Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Na białym rumaku brodzącym w Wiśle
sukni efektownie kontrastują z ciemną elewacją budynku. Mamy jeszcze dużo siły, robimy 91 zdjęć i jedziemy do Ogrodu Saskiego, by stanąć wśród begonii i na tle fontanny. Nie wchodziliśmy do wody, co nie jest regułą. – Zdarzało mi się fotografować wnocy, młodzi pływali w fontannie. Ze dwa razy przyjechała policja, ale jak zobaczyła, że to zdjęcia ślubne, dała spokój. Sesje na dachach wieżowców czy przy bocznicach kolejowych to normalka. Tylko trzeba się tłumaczyć sokistom, ale zwykle na widok pary młodej odpuszczają – twierdzi Fidler.
– Moi klienci zażyczyli sobie plener na nieczynnym moście Łazienkowskim – mówi fotograf ka ślubna zWarszawy. – Udało się tam wdrapać, oczywiście bez pozwolenia, po chwili za plecami wyrosła nam policja i straż miejska. Ale młodzi mają pamiątkę, a ja satysfakcję, bo zdjęcia reperowanego mostu mają dziś wymiar dokumentalny.
Karowa jak Rzym albo Paryż
Niektóre pary szukają plenerów na obrzeżach miasta, jak Fort Radiowo czy pofabryczne tereny wUrsusie. Ale podobno fani oryginalnych sesji zaczynają się już stamtąd ulatniać, bo przybywa nowożeńców, którzy chwalą się zdjęciami stamtąd. Jeszcze cztery lata temu każdy chciał mieć fotkę w Lodach na Patyku na Powiślu, ale teraz niekoniecznie.
Niektórzy windują życzenia: najlepiej, gdyby dało się uchwycić elizejski przepych, nie ruszając się zWarszawy. – Wtedy proponuję ulicę Karową, bo tam można uzyskać efekt Rzymu czy Paryża. Albo zaułki na Mariensztacie. Dobre zdjęcia wychodzą też wokolicy Arkad Kubickiego i pałacu Pod Blachą, bo nie ma tłumów izaparkowanych aut – wylicza właściciel innego studia fotograficznego.
Dziki park Skaryszewski przypomina Bory Tucholskie, nieobfotografowane ślubnie są jeszcze okolice Cytadeli, piaskarnia na Bielanach czy stadnina koni na Bródnie.
Za opłatą na Legii i na koniu
Minęła 16. Dwie godziny sesji za nami, pozowanie zaczyna przypominać poranną gimnastykę: zdjęcie wprzysiadzie, na leżąco na trawie, na jednej nodze, z żoną na kolanach.
Z Ogrodu Saskiego jedziemy do Ogrodu Krasińskich, a stamtąd piechotą pod Sąd Najwyższy, do przesmyku między filarami aoszkloną elewacją. Nieopodal stoją rzeźby gigantycznych Pegazów, więc fotograf namawia nas na sesję zlatającym koniem.
– Realizowałam sesję za Wilanowem, na Wyspach Świderskich, które są jak filmowe plenery – opowiada Joanna Manowska zTatarak Foto Studio. – Zdjęcia, choć robione nad Wisłą, wyglądały jakby powstały nad morzem. Panna młoda na białym koniu brodzącym wWiśle. Ale taka atrakcja kosztuje dodatkowo: wypożyczenie konia z instruktorem na półtorej godziny to 300 zł.
Inna para zażyczyła sobie sesję na piaszczystej plaży pod mostem Poniatowskiego. Trzeba było przynieść krzesła, stoły, obrus, wazon z kwiatami, butelkę szampana. Przynieść, czyli wypożyczyć. Manowska lubi sesje, kiedy można zabrać nowożeńców za granicę i obsadzić świeżo poślubioną parę wfabule obrazkowej stylizowanej na „Wichrowe wzgórza”. Albo przy pomocy scenografii i rekwizytów wyczarować plener pod tytułem „Alicja wKrainie Czarów”. Wypożyczenie na jeden dzień białego, drewnianego krzesła ztrzema szczebelkami – 150zł. Maska królika zpapier-mâché – 250zł.
Kosztują też lokalizacje. Sesja na słynnych krętych secesyjnych schodach wpraskiej kamienicy na rogu Kłopotowskiego iTargowej kosztuje 50 zł. Dawniej nie pobierano opłat, ale ciągną tu takie tabuny nowożeńców, że wspólnota mieszkaniowa zaczęła inkasować symboliczne myto za przekroczenie progu kamienicy. Fotografowanie na dziedzińcu Politechniki Warszawskiej kosztuje 300zł, na stadionie Legii – 500 zł (nie wolno wejść na płytę boiska).
Na bulwarach wiślanych można się fotografować bez przeszkód, dopóki nie ustawi się statywu – wtedy przychodzi ochrona i żąda pozwolenia. – Jakiś czas temu robiłam zdjęcia na szczycie wieżowca Rondo 1. Na
wielkim dywanie z trawy położyliśmy koc, na kocu młodych, a za ich głowami rozpościerał się widok na centrum Warszawy z 40. piętra. Panna młoda organizowała tam eventy, więc dlatego taka sesja była możliwa – opowiada fotograf ka Agata Namiecińska. – Innym razem fotografowałam parę na Lotnisku Okęcie. Poszło sprawnie, bo pan młody był pilotem.
Za 10 tys. na wypasie
Ajak wyglądają sesje tych, którzy nie muszą się liczyć z pieniędzmi? My pojechaliśmy wplener samochodem fotografa, a nasz świadek przez cały dzień cierpliwie trzymał blendę. Nie mieliśmy kiedy zjeść, odpocząć, napić się. Gdyby świadek nie pobiegł po colę, po czterech godzinach mordęgi dałbym sobie spokój z mostem Gdańskim przed zachodem słońca.
Amogliśmy przecież pojechać z charakteryzatorką, drugim operatorem, ekipą filmową iwlimuzynie. Makijaż przed sesją – 300-400 zł, w terenie już 1000 zł. Ułożenie fryzury, żeby nie rozleciała się po wielogodzinnym pozowaniu – 250-400zł. Wynajęcie dymiarki, jeśli plan ma spowijać efektowna mgła – 300 zł. Limuzyna – 1000 zł. Ajeśli chcielibyśmy zrobić sobie film? Dźwiękowiec, operatorzy dwóch kamer, montaż to ok. 6,5 tys. zł, ale bez oprawy muzycznej. – Dopłacimy 200 zł za prawo do utworu stockowego. Za znany przebój cena wzrośnie przynajmniej razy dwa – mówi Manowska.
Nasza sześciogodzinna sesja kosztowała tysiąc złotych, fotograf był po znajomości. Inni za czterogodzinny plener liczą sobie 1,5 tys. zł, a za każdą kolejną godzinę dodatkowe 150zł. Koszt przeciętnej sesji (w pakiecie: przygotowanie do wesela, ceremonia, sesja ślubna, album) to 3 do 6 tys. zł. A kiedy jest na wypasie, z filmem, teledyskiem i zdjęciami – 10 tys. zł. – Wtedy można nawet zmienić pogodę na zdjęciach – żartuje jedna z fotografek.