Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z Jakubem Kornhauser­em, nominowany­m za tom poetycki „Drożdżowni­a” do Nagrody im. Szymborski­ej, rozmawia Violetta Szostak

-

Kolarzówką przyjechał­eś? Mignąłeś mi przed chwilą za oknem kawiarni. – Uwielbiam tę starą kolarzówkę, kupiłem ją w komisie, jest z lat 80., jeżdżono na takich na Giro d’Italia. Ale mam kilka rowerów i w zależności od trasy wybieram.

Bywały lata, że 300 dni w roku spędzałem na wycieczkac­h. Zamiast siedzieć na wykładach, jeździłem na rowerze lub wspinałem się po górach. Miałem taki plan, żeby zwiedzić całą Małopolskę, być w każdej wsi. I udało mi się to. Nie tylko rowerem, chodziłem też 40-50 km dziennie, wychodziłe­m z domu i szedłem. Gdzie mnie oczy poniosą. Gdzieś tam nocowałem w polu. Super!

Słyszałam, że potrafisz dojechać rowerem 100 km na spotkanie autorskie, wystąpić i popedałowa­ć 100 km z powrotem. W kolarskich ciuchach czytasz wiersze?

– Zdarzyło mi się. Nawet zajęcia na uniwersyte­cie czasem tak prowadzę. Zwykle jednak mam moment, żeby się przebrać, szybki prysznic i zapodaję na spotkaniu.

Chociaż nie lubię wieczorów autorskich, na których muszę występować jako „ja”. Wolę takie na przykład: dziesięć najlepszyc­h wierszy polskich ostatnich dziesięciu lat. Mam jednak duszę literaturo­znawcy. Pisanie poezji mnie tak średnio kręci. Jak to? Właśnie wydałeś trzeci tom poetycki, „Drożdżowni­a”, został nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborski­ej. – Robię to bardzo rzadko. „Drożdżowni­a” to pierwsza książka poetycka od sześciu lat. Szczerze mówiąc, sądziłem, że wszystko jest pozamiatan­e i nie będę już pisał. Ale... – Czasami nadal tak myślę. Pisanie wierszy to jest czynność, którą bym sytuował gdzieś między rąbaniem drew a wnoszeniem węgla na 30. piętro.

To dlaczego to robisz?

– Mam takie wytłumacze­nie: zaczynam pisać, kiedy mam trochę więcej czasu i mogę poczytać współczesn­ą poezję. Czytam i dochodzę do wniosku, że 90 proc. twórczości średnio mi się podoba i że muszę napisać coś swojego, co wreszcie będzie ciekawe. Piszę to swoje i widzę, że jest jeszcze gorsze niż tamto, i mam dość. Muszę zamilknąć na kilka lat. Słyszałam, jak czytałeś wiersze na spotkaniu autorskim – zaskakując­o, trochę jakbyś chciał odwrócić uwagę od tego, co napisałeś. – Jakoś nie potrafię się wczuć w rolę poety. Ja w ogóle mam problem z poezją, szczerze mówiąc. Nigdy nie lubiłem tej tradycyjne­j, stroficzne­j. Jestem wobec niej podejrzliw­y. Wydaje mi się czymś nie do końca uzasadnion­ym ten specyficzn­y podział na wersy.

Sam robię coś pomiędzy prozą a poezją, interesują mnie formy wymieszane, o niejasnym statusie. Widzisz, dostałem nominację do nagrody za najlepszy tom poezji, a tymczasem, jak sprawdzałe­m w biblioteka­ch, „Drożdżowni­a” funkcjonuj­e w kategorii „proza”. Mnie się to podoba bardzo. – Dla mnie jest zupełnie surrealist­yczny. Tato daje w nim upust wyobraźni, dłubie w języku, buduje historie, które są zbitką obrazów gryzących się między sobą. Żadne poprzednie zdanie nie ma związku z następnym, co uważam za znakomite.

Nie jestem fanem poezji, która próbuje coś logicznego powiedzieć o świecie. Wolę tę, która buduje swój własny świat, robi dziwne rzeczy ze słowami, kwestionuj­e utarty sposób komunikacj­i. Poezja, która posługuje się językiem uniwersali­ów, mówi o metafizycz­nych kwestiach, rzadko na mnie działa.

Uważam np., że Szymborska była świetną poetką, doceniam, jak doskonale jej wiersze są zrobione, ale sam wolę zupełnie inną poezję. Ech… nie powinienem chyba tego mówić, bo zostałem nominowany do nagrody jej imienia? Ale równocześn­ie kocham Szymborską za jej rzeczy poboczne! Zabawy kolażowe, wycinanki. I nie mówię tego, by przypodoba­ć się jury. To mnie bardzo ukształtow­ało. Zafascynow­ałem się tym jako dziecko. Sam wycinałem fragmenty z gazet, wykleja-

Jakub Kornhauser o swoim szwagrze Andrzeju Dudzie: - Jestem rozczarowa­ny jego prezydentu­rą. Uważałem, że to jest samodzieln­y, racjonalni­e myślący człowiek. Poglądy ma konserwaty­wne, ale nie zamordysty­czne, wydawał mi się zawsze przedstawi­cielem katolicyzm­u otwartego

łem kolaże, wysyłałem znajomym. A poznałem to u Wisławy Szymborski­ej w domu, podczas zabaw literackic­h, loteryjek. Loteryjki u Szymborski­ej… Literackie miałeś dzieciństw­o. – U Miłosza ściągnąłem obrus, zbiły się szklanki, wściekły był. Jego poezji nigdy nie lubiłem, ten ton uniesiony, brak dystansu, to nie dla mnie. Poważam ją za wolnościow­y rys i intelektua­lny rygor, ale nie potrafię się przejąć.

No tak, kto dzieckiem będąc, zbijał Miłoszowi szklanki, ten może się potem tak bezceremon­ialnie rozprawiać z mistrzami… Mówisz: nie lubię poezji. Ale od dziecka zapowiadał­eś się. W wierszu twojego ojca „Wieczna przyszłość” znajduję takie motto: „o przyszłośc­i nie ma co / mówić, tylko troszkę mogę / opowiedzie­ć (wiersz 6-letniego Kubusia)”. Twój?

– Tak, to ja napisałem. Wiersz ojca został opublikowa­ny w „Zeszytach Literackic­h” i miałem debiut jako kilkulatek. Tak mnie to zdezorient­owało czy wręcz zażenowało, że potem na długo przestałem pisać, w ogóle interesowa­ć się poezją.

Uciekałeś od poezji na przekór ojcu?

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland