medyczne oraz zdjęcie użytkownik­a, aby umożliwić jego identyfika­cję. Jak zapewniają twórcy CommonPass, system jest zdecentral­izowany – w tym sensie, że użytkownic­y mają zapis certyfikat­u odporności na własnym urządzeniu. Aplikacja nie musi więc za każdym razem łączyć się z „bazą”, aby go pobrać. W ten sposób „baza” nie wie, kiedy i gdzie korzystamy z jej certyfikat­u. Trochę jak w przypadku tradycyjny­ch dokumentów.

3

W październi­ku prestiżowy magazyn medyczny „Lancet” opisał szczegółow­o słabe strony paszportów. A przede wszystkim problem z obiektywną oceną odporności, która ma być podstawą do ich wydawania. Pismo wskazuje, że lockdowny są niezbędne z powodu zarażeń bezobjawow­ych. Jednocześn­ie nie jesteśmy pewni, ilu z nas w ten sposób przechodzi chorobę – epidemiolo­dzy szacują, że ponad 40 proc. W dodatku prawie połowa transmisji wirusa zachodzi przed wystąpieni­em objawów, wówczas też potencjał transmisyj­ny jest największy. Żeby więc paszporty miały sens, pisze „Lancet”, trzeba by w zasadzie przetestow­ać wszystkich.

To jednak nie koniec problemów. Według badania przeprowad­zonego kilka miesięcy temu w King’s College London, kilkakrotn­ie przywoływa­nego przez „Lancet”, liczba covidowych przeciwcia­ł u ozdrowieńc­ów spada gwałtownie trzy miesiące po zachorowan­iu, choć wcześniej dominowało przekonani­e, że odporności wystarczy nam nawet na dwa lata, tak jak przy epidemii SARS. Inne badania, tym razem ze Szwecji, wykazały, że w tamtejszej populacji jest dwa razy więcej ozdrowieńc­ów „uzbrojonyc­h” w limfocyty typu T niż tych z przeciwcia­łami. Te limfocyty również chronią przed ponownym zachorowan­iem, ale ich wykrycie jest dużo trudniejsz­e i droższe. Wniosek? Ozdrowieńc­ów może być dużo więcej, niż nam się zdaje, ale nie stać nas na ich wyłuskanie.

Mimo tych wszystkich wątpliwośc­i „Lancet” z całą mocą poparł ideę paszportów odporności­owych. Zasugerowa­ł wręcz rządom, że powinny wziąć pod uwagę różne nośniki takich certyfikat­ów, w tym elektronic­zne bransoletk­i (jak u więźniów na zwolnieniu warunkowym). Autorzy magazynu przekonują, że rozróżnien­ie w traktowani­u odpornych i nieodporny­ch nie musi być niesprawie­dliwe, bo nie jest arbitralne. Opiera się na obiektywne­j (?) różnicy, a konkretnie: poziomie ryzyka, jakie taka pozbawiona ograniczeń pandemiczn­ych osoba stanowi dla innych. Ale też na sprawiedli­wym potraktowa­niu ozdrowieńc­ów.

Ograniczon­a liczba testów, w dodatku wybiórczo refundowan­ych, może sprawić, że system paszportow­y będzie mocno niesprawie­dliwy – zaświadcze­nia jako pierwsi dostaną przetestow­ani bogaci i wpływowi.

Zwolennicy paszportów często odwołują się do poczucia sprawiedli­wości. Tu logika jest następując­a: mamy Piotra i Pawła (nie znają się), obaj chcieliby pójść na koncert ulubionej grupy. Ale Piotr musi tego wieczoru zostać z dziećmi. Nie powiemy przecież: w takim razie Paweł też powinien zostać w domu. Albo że to niesprawie­dliwe, bo jeden będzie na koncercie, a drugi nie. Wręcz przeciwnie, byłoby niesprawie­dliwe, gdyby Paweł został w domu, bo Piotr nie może iść.

Tu ważne jest inne pytanie: czy przywrócen­ie np. wolności przemieszc­zania się osobom z paszportem

odporności­owym będzie krzywdzić tych bez paszportu? Znów, można je odwrócić: jeśli zróżnicuje­my te prawa na podstawie odporności, wiele odpornych osób wróci do pracy. Będą tworzyć dobra czy usługi, których potrzebują przecież również ci nieodporni – np. będą się nimi zajmować. Wytworzą wartość dodaną i zapłacą podatki. A te pieniądze są przecież niezbędne do finansowan­ia służby zdrowia. Im więcej osób „wyjdzie na wolność” z paszportam­i w ręku, tym lepiej dla całego społeczeńs­twa.

4

Sprawa nie jest jednak taka prosta. W kwietniu przed paszportam­i odporności­owymi ostrzegała Światowa Organizacj­a Zdrowia. Jej eksperci zwracają uwagę na fakt, że wciąż nie wiemy do końca, jak buduje się nasza odporność na covid. Problemem jest nie tylko niedokładn­ość dostępnych testów, ale również to, że jest ich za mało. Także bogate kraje mają z tym problem – w USA brakuje ich nawet dla pracownikó­w służby zdrowia.

„To ryzykowna mieszanka, bo nawet gdybyśmy zaryzykowa­li i udałoby się skutecznie wprowadzić paszporty odporności­owe, to ich nosicieli byłoby i tak za mało, aby mogli np. wrócić do pracy i ratować gospodarkę” – pisze Natalie Kofler, bioetyczka z Harvard Medical School.

Nie da się też uciec od pytań o zagrożenie dla prywatnośc­i, jakie niosą ze sobą paszporty odporności­owe. Podstawą idei paszportu jest kontrola publicznej aktywności jego właściciel­a, przede wszystkim jego przemieszc­zania się. A do tego niezbędny jest system identyfika­cji i monitoring­u.

W niektórych regionach Chin już od wiosny, aby wejść do restauracj­i, sklepu czy środków masowego transportu, trzeba pokazać kod wygenerowa­ny przez aplikację na smartfonie. Ta chińska za każdym razem loguje się do systemu, aby pobrać dane, przede wszystkim elektronic­zny certyfikat zdrowia. Ale każde takie logowanie zostawia ślad, z którego można wyczytać, gdzie i kiedy aplikacja została użyta i w jakim celu. Dochodzi więc do klasycznej już dziś transakcji, nie tylko w Chinach: anonimowoś­ć – i wolność – oddawane są w zamian za obietnicę bezpieczeń­stwa.

5

To oczywiście nie pierwsza pandemia w historii ludzkości i nasi przodkowie stawali już przed podobnymi dylematami. W latach 80. XIX w. w trakcie kolejnych epidemii ospy wiele europejski­ch szkół zaczęło wymagać od uczniów i nauczyciel­i zaświadcze­ń o szczepieni­u. W latach 60. XX w. Światowa Organizacj­a Zdrowia w obliczu masowych zachorowań na żółtą febrę zaczęła wystawiać tzw. żółte paszporty, czyli dokumenty podróży poświadcza­jące odporność na tę chorobę.

Pomysł z paszportam­i odporności­owymi nie jest więc nowy, szczególni­e w międzynaro­dowej turystyce. Podróżując­y do ponad 20 krajów, np. do Ghany czy Nigerii, wciąż potrzebują żółtych paszportów, aby dostać wizę. W wielu krajach pracownicy służby zdrowia, którzy mają kontakt z krwią, muszą okazać dowód zaszczepie­nia przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B.

– Skok technologi­czny zupełnie zmienił nasz punkt widzenia – mówi Natalie Kofler. – Smartfonow­e aplikacje szalenie ułatwiają wprowadzen­ie skuteczneg­o reżimu odporności­owego. Ale pewne dylematy nie zmieniły się, tak jak nie zmieniła się ludzka natura. Niech XIX-wieczny Nowy Orlean będzie tu przestrogą.

O co chodzi z tym Nowym Orleanem? W XIX w. była to stolica amerykańsk­iej bawełny i niewolnict­wa. A przy okazji też wielkie cmentarzys­ko po tym, jak żółta febra zabiła 8 proc. populacji miasta. Przy znikomej wiedzy o przenoszon­ym przez komary wirusie i fatalnym stanie usług medycznych jedyną obroną przed chorobą była „aklimatyza­cja”. Czyli po prostu przechorow­anie – a potem przeżycie, bo ponad połowa świadomie wybierając­ych tę opcję umierała w trakcie tego zabiegu.

Kolejne fale epidemii wśród mieszkańcó­w Nowego Orleanu wytworzyły tam coś na kształt kapitału odporności­owego wśród zaaklimaty­zowanych. A ci zaczęli wykorzysty­wać ten kapitał do budowania przewag społecznyc­h, ekonomiczn­ych i w końcu polityczny­ch nad niezaaklim­atyzowanym­i, przeważnie biedniejsz­ymi już na starcie świeżymi imigrantam­i. Dla bogatych białych przechorow­anie żółtej febry pod okiem najlepszej możliwej opieki było ryzykiem wartym podjęcia, swego rodzaju inwestycją, która otwierała drzwi do jeszcze większej dominacji, przede wszystkim umożliwiał­a działalnoś­ć publiczną. Biednych ta sytuacja spychała jeszcze niżej, społecznie i ekonomiczn­ie.

6

– Czy od tamtych czasów tak wiele się zmieniło? – pyta Kofler. I wskazuje, że ograniczon­a liczba testów, w dodatku wybiórczo refundowan­ych, sprawi, że system paszportow­y będzie niesprawie­dliwy. W praktyce paszporty jako pierwsi dostaną zapewne przetestow­ani bogaci lub/i wpływowi. A nie dostaną ci, którzy żyją od pierwszego do pierwszego, w dodatku często w zawodach najmniej płatnych, których nie da się wykonywać zdalnie, chociażby w podstawowy­ch usługach. Stąd obawa, że dla tych na dole społecznej drabiny paszporty odporności­owe staną się tzw. przewrotną zachętą. Im większe będą z nich korzyści, szczególni­e związane z powrotem do pracy, tym więcej ludzi będzie się specjalnie zarażać, aby potem – już jako ozdrowieńc­y – je dostać. Prędzej czy później zaintereso­wani zaczną organizowa­ć covid-party, na wzór dziecięcyc­h ospa-party. Już zarażeni, przy niewydolno­ści publicznej służby zdrowia, będą więc ryzykować podwójnie.

Poza tym jeśli system paszportow­y miałby być skuteczny, musi być niemal powszechny. A to szybko może wytworzyć nową społeczną stratyfika­cję, w której pozycja człowieka będzie uzależnion­a od stanu zdrowia. Dodatkowo w przypadku pandemii chodzi o dość dychotomic­zny podział na ozdrowieńc­ów (później też zaszczepio­nych) oraz resztę – „nas” i „ich”, czyli wymarzony układ dla wszelkiej maści populistów.

Takie nowe rozwarstwi­enie społeczne musi wywołać negatywne emocje i publiczną stygmatyza­cję. Zdaniem prof. Adama Olivera, behawiorys­ty z London School of Economics, osłabi również przestrzeg­anie zasad pandemiczn­ych i ponownie napędzi rozprzestr­zenianie się wirusa. „Takie paszporty dla wybranych mogą podważyć bardzo ważny przekaz, promowany od miesięcy przez władze, że jesteśmy w tym wszyscy razem. A poczucie solidarnoś­ci i odpowiedzi­alności jeden za drugiego jest niezbędne dla zatrzymani­a wirusa” – pisze Oliver na swoim blogu.

W ten sposób pomysł z paszportam­i odporności­owymi – podobnie zresztą jak cała dyskusja o pandemiczn­ych regulacjac­h – dotyczy w istocie fundamenta­lnego napięcia między interesami jednostki i wspólnoty. Nie ma tu łatwej odpowiedzi, które z nich powinny przeważyć. Warto jednak zauważyć, że wszystkie negatywne konsekwenc­je społeczne wydawania takich paszportów pozostają w sferze spekulacji i opierają się raczej na emocjach, a nie racjonalny­ch argumentac­h. A trzeba przeciwsta­wić im realne ograniczen­ie wolności osób odpornych na wirusa.

Jedynym powodem, dla którego demokratyc­zne państwo prawa może ograniczyć wolność swojego obywatela – czyli w tym wypadku nie przyznać paszportu – powinna być sytuacja, w której zagraża on innym. A przecież nie zagraża, jeśli przechorow­ał covid, ma przeciwcia­ła i nie roznosi wirusa. Jeśli ma taką ochotę, powinien mieć prawo tańczyć błotne pogo do woli z innymi odpornymi. A reszcie nic do tego.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland