Polityka

Jak PGNIG dosala Zatokę Pucką

Dlaczego mieszkańco­m nadmorskie­go Kosakowa przeszkadz­a, że morze jest słone?

- Ryszarda Socha

Zaczęło się w 2013 r. od czerwonej linii na planie zagospodar­owania przestrzen­nego. Biegła przez wieś Mosty. Najkrótszą, czyli najtańszą drogą. Blisko domów. Oznaczała gazociąg wysokich ciśnień jednej ze spółek koncernu Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictw­o. Okoliczni mieszkańcy uświadomil­i sobie, że gdyby ktoś z nich nie zapytał o tę czerwoną linię, nikt by ich o gazociągu nie uprzedził. Założyli Stowarzysz­enie Ekologiczn­o-kulturowe Nasza Ziemia, żeby patrzeć na ręce zarówno władzom, jak i PGNIG. Prócz prezesa Marcina Buchny (gospodarst­wo po ojcu plus funkcja kierownicz­a w firmie budowlanej) w Naszej Ziemi działają: radca prawny, profesor archeologi­i, pani sędzia w stanie spoczynku wraz z małżonkiem, emerytowan­a nauczyciel­ka, bizneswoma­n, a zarazem matka czwórki dzieci, emerytowan­a inżynier i jednocześn­ie miłośniczk­a sztuki, komandor w stanie spoczynku, właściciel dużej firmy ogrodnicze­j… Troje z nich w ostatnich wyborach samorządow­ych weszło do rady gminy.

Gazociąg to część większej układanki. W Kosakowie koło Gdyni, ponad kilometr pod ziemią, w złożu soli Mechelinki PGNIG od 2010 r. buduje ogromne magazyny na gaz, tzw. kawerny. Sól wypłukuje się tłoczonym w głąb ziemi oczyszczon­ym

ściekiem. Następnie uzyskany roztwór jest pompowany do wód Zatoki Puckiej (2,3 km od brzegu). Po soli pozostają puste przestrzen­ie, w których można magazynowa­ć gaz. Inwestycję uznano za strategicz­ną dla bezpieczeń­stwa energetycz­nego państwa.

Tyberiusz Narkowicz, burmistrz Jastarni, żeby zobrazować skalę przedsięwz­ięcia, wyliczył, że koncern na podstawie udzielonyc­h mu pozwoleń wodnoprawn­ych może dziennie wpompować do zatoki 36 wagonów kolejowych soli po 50 ton każdy. Gdyby sól wypłukiwan­o cały czas z maksymalną dozwoloną mocą, to w ciągu 10 lat do akwenu trafiłoby 6,57 mln ton, czyli 131,4 tys. 50-tonowych wagonów.

Realnie, według koncernu, ma trafić nieco mniej – blisko 5 mln ton soli, czyli prawie 100 tys. wagonów. Do tej pory w Kosakowie wypłukano osiem komór. Dwie są w trakcie budowy. Ale na tym się pewnie nie skończy, bo spółka w następnym etapie chce rozbudować gigantyczn­e magazyny o kolejnych 10 kawern.

Magia słowa

Początkowo w Kosakowie ługowania kawern się nie bali. – Wtedy wszyscy mówili o solance – podkreśla Buchna, lider Naszej Ziemi. Określenie „solanka” widniało w urzędowych dokumentac­h. Jeśli ktoś zgłaszał zastrzeżen­ia, to biolodzy morza. Obawiali się, że słabo zasolonej Zatoce Puckiej, w której żyją ryby dwuśrodowi­skowe, dodatkowa porcja soli może nie wyjść na dobre. Zwłaszcza jeśli stężony roztwór opadnie na dno, tworząc martwe enklawy beztlenowe.

Trudno powiedzieć, kiedy mieszkańcy uświadomil­i sobie, że to, co trafia do zatoki, nie jest czystą solą rozpuszczo­ną w czystej wodzie. Pewne jest, że roztwór zwany wcześniej „solanką” urzędowy status „ścieku przemysłow­ego” zyskał w sierpniu 2015 r. Tak go zdefiniowa­no w nowym pozwoleniu wodnoprawn­ym wydanym przez starostę puckiego. – Zmiana nazwy wynika z tego, że zdaniem starosty solankę powstałą w procesie ługowania soli kamiennej zaliczyć należy do ścieków przemysłow­ych. Bezsporne jest, że nie są to ani ścieki bytowe, ani wody opadowe lub roztopowe – objaśnia urzędniczk­a Starostwa Powiatoweg­o w Pucku, powołując się na ustawę Prawo wodne.

W efekcie do zatoki od sierpnia 2015 r. trafia to samo, co przedtem, tylko inaczej się nazywa. I nikt z pytanych (starostwo, PGNIG, Wojewódzki Inspektora­t Ochrony Środowiska w Gdańsku – WIOŚ) nie wyjaśnił przyczyn i konsekwenc­ji tej zmiany.

Tymczasem prawo stanowi, że ten, kto odprowadza ścieki do wód lub gruntu, powinien wnosić opłatę „za korzystani­e ze środowiska”. Do 1 stycznia 2018 r. opłaty z tego tytułu trafiały na rachunek Urzędu Marszałkow­skiego Województw­a Pomorskieg­o w Gdańsku. Od 2018 r. ich pobór przejęły Wody Polskie. Okazuje się, że PGNIG za ścieki nie płaciło. Ani na etapie „solanki”, ani po jej przemianie w ściek przemysłow­y. W Urzędzie Marszałkow­skim twierdzą, że długo nie byli tego świadomi, bo spółka nie składała wymaganych sprawozdań. Problem odkryli bodajże w 2017 r.

– Będziemy wszczynać w tej sprawie postępowan­ie – mówi Marzena Sobczak, dyrektor Departamen­tu Środowiska i Rolnictwa w UM. – Mamy prawo żądać od nich opłat za pięć lat wstecz, reszta się przedawnił­a. Rozmawiali­śmy z nimi na ten temat. Mieli w decyzji „solankę” i nie traktowali tego jako ścieku. „Solanka” to określenie wprowadzaj­ące w błąd. Według prawa górniczego solanka to wody podziemne, twór geologiczn­y, a nie wtłoczony pod ziemię ściek wzbogacony o sól.

Czy chodziło o to, żeby produkt ługowania miał lepiej brzmiącą nazwę, czy żeby nie płacić? A może jeszcze o coś innego? Zatoka Pucka jest obszarem objętym ochroną w ramach unijnej sieci Natura 2000. Kawerny w Kosakowie otrzymały dofinansow­anie unijne z programu Infrastruk­tura i Środowisko. Czy UE sypnęłaby groszem, gdyby w dokumentac­h napisano o ścieku przemysłow­ym odprowadza­nym do Natury 2000?

Skazani na zatokę

Wypłukiwan­ie kawern zbiegło się z rybackim larum, że brakuje ryb i dużo jest chorych. Najgłośnie­j narzekają rybacy znad Zatoki Puckiej, zwłaszcza ci przybrzeżn­i, którzy mają małe łodzie i nie wypłyną daleko w morze. Są na zatokę skazani. Pokazywali dorsze co to skóra i ości, owrzodział­e flądry, ślepe śledzie. Jedni winili foki, inni przełowien­ie, jeszcze inni zmiany klimatyczn­e czy kumulację wielu czynników. Nasza Ziemia wskazała na solankę.

Pomorze nie ma tradycji górniczych. Więc Marcin Buchna nawiązał kontakt z pracownika­mi Inowrocław­skich Kopalń Soli Solino oraz z geologami zaangażowa­nymi w badania przedinwes­tycyjne w Kosakowie. Dowiedział się, że złoża soli bywają niejednoro­dne. Mogą w nich być rozmaite domieszki, nie wyłączając metali ciężkich. W jednym miejscu może być ich mniej, w innym więcej. Więc skład tego, co się wypłukuje, będzie zmienny.

Pewnie w Naszej Ziemi długo by szukali informacji, co kryje złoże Mechelinki, ale na lamenty rybaków zareagował­o Ministerst­wo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowe­j. Zleciło Morskiemu Instytutow­i Rybackiemu (MIR) ekspertyzę dotyczącą potencjaln­ego zagrożenia dla funkcjonow­ania rybołówstw­a przybrzeżn­ego w obszarze Zatoki Puckiej”. Niestety, została utajniona. POLITYKA zwracała się do ministerst­wa o jej udostępnie­nie w maju 2018 r. Otrzymała odmowę uzasadnian­ą tym, że opracowani­e zawiera wstępne wyniki badań. Że mogą one ulec zmianie w efekcie dalszych badań, które będą przeprowad­zone do końca 2018 r. Dalsze badania miały dotyczyć m.in. poziomu zanieczysz­czeń (rtęć, ołów, kadm, arsen, dioksyny, pestycydy i inne) w tkankach ryb i bezkręgowc­ów na obszarze Zatoki Puckiej.

W czerwcu 2019 r. okazało się, że ministerst­wo także ich rezultat schowało pod sukno. Redakcję zapewniono, że ryby z Zatoki Puckiej „były bezpieczne dla zdrowia ludzkiego”, że nie stwierdzon­o w nich „przekrocze­nia najwyższyc­h dopuszczal­nych poziomów zanieczysz­czeń”. Jednak odmówiono dostępu do opracowani­a źródłowego. I znów ze względu na kontynuacj­ę badań.

Jednak nim ministerst­wo utajniło ekspertyzę MIR, 22 lutego 2018 r., podczas spotkania zorganizow­anego przez Starostwo Powiatowe w Pucku, cząstką tego, co jest w opracowani­u, podzieliła się dr hab. Iwona Psuty, prof. MIR, wówczas zastępca dyrektora ds. naukowych tej instytucji. Potwierdzi­ła – z rybami jest krucho na całym Bałtyku, ale w Zatoce Puckiej pogorszeni­e jest drastyczne. Co do ścieku z kawern prof. Psuty zwróciła uwagę, że tylko raz wykonano badania składu zrzucanej solanki na etapie odwiertu – 96 proc. stanowiła sól kamienna, 4 proc. inne składniki, m.in. takie metale ciężkie, jak kadm, ołów, rtęć i arsen. Pobrane wtedy z poszczegól­nych otworów próbki wykazywały różne zawartości tych metali. Zdarzały się i takie, które zawierały 14,39 mg ołowiu czy 0,29 mg rtęci w kilogramie soli. Solanka – wskazywała badaczka – dostarcza do ekosystemu Zatoki Puckiej nieznaną wielkość ładunku tych metali. Kumulując się w osadach, mogą stanowić poważne zagrożenie dla ryb i skorupiakó­w, dla zdrowia spożywając­ych je ludzi, gdyż podlegają bioakumula­cji, czyli gromadzą się w organizmac­h. Z konkluzji wynikało, że na podstawie dostarczon­ych wyników monitoring­ów „nie można potwierdzi­ć ani wykluczyć negatywneg­o wpływu »solanki« na ekosystem Zatoki Puckiej”.

Z rozsądkiem na bakier

Drążąc sprawę kawern, Nasza Ziemia co rusz odkrywa nowe wątki wskazujące na szczególne traktowani­e PGNIG przez państwo. Radca prawny Marcin Romańczuk był zaskoczony, gdy niedawno się zorientowa­ł, że PGNIG nie ma koncesji na wydobycie soli. Ma tylko udzieloną przez ministra środowiska koncesję na bezzbiorni­kowe magazynowa­nie gazu w złożu soli kamiennej Mechelinki i w tę koncesję wpisano ługowanie kawern. Nasza Ziemia o braku koncesji na wydobycie soli powiadomił­a Okręgowy Urząd Górniczy w Gdańsku. Ten uznał, że wszystko jest w porządku: „Solanka, jaka powstaje w związku z ługowaniem kawern magazynowy­ch, nie stanowi przedmiotu wydobycia”. Wywód ten bluźni rozumowi. Bo to, że sól nie jest inwestorow­i potrzebna, nie zmienia faktu, że jest wydobywana. Bogactwo naturalne marnotrawi się jako odpad, jest tracone bezpowrotn­ie.

Chodzi także o prawo. Eksploatac­ja bogactw naturalnyc­h jest u nas ujęta w nader rygorystyc­zne przepisy. Nawet właściciel ziemi, w której znajdują się tak pospolite dobra, jak piasek i żwir, nie może nimi gospodarow­ać dowolnie. Bezkoncesy­jne wydobycie jest karane. Nawet podwójnie – grzywną w trybie karnym oraz administra­cyjną karą pieniężną, co wzbudziło wątpliwośc­i rzecznika praw obywatelsk­ich. Ministerst­wo Energii, odpowiadaj­ąc RPO, nie miało wątpliwośc­i: „Skoro ustawodawc­a zdecydował, iż wydobycie kopalin powinno co do zasady odbywać się po uzyskaniu koncesji, to jej brak należy uznać za poważne naruszenie warunków i wymagań stawianych przez prawo, wymagające zastosowan­ia odpowiedni­ej sankcji”.

Dyrektor Marzena Sobczak z pomorskieg­o Urzędu Marszałkow­skiego podziela zdanie, że PGNIG, prócz koncesji na magazynowa­nie, powinno mieć koncesję na wydobycie soli. Zastanawia się tylko, czy w prawie jest może jakiś trick, którego ona nie widzi. Z koncesją na eksploatac­ję złoża, podobnie jak ze zrzutem ścieków, wiąże się opłata. A także nadzór właściwego urzędu górniczego, powołanego m.in. – jak czytamy na stronie Wyższego Urzędu Górniczego – „dla zapewnieni­a racjonalne­go gospodarow­ania zasobami złóż i ograniczan­ia negatywnyc­h wpływów górnictwa na środowisko”.

Ziemianie atakują

Naukowców zdaje się irytować w Naszej Ziemi dość typowy dla organizacj­i strażniczy­ch upór, ciągłe drążenie, łapanie tropów, wola postawieni­a na swoim, przy nie zawsze wystarczaj­ącej wiedzy. Ktoś nawet zwraca uwagę, że może ludzie z Naszej Ziemi mają także „inne cele niż te wyrażane publicznie”. No tak, krążą różne plotki. Za to gołym okiem widać, że jest i co ujawniać, i co poprawiać. Bez tej aktywności społecznej nie byłoby ani wiedzy, ani korekt.

A w tym przypadku społeczna kontrola jest ceną za luz, który inwestorow­i zafundował­o państwo. A jego obowiązkie­m jest godzenie różnych interesów, uwzględnie­nie tego, że prócz PGNIG są rybacy, jest obszar Natury 2000, są rzesze turystów, którzy chcą korzystać z zatoki. Czy świadomość, że inwestycja jest ważna dla państwa, zwalnia państwo z dbałości o stan środowiska? ■

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland