Człowiek z gruzów
„globalny talent”? Jak ściągnąć wybitnych twórców, dla których swobody obywatelskie są ważniejsze niż świetnie wyposażone laboratoria? Żeby odnieść sukces, konserwatywny Singapur musiał zbudować taki image, jaki mają San Francisco, Londyn czy Berlin. W końcu znaleziono „złoty środek”. Zdecydowano się na bezprecedensową w skali publiczną dyskusję o paragrafie 377A. Publicznie ważono za i przeciw, dopuszczono do głosu obie strony. Dyskusja miała na celu nie tyle doprowadzenie do zmiany kodeksu (nikt śledzący singapurski dyskurs publiczny nie miał w tym względzie wątpliwości), ile „rozmasowanie” tematu i pokazanie, jak bardzo państwo-miasto jest otwarte na różnorodność. Ostatecznie zdecydowano, że kontrowersyjny przepis prawa pozostanie w kodeksie, ale państwo nie będzie go aktywnie stosowało.
Czas pokaże, czy taka polityka przyniesie Singapurowi spodziewany efekt. Na razie w coraz większym stopniu młodzi Singapurczycy (statystycznie jeden z pięciu), uznawani globalnie za najlepiej „wykształconą młodzież”, korzystają z faktu, że wszędzie przyjmowani są z otwartymi ramionami (drugi po japońskim „najlepszy” paszport na świecie;
190 państw i terytoriów nie wymaga od nich wizy) i głosują nogami. Najbardziej zdolni wybierają życie i pracę za granicą. Singapur jest doskonałym, niemal laboratoryjnym, przykładem pokazującym, że we współczesnym zglobalizowanym świecie nowoczesny i konkurencyjny rozwój uwarunkowany jest postępowym charakterem społeczeństw. Te, które decydują się na konserwatywną hermetyczność, nie mają szans i na własne życzenie nieuchronnie relegują się na margines postępu.
Dzielnica, o której mowa w artykule„Człowiek z gruzów”(POLITYKA 41), to podwarszawskie Boernerowo, a nie Bernerowo. Nazwa pochodzi od nazwiska inżyniera Ignacego Boernera. Obszar Boernerowa przyłączono do Warszawy w 1951 r. i przemianowano na Bemowo. Obecnie powrócono do pierwotnej nazwy.