Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Będą porody czy rozwody?
Hania nie robi już nadgodzin, mąż zabronił. Bo kiedy ona odbiera telefony w domowym biurze, on gotuje i bawi dwóch synów. I czasami ma dość bycia kurą domową.
Non stop pod jednym dachem
Jak praca to zdalna, jak przedszkole to domowe. Z obawy przed zakażeniem koronawirusem biura i szkoły przeniosły się do domów. Kawiarnie i knajpy zamknięte, a kontaktów towarzyskich i tak trzeba unikać. Pozostaje siedzenie w domu. Mężowie i żony, partnerzy i partnerki spędzają ze sobą całe dnie. I różnie sobie z tym radzą. Do tego dochodzi niepewność, bo nie wiadomo, co będzie z pracą, ze zdrowiem, no i jak długo to wszystko będzie trwało.
ZAKAZ NADGODZIN W DOMU
Hania* wstaje za pięć siódma, o siódmej jest już na stanowisku. Pracuje w obsłudze klienta, a jej firma błyskawicznie przeniosła się na zdalny tryb pracy. Marek pracuje w banku i bał się, że przywlecze coś od klientów do domu, więc to on wziął zasiłek na opiekę nad dziećmi. Do niedawna godziny ich pracy starszy syn spędzał w przedszkolu, młodszy w żłobku. Teraz obydwoma zajmuje się Marek. – Dzieci nie ogarniają tego, że jestem zamknięta w pokoju do 16, a nawet do 17. Mąż czasami też nie. Jak się dowiedział, że przez co najmniej trzy tygodnie będzie kurą domową, to zrobiło mu się słabo – opowiada Hania.
W normalnych czasach obowiązkami domowymi dzielili się po równo, ale teraz to głównie Marek sprząta, gotuje i głowi się nad wymyślaniem zabaw dla dzieci. Hania: – A chłopcy są naprawdę absorbujący. Jak nie chodzą do przedszkola i nie mają gdzie tracić energii, to świrują nawet do godz. 22.
Efekty? Hania relacjonuje, że w domu panuje „megabałagan”, ona z Markiem mają dla siebie o wiele mniej czasu. A jak mają, to coraz częściej się sprzeczają. – Raz zrobiłam nawet kłótnię z obelgami. Powiedziałam, że jeśli nie chce siedzieć z dziećmi, to niech zapier... do roboty, a ja chętnie posiedzę na zasiłku. Dałam mu też do zrozumienia, że w tej sytuacji to ja mam gorzej, bo siedzę cały dzień zamknięta z laptopem, a zza ściany słyszę ich wrzaski.
Po awanturze Marek poszedł z chłopcami na spacer do lasu. Wrócił, przeprosił. – Na razie jest okej. Musieliśmy trochę oczyścić atmosferę i nakreślić granice – podsumowuje Hania. Jedną z granic jest godzina 16: Hania ma wtedy skończyć pracę. – Dostałam od męża zakaz robienia nadgodzin, żebym nie siedziała tyle przy laptopie.
SYSTEM ZARZĄDZANIA RELACJĄ
Nowe zasady pomagają wspólnie funkcjonować w zamknięciu Martynie i Kubie, którzy są ze sobą od ośmiu lat. Para dwudziestoparolatków nie musi ustalać rozkładu każdego dnia, bo pracy Kuby nie da się wykonywać zdalnie. Pracuje w trybie dwa na jeden: dwa dni pracy, jeden dzień wolny. Ale jak już skończy wykonywać obowiązki, pozostaje tylko jechać do domu. Tam Martyna wychodzi już z siebie, bo ze swoją działalnością nie mogła przenieść się do sieci. Od kilku miesięcy występuje na improwizowanej scenie komediowej, która zamknęła się na czas kwarantanny. – Wzięłam się za gotowanie i sprzątanie. Zazwyczaj robi to Kuba, więc z przyzwoitości przejęłam te obowiązki – opowiada Martyna.
To tylko element tego, co nazywają systemem zarządzania relacją. – Wprowadziliśmy sobie ordnung, żeby nie oszaleć i żeby się nie kłócić – opowiada dziewczyna. Ustalili kalendarz spotkań: siadają codziennie wieczorem w salonie i gadają. Jak następnego dnia Kuba ma wolne, poleją sobie po drinku. Scena komediowa wraz z barem działały wieczorami, Martyna spędzała tam mnóstwo czasu, Kuba dołączał po pracy. Ona brylowała pośród gości, a i on jest całkiem towarzyski, ale ciągle brakowało mu jej uwagi. – Teraz załatwiam swoje sprawy w ciągu dnia, a wieczorem mamy czas dla siebie – opowiada.
W grafik wpisują, kto ile czasu spędza na komputerze. Kuba jeździ wyścigówkami w GTA i buduje miasta w Civilization, ona zaczęła grać w Harry’ego Pottera. Jest też czas tylko dla siebie. Ale nie da się całych dni opisać grafikiem. – Ja układam puzzle, a jego nosi z nudów. I rodzi się konflikt, bo ja chcę być sama, a on chce pobrykać. Raz tylko się wkurzyłam i nakrzyczałam na niego: „Daj mi żyć, przeszkadzasz mi”.
SYTUACJA KRYZYSOWA
– Wypracowanie nowych rytuałów może być sposobem na poradzenie sobie z nową sytuacją. Mogą to być wspólne seanse filmowe albo śniadania. Ważne, żeby mieć trochę czasu tylko dla siebie – tłumaczy Katarzyna Wesołowicz, psycholog i psychoterapeutka rodzinna. Wesołowicz nowe warunki określa jasno: dla części par to sytuacja kryzysowa. – Wydawałoby się, że nadszedł czas na planszówki i długie wieczory przy winie. A w nowej rzeczywistości ludziom towarzyszą napięcie i podwyższony poziom lęku. Niektórzy obsesyjnie oglądają wiadomości, innym doskwiera to, że nie wychodzą z domu. I nie radzą sobie z emocjami – opowiada psycholog.
A jak nie ma gdzie wyładować emocji, bo pozamykane są siłownie, nie można pogadać z koleżankami przy kawie, to najłatwiej wyżyć się na domownikach. – Dlatego nie należy rezygnować ze swoich pasji, tylko znaleźć nowe metody ich realizacji, np. przez Skype’a. Trzeba też wykazać się wyrozumiałością, bo dla każdego to nowa sytuacja i dopiero się w niej odnajdujemy.
W nowej sytuacji ciężko się odnaleźć Gosi i Danielowi. Ona w kwietniu idzie do nowej pracy, jemu szefowa już zapowiedziała, że nie wyklucza obniżki pensji. Bo ogólnopolska sieć handlowa, w której pracuje, wytrzyma miesiąc przestoju, ale później trzeba będzie ciąć koszty. Gosia odbiera teraz zaległy urlop ze starej pracy, ale nie ma ani chwili odpoczynku. – Uczę się już nowego stanowiska od dziewczyny, którą będę zastępować. Później zostałoby mi tylko błyskawiczne zdalne wdrożenie, i to po angielsku – opowiada. Dlatego godzinami robi szkolenia, a angielski i tak doszkala, bo będzie potrzebny w nowej firmie. Kiedy ona się uczy, dookoła biega, podszczypuje się i płacze dwoje przedszkolaków.
RELAKS NA DACHU KAMIENICY
Epidemię przeczekują w mieszkaniu mamy Gosi w Śródmieściu. Bo tam mają więcej miejsca, a mamie i tak trzeba robić zakupy. Daniel też pracuje zdalnie, ale dzięki przenosinom biuro urządził w domu na Mokotowie. – Nikogo tam nie ma, więc dla mnie to świetne rozwiązanie. O 16 wyruszam z powrotem i już do końca dnia zajmuję się dziećmi. Na razie testujemy to rozwiązanie, czy żona i teściowa dadzą radę z maluchami w ciągu dnia – opowiada Daniel.
Gosia jest już strasznie zmęczona. Bo nie spodziewała się, że jak dostanie nową pracę, to wybuchnie pandemia. Dzieci boi się wypuszczać na dwór. Sama dla relaksu dwa razy wyszła na dach kamienicy popatrzeć na opustoszałe miasto. – Cali jesteśmy w nerwach, nie mamy czasu dla siebie i zdarza się, że się kłócimy. Daniel ze strachu przed koronawirusem czasami nie chce chodzić na zakupy. A dla mnie to jak wyprawa wojenna: rękawiczki, maseczka, żeby tylko z kimś się nie zetknąć – opowiada Gosia. Jej mąż: – Po zakupy każe mi iść do spożywczaka, a po chleb do piekarni. Mówię jej, żeby się ogarnęła, że da radę zjeść gorszy chleb ze sklepu. Przecież nie będę chodził w tyle miejsc – opowiada.
Z nerwów przegapili rekrutację do przedszkola dla starszej córki. Daniel: – Ostatniego dnia znalazłem chwilę o 20.30. Pół godziny po terminie. Gosia była na mnie zła, ja na siebie też. Może więcej ludzi zapomniało i będą miejsca w naborze uzupełniającym.
ZSZOKOWANY PIES I KOT
Ale nie w każdym domu panuje tyle napięcia. Wiktoria i jej dziewczyna przeszły na pracę zdalną prawie trzy tygodnie temu. Obydwie pracują z salonu: Wiktoria biuro domowe urządza na biurku, a jej dziewczyna pracuje przy stole. Wiktoria pracuje w branży medialnej, czasami zaczyna nawet o godz. 6, popołudniowy dyżur kończy o 23. – Nie ma żadnego problemu w tym, że spędzamy ze sobą 24 godziny. Musimy tylko się pilnować, żeby jedna drugiej nie przeszkadzała podczas rozmów telefonicznych – opowiada. Dziewczyny są ze sobą od 13 lat. Wiktoria mówi, że kwarantanna to jak powrót do początku ich znajomości. Były parą już w gimnazjum i razem się wtedy uczyły. – Po prostu bardzo się lubimy. I lubimy spędzać ze sobą czas – komentuje Wiktoria. W szoku są tylko dwa wielkie psy i dwa stare koty, które z nimi mieszkają. – Snują się całe dnie i nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić. Pewnie nie mogą spać w miejscach, w których zazwyczaj to robiły. Chyba mają nas dość.
Nawet jeśli podczas kwarantanny układa się dobrze, to mimo radości warto zachować czujne ucho. – Jedni specjaliści wieszczą odnowę relacji rodzinnych, inni spodziewają się fali przemocy domowej. Strach o zatrudnienie i zdrowie oraz izolacja mogą rodzić agresję. Tam, gdzie już jest problemem, może się nasilić. Dlatego teraz tym bardziej należy reagować na niepokojące sygnały zza ściany – uwrażliwia Wesołowicz.
Nad izolacją ubolewa Gosia: – Dzwonimy do przyjaciół i znajomych, ale kisimy się w tym samym towarzystwie. Nie ma dopływu świeżej krwi, np. w sklepie, w tramwaju, w kawiarni. Cały świat wchodzi w inne relacje i buduje nowe nawyki. Najgorsze, że nikt nie wie, co będzie i jak długo to będzie trwało.
l
Hania mówi, że w domu panuje „megabałagan”, ona z Markiem mają dla siebie o wiele mniej czasu. A jak mają, to coraz częściej się sprzeczają. – To ja mam gorzej, bo siedzę cały dzień zamknięta z laptopem, a zza ściany słyszę ich wrzaski
* Imiona niektórych bohaterów zmieniłem