Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
PIOTR WESOŁOWICZ:
Oczywiście, gdybym nie wierzyła, rzuciłabym tenis. Marzę, aby nie tylko awansować do setki, ale i podnieść własny rekord, gdy byłam 29. zawodniczką na świecie. Nie grałam jednak przez dwa lata. W 2016 r. wykryto umnie mononukleozę. Musiałam zrobić przerwę. to samo. Lekarze zabronili mi jakiegokolwiek wysiłku, nie mogłam nawet truchtać. Miałam się regenerować. I czekać. Minęło kilka miesięcy do czasu, gdy znów mogłam ćwiczyć.
– Trudne. Od lekarzy słyszałam, że sama poczuję, kiedy choroba odpuszcza. Gdy budziłam się wypoczęta, myślałam w duchu: może to dzisiaj? Z nadzieją jechałam na trening. Ale na korcie znów nie miałam siły, po kilku minutach zatykało mnie, jakbym nigdy nie uprawiała sportu. Do domu wracałam załamana.
– Tak, bardzo mi pomógł odnaleźć się w momencie, gdy moje życie niespodziewanie zwolniło. Już nie pędziłam na kolejny turniej czy mecz, miałam dużo wolnego czasu. Wróciłam do rodzinnego Krakowa, odnowiłam zaniedbane znajomości.
– Najgorsze za mną. Cały sezon nie miałam kłopotów ze zdrowiem. Specjalnie grałam mało, jeden-dwa turnieje w miesiącu, by nie przedobrzyć. Zaczynałam z 550. miejsca w rankingu. Podskoczyłam o 200 miejsc, choć większych sukcesów nie było. Znów czuję jednak radość z tenisa, wróciła mi pewność siebie. Mocniej zaatakuję w kolejnym sezonie.
– To było trudne, ale cenne doświadczenie. Przez lata przyzwyczaiłam się do wielkich turniejów na wielkich stadionach, które oglądały tłumy ludzi, panowała na nich świetna atmosfera. Turnieje ITF przypominały bardziej trening. Na jednym z nich zagrałam mecz na dziesiątym, ostatnim korcie, niemalże w krzakach, na który przyszła garstka ludzi. Dołujące.
– Nie ma sędziów liniowych, jest tylko jeden, stolikowy. Nie ma chłopców do podawania piłek. Kiedy psułam pierwszy serwis, sama musiałam iść pod siatkę i wziąć piłkę, by nie przeszkadzała w grze. Na początku byłam sfrustrowana, ale wiedziałam, że muszę przebrnąć przez te małe turnieje, by wejść wyżej.
– Tak. Chciały pokazać się w meczu z rywalką, która kiedyś była wczołowej trzydziestce rankingu, zawsze fajnie taki mecz wygrać.
– W sierpniu zagrałam w małym turnieju w Chiswick wWielkiej Brytanii. W pierwszej rundzie trafiłam na Szwedkę Linneę Malmqvist. Zagrała mecz życia, ponad możliwości. I awansowała. Ale wkolejnej rundzie, na drugi dzień, zagrała jednego gema i... zeszła z kortu. Nie dlatego, że miała kontuzję. Po prostu nie miała już sił, po naszym pojedynku zeszła z niej cała adrenalina.
– To prawda, dzisiaj dokładam do tenisa, ale z własnych pieniędzy, które zarobiłam w przeszłości. Traktuję to jako inwestycję, która zwróci się za rok-dwa, gdy wrócę na wyższy poziom. Na szczęście nie jestem pod ścianą. Nie patrzę na to, ile wydaję, a jakie mam zyski, bo właśnie w ten sposób nałożyłabym na siebie niepotrzebną presję. Inwestuję w siebie.
– Nie składam deklaracji, poza jedną: jeśli będę zdrowa, to na pewno do niej wrócę. Ale nie powiem, czy będzie to za pół roku, czy rok. Podobno do formy wraca się tak długo, jak długo trwała przerwa. Czyli w moim przypadku dwa lata. Nie spieszę się. – Startujemy zdwóch różnych pozycji. Ja długo nie grałam, odpoczęłam.
– Jestem zaskoczona, że idzie tak dobrze. Zabrałam się za to rok temu, wtrakcie choroby. Nosiło mnie, a zawsze marzyłam, by stworzyć coś od początku do końca własnego. Projektuję torebki – funkcjonalne i eleganckie. Dwa tygodnie temu dostałam pierwszą nagrodę na gali biznesu, koleżanki gratulują mi odwagi. Cieszę się, że ciepło zostało to odebrane.
Sportowcy często udostępniają firmom swój wizerunek, twarz. A ja zbudowałam wszystko od podstaw, pilnuję biznesu, stałam się nagle szefową, lubię tę rolę. Wracam z treningu, odpisuję na maile, sprawdzam nowe projekty, wymyślam. To odskocznia.
– ZMariuszem Fyrstenbergiem zostałam zaproszona do uczestnictwa wakcji „Dzieciaki do rakiet”. Nie wahałam się. Wtym roku byliśmy wKarpaczu i Sopocie. W centrum miasta rozstawiliśmy korty, dzieci mogły za darmo spróbować, jak się gra w tenisa. Większość robiła to po raz pierwszy. Dzieciaki były zachwycone, super było widzieć ich radość.
Rozmawiałam też z ich rodzicami. Większość myśli, że tenis to sport bardzo drogi, elitarny. Zgoda, na zawodowym poziomie – tak, jak każdy sport. Ale zajęcia dla dzieci nie są drogie. Tenis fantastycznie kształtuje charakter, poprawia koncentrację, każe dziecku podejmować wybory. Warto spróbować, nawet jeśli nie wyrośnie na zawodowca.