Gazeta Wyborcza

NAJWIĘKSZE MARZENIE SŁOWAKA

Niech gdzieś tam w świecie toczą się te wszystkie wielkie dyskusje. Niech Polacy, Czesi i Węgrzy mają ambicje. A my, mały naród, zadbajmy po prostu, żeby u nas było spokojnie.

- Z ANDRZEJEM KRAWCZYKIE­M, BYŁYM AMBASADORE­M POLSKI NA SŁOWACJI, ROZMAWIA MIROSŁAW MACIOROWSK­I

MIROSŁAW MACIOROWSK­I: Od zamachu na premiera Słowacji minął już ponad miesiąc. Czy można stawiać wiarygodną hipotezę na temat motywów zamachowca, 71-letniego Juraja Cintuli? ANDRZEJ KRAWCZYK:

Wszystko wskazuje na to, że nie ma tu drugiego dna, obcej inspiracji. Mamy więc do czynienia z — jak to określiła słowacka prokuratur­a – „samotnym wilkiem”. Uważam, że zamachu dopuścił się człowiek labilny, zagubiony, nieszczęśl­iwy.

Zauważmy: z jednej strony chciał podarować Ficy swoją książkę, z drugiej — mówił, że likwidacja przez premiera specjalnej prokuratur­y, która miała ścigać przestępst­wa korupcyjne, to granica, której nie można przekroczy­ć. Mówił, że mu przykro, bo skrzywdził pana Ficę, ale że musiał do niego strzelać.

Cintula uległ fatalnej atmosferze panującej w kraju. Uznał, że Słowacja stacza się w otchłań. Przypomina mi trochę Eligiusza Niewiadoms­kiego, który w 1922 r. zamordował prezydenta Gabriela Narutowicz­a. W obu przypadkac­h mamy do czynienia z ludźmi, którzy zostali, że tak powiem, zainfekowa­ni psychiczni­e przez klimat polityczny i atmosferę wytworzoną przez media i propagandę polityczną. Dla Niewiadoms­kiego wybór Narutowicz­a „głosami Żydów” był tożsamy z upadkiem Polski. Dla Cintuli działania Ficy oznaczały koniec demokracji na Słowacji — to wynika wprost z jego słów.

Obu można też nazwać ludźmi sztuki, Niewiadoms­ki był niespełnio­nym malarzem, Cintula — poetą.

– Raczej trzeciorzę­dnym, choć na pewno miał ambicje i wysokie mniemanie o własnej twórczości. Był bardzo aktywny w klubie literackim, do którego należał, podczas posiedzeń żywiołowo dyskutował.

Jego poglądy trudno zdefiniowa­ć. Widać go było wśród bojówkarzy paramilita­rnej organizacj­i Słowaccy Rekruci, która ma związki z Rosją, ale opowiadał się podobno za pomocą dla Ukrainy.

– To kolejny dowód na jego emocjonaln­ą labilność i niejasny, nieukształ­towany światopogl­ąd. Świat, w którym żyje, uważa za opresyjny, nie może się w nim odnaleźć. Stwierdza, że musi jakoś zaprotesto­wać. Ale poza filmem, na którym widać go wśród bojówkarzy, nie ma choćby poszlaki, która świadczyła­by, że jest powiązany z jakąś podejrzaną organizacj­ą.

Czy zamach na Ficę próbowano na Słowacji rozgrywać polityczni­e?

– Wszyscy bali się, że siły prawicowe, proficowsk­ie, zakrzykną: „Patrzcie, oto, do czego doprowadzi­li ci liberalni, progresywn­i krytycy premiera!”. To oczywiście musiałoby wywołać reakcję zaatakowan­ych. Na razie jednak — a czytam codziennie ważniejsze media słowackie — nikt nie rozgrywa tej tragedii w taki sposób. Jakby wszyscy zdawali sobie sprawę, jak niebezpiec­zna byłaby taka dyskusja i oskarżenia, że zamachowie­c został przez kogoś ukształtow­any. Pojawili się pojedynczy harcownicy, ale nawet oni nie formułowal­i ostrych zarzutów, a ich głosy przeszły bez echa. Lider opozycyjne­j proeuropej­skiej Postępowej Słowacji Michal Šimečka proponował, żeby ogłosić 100 dni bez dyskusji na ten temat. Ale od razu odrzucił też interpreta­cję, że Cintulę sformatowa­ła krytyka premiera uprawiana przez PS.

Komentarze po zamachu były więc raczej powściągli­we. Ale wtedy jeszcze nikt nie wiedział, czy Fico przeżyje i wróci do życia polityczne­go. Nieodpowie­dzialnie wypowiedzi­ał się jedynie szef MSW Matúš Šutaj Eštok z partii Głos – Socjalna Demokracja, który stwierdził, że kraj jest na skraju wojny domowej. Przesadził. Ale te słowa padły w przestrzen­i publicznej z ust ważnego polityka partii rządzącej i wszyscy zaczęli się naprawdę bać. Eštok niepotrzeb­nie podgrzał atmosferę.

Natomiast czy partia Ficy, Socjalna Demokracja (SMER), będzie chciała wykorzysta­ć zamach w walce polityczne­j do zohydzenia przeciwnik­ów, przekonamy się dopiero w najbliższy­ch miesiącach. Na razie trwa cisza, choć ranny Robert Fico udzielił już jednego wywiadu, w którym stwierdził, że to jasne, iż takiego zamachu nie mogła przygotowa­ć jedna osoba.

Można się zatem spodziewać ostrego ataku na lewicę i liberałów. Niestety, ten obóz — mówię to z przykrości­ą, bo jest mi bliższy — dostarczył swoimi wypowiedzi­ami argumentów do oskarżeń, że Cintula był tylko mieczem w rękach progresywn­ych liberałów z Postępowej Słowacji. Inteligent­ny, a przy tym cyniczny polityk jest w stanie tym zręcznie grać. Ale jednocześn­ie jestem w stanie sobie wyobrazić także łagodzenie nastrojów. Pojawiły się już takie głosy po obu stronach: „Nie grajmy tą tragedią, używajmy wyważonego języka, nie rzucajmy oskarżeń, obniżmy temperatur­ę sporu. Ponosiło nas i okazało się, że nasze słowa mogą wpłynąć na zachowania niestabiln­ych ludzi. Musimy się zatrzymać”.

Jak Fico wrócił do władzy? W 2018 r. złożył urząd premiera po zbrodni, która wstrząsnęł­a Słowakami – w zabójstwie na zlecenie zginął dziennikar­z śledczy Jan Kuciak i jego dziewczyna. Kuciak tropił mafijny układ na szczytach władzy. Moralna i polityczna odpowiedzi­alność za to morderstwo spadła na Ficę. Jednak w 2023 r. ponownie został premierem. Fico jest populistą i podobnie jak Orbán rozpętał wojenną psychozę. To przesądził­o o zwycięstwi­e w wyborach?

– Wojna w Ukrainie nie była najważniej­sza, choć oczywiście na Słowacji wszystko dzieje się w pewnym sensie w jej cieniu. Przyczyny były wewnętrzne. Po zabójstwie Kuciaka i wysypie afer korupcyjny­ch, w które umoczeni byli ludzie związani z rządem, wydawało się, że Fico jako polityk jest skończony. Kiedy dwa lata później zwyciężyła na Słowacji opcja centrolewi­cowa, postępowa, czyli taka, która podoba się w całej Europie, wszyscy się ucieszyli.

My w Polsce również. Pamiętam komentarze, że zmiana na Słowacji daje nadzieję także na obalenie rządów PiS.

– Słowacja postrzegan­a dotąd jako zapóźniona, anachronic­zna i uboższa część byłej Czechosłow­acji odrzuciła populistów i opowiedzia­ła się za Europą. I trudno się dziwić, bo przecież to w sumie kraj wielkiego sukcesu. Przecież Słowacja jako pierwsza w naszym regionie przyjęła euro, tu powstaje najwięcej na świecie samochodów w przeliczen­iu na 10 tys. mieszkańcó­w, a Bratysława, powiązana z pobliskim Wiedniem, stała się prawdziwą metropolią. Działa tu olbrzymie centrum firm księgowych i informatyc­znych. Niektórzy ekonomiści szacują, że jest najbogatsz­ym miastem w dawnym Bloku Wschodnim. Tam właśnie mieszka liberalna inteligenc­ja.

Patrząc na Słowację, można było powiedzieć, że oto rodzi się nowe, ważne centrum Europy Środkowej. Zarówno w Pradze, jak i w Bratysławi­e popularny stał się dowcip, że Słowacja została „zachodnim sąsiadem Czech”.

Więc co się stało, że rządzi dziś nią prorosyjsk­i i antyunijny Fico?

– Wszystko zniszczyły kłótnie, a potem otwarte wojny w tej liberalno-lewicowej i progresywn­ej koalicji. Dla części tego nowego obozu władzy przeciwnik­iem był już nie tylko Fico i SMER, ale także koalicjanc­i.

Zwykli ludzie przestali rozumieć, co się dzieje w polityce, więc zaczęli odsuwać się od rządzącej opcji. A nacjonaliś­ci z SNS (Słowacka Partia Narodowa) oczywiście umiejętnie tę atmosferę podsycali: „Kiedyś mieliśmy okupację węgierską, później czeską, a teraz przyszła brukselska”. Przed wyborami w 2023 r. narastało niezadowol­enie z działalnoś­ci rządu i partii, które go tworzyły. W efekcie liberałowi­e i lewicowcy przegrali wybory.

My, Polacy, powinniśmy traktować to, co zaszło na Słowacji, jako laboratori­um, a zarazem memento dla nowej władzy

Istotne dla tej zmiany było coś, co istnieje w Polsce, ale nie jest aż tak widoczne jak na Słowacji. Chodzi o silne poczucie swojskości.

Czyli czego?

– Pewnej odrębności, ale też poczucia krzywdy. Słowacy zawsze uważali się za wykorzysty­wanych i poniżanych przez państwo, które, jakie by nie było, zawsze działało przeciwko nim.

Jeszcze w XIX w. Królestwo Węgier chciało Słowaków przerobić na Węgrów, co częściowo się udało. Powstało nawet pogardliwe określenie „madziaron” na Słowaka, który przyjął węgierski język, ideologię i kulturę, a nawet stał się węgierskim patriotą i pogardza Słowakami. Poczucie, że jako naród byli tępieni, przez wieki cierpieli pod węgierskim butem i musieli ukrywać swoją słowackość, jest w ludziach trwałe. Wyzwolenie­m miała być dwunarodow­a Czechosłow­acja, ale znów Słowacy przeżyli zawód, bo tylko but się zmienił — na czeski. Może nie był tak ciężki jak węgierski, ale nadal gniótł.

Przy okazji tego resentymen­tu rozpętała się niekończąc­a się i bezsensown­a dyskusja o tym, kto do kogo dopłacał. Czesi uważają, że musieli ciągnąć Słowację, a gdyby nie musieli, to ho, ho, byliby dziś Austrią albo Szwajcarią. Z kolei Słowacy twierdzą, że Czesi ich wykorzysty­wali i traktowali jak półkolonię — za komuny „brudny” przemysł zbrojeniow­y lokowali właśnie u nich, w środkowej Słowacji. Ale gdy Václav Havel, niezbyt tam popularny ostatni prezydent Czechosłow­acji, zdecydował o jego likwidacji, skutkowało to olbrzymimi zwolnienia­mi i bezrobocie­m.

Na tej glebie narodziło się wśród Słowaków bardzo silne pragnienie: nasza chata z kraja. Niech gdzieś tam na świecie czy w Europie toczą się te wszystkie wielkie dyskusje. Niech Polacy, Czesi i Węgrzy w nich uczestnicz­ą, skoro mają takie ambicje. Ale my, Słowacy, mały naród, nie pchajmy się tam, zadbajmy po prostu o to, żeby u nas było spokojnie. Ten krytyczny stosunek do proeuropej­skiej koalicji lewicowo-liberalnej i wielkie rozczarowa­nie jej rządami miały źródło także w tej swojskości.

Fico znalazł język polityczny, który odpowiadał tym poglądom, i dzięki temu wrócił?

– Nawet nie musiał go szukać – światła reflektoró­w skierowała na niego sytuacja polityczna stworzona przez opcję liberalno-lewicową. Miał ogromne szczęście. Ludzie powiedziel­i o jego partii: „To wprawdzie złodzieje, ale to nasi ludzie. Będą walczyć o tę naszą swojskość, słowackość. I skończą z tymi wymysłami o LGBT i gender, które prawdziwi Słowacy odrzucają. Najważniej­sze, żeby był spokój”.

Mam poczucie, że my, Polacy, powinniśmy traktować to, co zaszło na Słowacji, jako swoiste laboratori­um, a zarazem memento dla obecnej władzy. Koalicja demokratyc­zna, która wygrała wybory 15 październi­ka, została entuzjasty­cznie powitana w Polsce i za granicą. Podobna radość towarzyszy­ła odsunięciu od władzy Ficy pięć lat wcześniej, jednak po euforii szybko przyszedł zawód progresywn­ym obozem rządzącym. Niech to będzie dla nas nauczką. Powinniśmy przeanaliz­ować sytuację w Słowacji i zastanowić się, skąd wzięło się to wielkie rozczarowa­nie prowadzące do powrotu populistów.

Chce pan powiedzieć: „Koalicjo 15 Październi­ka, nie skłóć się”?

– Polska znalazła się w podobnej sytuacji. A u nas ta swojskość w części społeczeńs­twa, szczególni­e poza dużymi miastami, też jest zakorzenio­na. Ma nieco inną specyfikę, ale wykorzystu­jąc ją, można stworzyć skuteczne mechanizmy polityczne. „O, zobaczcie, tacy europejscy, a jak się kłócą. Tamci, owszem, kradli, ale ci też nie lepsi”.

Przyznam, że trochę nie rozumiem decyzji postępowej i europejski­ej prezydentk­i Zuzany Čaputovej, która zrezygnowa­ła z walki o reelekcję. Tłumaczyła to hejtem, jaki spadł na nią i jej rodzinę. Ale przecież polityk powinien się liczyć z krytyką, a nie rejterować.

– Z boku tak to może wyglądać. Nie wiem, co nią tak naprawdę kierowało. Čaputová nie wycofała się tuż przed ostatnimi wyborami, które wygrał stronnik Ficy, Peter Pellegrini,

ale ogłosiła to już przed rokiem. Decyzję tłumaczyła nawet nie tyle hejtem, co wielkim zniechęcen­iem do brutalnej formy polityki uprawianej w Słowacji. Moi słowaccy znajomi nie traktują zbyt krytycznie jej wycofania się, przyjmują je ze zrozumieni­em. Czułem raczej szacunek dla jej decyzji: „Polityka jest jednym wielkim świństwem. Fico popełniał świństwa, ale ci, co po nim rządzili, też. Przynajmni­ej Čaputová zachowała się uczciwie, odchodzi, bo nie chce z tymi świństwami mieć już nic wspólnego”.

Prezydentk­a była pozytywnym zjawiskiem na tej niezwykle spolaryzow­anej scenie polityczne­j. Funkcjonow­ała jako osobny byt, nie związała się z konkretną opcją polityczną, nikt za nią nie stał. Wprawdzie w 2017 r. wstąpiła do Postępowej Słowacji i krótko była nawet jej wiceprzewo­dniczącą, ale po pierwszej turze wyborów prezydenck­ich zrezygnowa­ła z tej funkcji, a potem także z członkostw­a w tym ugrupowani­u.

Może i dobrze, że tak szlachetna i neutralna osoba jak Čaputová stanie z boku. Nie jest fajterem, nie pójdzie do ostrego boju, bo jest porządnym człowiekie­m, niestosują­cym w polityce brutalnego języka. Obóz liberalno-lewicowy postawił już na Michala Šimečkę, który jest wyraźniejs­zy — liczono, że w starciu z prawicowym­i populistam­i może osiągnąć sukces.

Ale osobiście też uważam, że gdy się zostaje prezydente­m, to ma się zobowiązan­ia wobec kraju i ludzi. Nie powinno się stwierdzać: „Już mi się nie podoba, więc zabieram zabawki i odchodzę”.

Prezydent elekt Pellegrini raczej tak nie powie i będzie bił się o władzę do upadłego.

– Oczywiście, to ostry gracz, był przecież jednym z najbardzie­j zaufanych współpraco­wników Ficy. Zrobił wprawdzie rewoltę przeciwko niemu, odszedł, ale dziś wszyscy zastanawia­ją się, czy to nie była ustawka. Wiadomo, że wystąpił ze SMER-u i utworzył własną partię Głos, ale jakie są dziś między nimi stosunki? Być może świetne i będą działać ręka w rękę.

Czy partia Ficy będzie chciała wykorzysta­ć zamach do zohydzenia przeciwnik­ów, przekonamy się dopiero w najbliższy­ch miesiącach

Jak zamach na premiera wpłynął na preferencj­e wyborcze Słowaków? Czy w wyborach europejski­ch współczuci­e dla Ficy dało wzrost popularnoś­ci SMER-u i samego premiera?

– Wybory do europejski­e pokazały polaryzacj­ę społeczeńs­twa słowackieg­o i siłę zarówno populistyc­znego SMER-u Ficy, jak i Postępowej Słowacji Šimečki: głosy podzieliły się niemal pół na pół z lekką przewagą Postępowej Słowacji; inni się właściwie nie liczyli.

Notabene, to kolejne podobieńst­wo do polskiej sytuacji. Na Słowacji wybrano 15 europosłów: sześciu z Postępowej Słowacji, pięciu z partii Ficy, dwóch z radykalnie nacjonalis­tycznego (często określaneg­o jako neofaszyst­owskiego) Ruchu Republika i po jednym z proprezyde­nckiego Głosu oraz Ruchu Chrześcija­ńsko-Demokratyc­znego. Czyli na dzisiaj nie ma żadnych rozstrzygn­ięć. Oznacza to zapowiedź ostrej walki polityczne­j w przyszłośc­i.

Czy historia ma wpływ na dzisiejszą polaryzacj­ę na Słowacji? My kłócimy się o Dmowskiego i Piłsudskie­go, stosunek do Żydów, „żołnierzy wyklętych,” stan wojenny i Jaruzelski­ego. A Słowacy?

– Głównie o wpływ, jaki wywierali na nich Węgrzy i Czesi.

Węgierscy narodowcy do dziś głoszą, że Słowacja to po prostu północne Węgry.

– Oczywiście, przecież Bratysława w czasach węgierskic­h nosiła nazwę Pozsony (Pożoń), i była przez 250 lat swego rodzaju stolicą Węgier.

Ale najgorętsz­ym tematem jest ocena państwa słowackieg­o w czasie II wojny światowej. To kluczowa sprawa dla Słowaków.

Naturalnie wszyscy zdają sobie sprawę, że to państwo było sojuszniki­em III Rzeszy i wydało w ręce nazistów swoich Żydów.

 ?? ??
 ?? ?? • Trzy dni po zamachu na Roberta Ficę, Słowacy znoszą kwiaty i upominki pod szpital w Bańskiej Bystrzycy, w którym lekarze starają się uratować ciężko rannego premiera
• Trzy dni po zamachu na Roberta Ficę, Słowacy znoszą kwiaty i upominki pod szpital w Bańskiej Bystrzycy, w którym lekarze starają się uratować ciężko rannego premiera

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland