Czeski kryształ
SZCZYGIEŁ POLUJE NA PRAWDĘ
światła. Babcia spojrzała wtedy na mnie i powiedziała: „To jest właśnie twoje życie”.
– I co pani o tym myśli?
– A pan?
– Ja? Że nasza podświadomość jest naszą najlepszą przyjaciółką. Ona wie więcej niż my. W ogóle idzie w życiu trzy kroki przed nami, widzi wszystko od razu i widzi więcej. We śnie podsuwa nam prawdy, których sami na jawie nie chcemy przyjąć.
– Przyznam szczerze, że nigdy nie zrozumiałam tego snu tak do końca. Dziwny, niejednoznaczny. Tak bardzo różny od gotowych prawd, które dostajemy na życie: zrób tak albo tak, nie rób tego czy tamtego…
– Czyli widzi pani w nim jednak prawdę-wskazówkę?
– Być może, pomyślałam, tym kartoflem jest nasza codzienność. Przez jej gniecenie, a więc wzbogacanie jej o to, co tkwi w nas samych – talenty, pasje, myśli, uczucia – uwalniamy jej bogactwo: strukturę kryształu. Lub też ta nasza kartoflana, mdła i monotonna rzeczywistość i wszystko, co uważamy za bezsensowne, uciążliwe i niepotrzebne, tak naprawdę pchają nas w obranym przez przeznaczenie kierunku: pod wpływem tych przeżyć stajemy się jako ludzie spójną, jednolitą materią o równomiernej budowie wewnętrznej. Jak kryształ.
– A zna pani taki ludzki kryształ? – Że ludzie dzielą się na kartofle i kryształy? Tylko można czasem się pomylić w ocenie. Kiedy leżałam na tej septycznej chirurgii, leżała ze mną na sali Czeszka, pani Mila. Niziutka poorana zmarszczkami, z niesamowicie zniszczonymi dłońmi, bez paznokci i linii papilarnych, bo całe życie pracowała w czeskich zakładach chemicznych gdzieś blisko polskiej granicy. Wydawała się strasznie surowa i pryncypialna. Miała świdrujące spojrzenie i przyglądała się uważnie temu, co się ze mną dzieje, a działo się dużo. Otóż pewnego dnia, kiedy już nie mogłam wytrzymać z bólu i prosiłam Boga o śmierć, podeszła bez słowa do mojego łóżka i położyła mi na szafce małego zająca wielkanocnego. Było to przed świętami. Zająca mam do dziś! Powiedziała: „Masz i nie płacz.
A o śmierć się nie proś. Nie prosi się o rzeczy ostateczne. One same przychodzą, niezależnie od nas”. A potem mnie pogłaskała tymi zniszczonymi dłońmi. I odtąd była moim Aniołem Stróżem. Jeśli stan zdrowia jej na to pozwalał. Parzyła mi kminek o drugiej w nocy, siedziała przy mnie i zaopatrzyła mnie w mnóstwo prawd życiowych.
– Na przykład?
– Bądź odważna. Nawet jeśli nie jesteś, udawaj, że jesteś. Nikt nie zauważy różnicy pomiędzy jednym a drugim.
Mariusz Szczygieł jest współautorem „Nadziei”