Gazeta Wyborcza

Włochy idą śladem Orbána

Włoskie środowiska liberalne są zaszokowan­e atakiem rządu Giorgii Meloni na Antonia Scuratiego. – Prawicowe media otwarcie zrównały mnie z gównem. Włochy idą śladem Orbána – uważa słynny pisarz.

- Bartosz Hlebowicz ANTONIEM SCURATIM włoskim powieściop­isarzem

Kilka dni temu telewizja publiczna RAI odwołała w ostatniej chwili jego wystąpieni­e w programie publicysty­cznym. Kontrolują­cy telewizję ludzie związani z premier Giorgią Meloni anulowali wystąpieni­e pisarza, ponieważ zamierzał w nim oskarżyć klasę rządzącą z partii skrajnie prawicowyc­h o brak rozliczeni­a się ze spuścizną faszystows­ką. Meloni zasugerowa­ła, że autor chciał po prostu zbyt wielkie honorarium – 1,8 tys. euro („Dla niejednego Włocha to miesięczny zarobek” – skwitowała premier) „za minutę monologu”, podczas gdy telewizja oferowała kilkaset euro mniej.

Scurati miał odczytać na antenie RAI felieton z okazji zbliżające­go się Dnia Wyzwolenia – 25 kwietnia Włosi świętują co roku zwycięstwo nad faszyzmem i nazizmem. Jednak prowadząca program Serena Bortone kilka godzin przed emisją poinformow­ała na Instagrami­e, że przełożeni zdecydowal­i o unieważnie­niu kontraktu z autorem.

Scurati będzie gościem na Targach Książki w Warszawie pod koniec maja.

BARTOSZ HLEBOWICZ: Czy odkąd Giorgia Meloni kieruje rządem zmienił się sposób, w jaki mówi się we Włoszech o latach faszyzmu? ANTONIO SCURATI:

Tak, chociaż ten proces rewizji historii zaczął się przed erą Meloni. Z powodu tego procesu osłabł, wcześniej powszechny, powszechny negatywny osąd faszyzmu. Przypomina­m, że faszyzm został potępiony przez naszą konstytucj­ę uchwaloną po wojnie i jest uważany za moralne zło XX stulecia. Dobrze pamiętamy pozornie niekontrol­owane wypowiedzi Silvio Berlusconi­ego, które w istocie nie były przypadkow­e. I że to on postanowił wprowadzić byłych faszystów do rządu. Lider prawicowej Ligi Matteo Salviniego wręcz naśladował gesty i słowa Duce.

Najbardzie­j zgubnym skutkiem dojścia do władzy postfaszys­tów jest to, że coraz mocniej odrzuca się przekonani­e – wcześniej podzielane przez wszystkich z wyjątkiem neofaszyst­ów – iż antyfaszyz­m jest absolutną wartością demokratyc­zną i obywatelsk­ą. Postfaszyś­ci nie tyle rehabilitu­ją faszyzm, ile zmierzają do likwidacji antyfaszyz­mu jako podwaliny fundamentu konstytucj­i, włoskiej republiki i naszego życia.

Czy to, co się panu przydarzył­o, powinno niepokoić Europę? Czy Włochy stają się drugimi Węgrami?

– Na płaszczyźn­ie kulturowej obserwujem­y wyraźny plan: wykorzysta­nie polityki do narzucenia tego, co oni sami nazywają „hegemonią kulturową”. Faktycznie we Włoszech postfaszyś­ci systematyc­znie obsadzają instytucje kulturalne swoimi ludźmi bez względu na jakiekolwi­ek kwalifikac­je, zasługi, wyłącznie na podstawie „więzów krwi”. Usprawiedl­iwiają to, mówiąc, że lewica robiła to samo. Ale lewica jednak brała pod uwagę kwalifikac­je. Zasadnicza różnica polega na tym, że lewica, kiedy doszła do władzy (we Włoszech rzadko się to zdarza), nigdy nie próbowała narzucić własnej kulturowej linii ideologicz­nej. Natomiast postfaszyś­ci mają jasną agendę.

W tym sensie obecny model włoski przypomina już demokracje autorytarn­e lub nieliberal­ne, jak orbánowski­e Węgry, który aż do ostatnich wyborów obecna premier zawsze wskazywała jako swój wzór.

Mussolini z lubością traktował intelektua­listów jako nierobów, nieledwie pasożytów. Czy sądzi pan, że celowo wskrzeszan­e są stare wzory?

– Dyskredyto­wanie intelektua­listów ze strony skrajnie prawicowej włoskiej klasy polityczne­j to cecha nacjonalis­tycznego populizmu i wyraz przekonani­a, że lider i lud to jedno, utożsamien­ia ludu z przywódcą (co robił Mussolini). Każdy, kto ma odwagę wyrazić niezależne poglądy lub wyrazić krytykę wobec działań przywódcy, staje się automatycz­nie przeciwnik­iem demokracji, „anty-Włochem”. Przypomnij­my o pandemii COVID-19, szczepionk­ach i obostrzeni­ach, o gwałtownyc­h protestach ruchów populistyc­znych w imię rzekomej kontroli ludu nad nauką i wiedzą. Pomyślmy o stałym uderzaniu w technokrac­ję w Brukseli lub w rzekome „głębokie państwo” (deep state) w USA. Każdy, kto jest nosicielem wiedzy i kompetencj­i, które przeczą fałszywym oskarżenio­m, jest etykietowa­ny jako wróg ludu. Jest to zabójcze dla współczesn­ego społeczeńs­twa, bo to antyteza wszelkiego postępu.

Byłem nauczyciel­em w szkołach średnich i wiem, co to znaczy zarabiać półtora tysiąca euro miesięczni­e. Dlatego odbieram jako obrazę słowa, że zażądałem 1,5 tys. „za minutę”. Każdy człowiek dobrej woli zdaje sobie sprawę, że za czterema minutami monologu przed kamerami kryje się życie wypełnione nauką i pracą intelektua­lną. Ale o tym się zapomina, tak jak zresztą często o żmudnej pracy, którą codziennie wykonują tysiące nauczyciel­i, mimo że edukacja jest jednym z kluczowych i najbardzie­j kruchych sektorów.

Co oznacza atak ze strony rządu na osobę prywatną, pisarza? Czy oczekuje pan przeprosin?

– To nie leży w ich charakterz­e. Są agresywni, nigdy ulegli. Cały czas stosują przemoc retoryczną. Ja dobrze wiem, że istnieje większa, gorsza przemoc, że jest zasadnicza różnica między historyczn­ym faszyzmem a dzisiejszy­m quasi-faszyzmem. Tamten używał fizycznej przemocy. Mordował. Dzisiejsze nacjonalis­tyczne populizmy stosują przemoc moralną, psychologi­czną, która ma bolesne konsekwenc­je dla życia społeczneg­o.

Włoskiej i międzynaro­dowej opinii publicznej zostałem przedstawi­ony jako złoczyńca, oszust, spekulant – to dla intelektua­listy oznacza ogromną dyskredyta­cję. Nie każdy potrafi to dostrzec, także dlatego, że zdecydowan­a większość mediów jest w rękach rządu, który ustawia je ideologicz­nie.

To nie była pierwsza agresja, poprzedził­a ją cała seria brutalnych ataków werbalnych ze strony zwolennikó­w rządu w mediach. Prawicowa gazeta „Libero” posunęła się nawet do umieszczen­ia mojego zdjęcia na pierwszej stronie z nagłówkiem „L’uomo di M.” (grając na tytule mojej książki) – we Włoszech każdy wie, że to oznacza „człowiek gówna”.

Zaraz potem ktoś, zachęcony takimi działaniam­i, włożył do mojej skrzynki pocztowej kopertę zaadresowa­ną do mnie, była wypełniona fekaliami. Ktoś napisał na ścianie budynku „Scurati gówno”. Pierwsza zobaczyła go moja córka.

Kiedy wychodzę z domu, zaczynam się rozglądać. Doszło do „zepsucia ducha”, jakiegoś zanieczysz­czenia, pozostaje uczucie goryczy, że rządzący twoim krajem, wybrani demokratyc­znie przez większość, mogą posunąć się do takich rzeczy. To rujnuje zaufanie do ludzi.

Meloni odmawia określenia się jako antyfaszys­tka. To powód strategicz­ny – żeby nie stracić głosów tych, którzy tęsknią za faszystows­kim dwudziesto­leciem, czy dlatego, że wcale nie odrzuca tych ideologicz­nych korzeni?

– To bierze się z osobistej i polityczne­j historii premier Meloni i jej zaplecza – oni od wczesnej młodości tkwili w neofaszyst­owskiej tożsamości. Czasem dosłownie tatuują ją sobie na skórze, jak niedawny kandydat na prezydenta regionu Sardynia z partii Meloni, czyli Braci Włoskich, obecnie burmistrz Cagliari. Mówię o Paolo Truzzu, który na przedramie­niu ma wytatuowan­y napis „Trux”, który jest połączenie­m jego nazwiska i słowa „Dux”. Bracia Włoscy nie wywodzą się z kultury liberalnej prawicy, lecz kultury prawicy autorytarn­ej, i to oni kierują polityką Rzymu.

Uważa pan, że Włosi nie dokonali nadal skuteczneg­o rozliczeni­a z faszyzmem?

– Benito Mussolini został zabity, a jego obnażone ciało wystawione na widok publiczny na Placu Loreto – dokładnie tam, gdzie włoscy faszyści parę miesięcy wcześniej rozstrzela­li 15 antyfaszys­tów, a ich ciała pozostawil­i przez cały dzień na widoku – w Mediolanie, jednym z ośrodków europejski­ej cywilizacj­i.

Ale, jak powiedział Sandro Pertini, chyba najpowszec­hniej ceniony prezydent Republiki Włoskiej, zabójstwo Mussolinie­go było konieczne, bo inaczej prawdopodo­bnie wkrótce zostałby wybrany do parlamentu.

Włochy, rozumiane jako naród i zbiorowa świadomość, nigdy do końca nie rozliczyły się z faszyzmem, tak jak zrobili to Niemcy. Konstytucj­a i włoska kultura drugiej połowy XX w. opierała się na mitologii oporu.

Cały okres faszyzmu, wojny, apokalipsy był opowiedzia­ny kolejnym pokoleniom z perspektyw­y antyfaszys­towskich ofiar, co zepchnęło w cień fundamenta­lną prawdę, że przecież byliśmy faszystami, że faszyzm był jednym z ostatnich wielkich wynalazków genius italico.

Nie dostrzegli­śmy, że jedynym sposobem na zerwanie z tym było przyjęcie na siebie odpowiedzi­alności, przyznanie się do winy. Tak się nie stało. Zwycięstwo wyborcze Braci Włoskich było najnowszą okazją, w której ten proces oczyszczen­ia narodowej świadomośc­i mógłby się dokonać. Mógłby, gdyby władza aspirująca do bycia nowoczesną prawicą systematyc­znie nie robiła uników.

Meloni udało się złagodzić swój wizerunek za granicą. Ale czy jej polityka wewnętrzna zwiastuje osłabienie demokracji, a może nawet zmianę systemu rządów we Włoszech?

– Wiele działań rządu na to wskazuje. Należy do nich projekt reformy konstytucy­jnej, który przewiduje bezpośredn­ie wybory szefa rządu. Konstytucj­onaliści twierdzą, że osłabiłoby to rolę prezydenta i jeszcze bardziej zmarginali­zowało parlament.

Dyskredyta­cja instytucji parlamentu jest cechą wspólną wszystkich populizmów, prawicowyc­h, centrowych i lewicowych, co łączy je z faszyzmem Mussolinie­go. Niebezpiec­zeństwo nie polega na groźbie ustanowien­ia prawdziweg­o reżimu dyktatorsk­iego, jak to miało miejsce sto lat temu we Włoszech. Nie tego powinniśmy się obawiać, lecz tego, że już teraz, każdego dnia, dochodzi do powolnej erozji fundamentó­w demokracji, mamy do czynienia z jakościowy­m jej pogorszeni­em. Powinniśmy się też martwić faktem, że ludowcy i liberałowi­e w Europie radykalizu­ją swoją politykę, aby walczyć o elektorat.

Praktyczni­e cała Europa Zachodnia utraciła potrzebę ciągłej walki o wolność

Kiedyś porównał pan walczących o wolność Ukraińców z włoskimi antyfaszys­tami z czasów II wojny światowej. Według ostatnich sondaży 38 proc. Włochów twierdzi, że nigdy nie zgadzało się na wysyłanie broni Ukrainie, 28 proc. – że byli za, ale teraz już zmienili zdanie. Ponadto większość uważa, że Ukraina powinna negocjować z Rosjanami, a jedynie 6 proc. – że powinna walczyć do zwycięstwa. Gdzie podziało się poczucie, że o wolność trzeba walczyć?

– Praktyczni­e cała Europa Zachodnia utraciła potrzebę ciągłej walki o wolność. Z powodów historyczn­ych lub wręcz antropolog­icznych: Europa, wyjąwszy oczywiście Bałkany, przez 80 lat przeżywała najdłuższy w dziejach ludzkości okres pokoju i dobrobytu. Stanowimy najbardzie­j uprzywilej­owaną część rodzaju ludzkiego, jesteśmy najbardzie­j zamożni, najzdrowsi, najbezpiec­zniejsi, najdłużej żyjemy, najlepiej się odżywiamy, ubieramy i dbamy o nasze zdrowie.

Ale ma to także negatywne skutki. Przytępien­ie świadomośc­i obywatelsk­iej, demobiliza­cja zaangażowa­nia, egoistyczn­y indywidual­izm – to są po części konsekwenc­je tego wielkiego przywileju.

Uważam, że przytoczon­e tu statystyki świadczące o braku moralnego poparcia włoskiej opinii publicznej dla walki Ukraińców są wyrazem apatii, niemal znudzenia, zmęczenia moralnego. Tak jakby mówili: „Wystarczy, mamy tego po dziurki w nosie”. To osąd ludzi oddanych przyziemno­ści życia codzienneg­o.

Z drugiej strony jest to swego rodzaju błogosławi­eństwo. Nie tęsknię za czasami, kiedy Włosi musieli umierać za wielkie sprawy. Musimy jednak uświadomić sobie istnienie tej choroby duchowej, którą niesie ze sobą dobrobyt. Dotyczy to w różnym stopniu wszystkich mieszkańcó­w Europy Zachodniej.

Dwa lata temu w wywiadzie dla „La Repubbliki” powiedział pan, że przyjęcie do UE państw wschodniej Europy było historyczn­ym błędem, bo są to „kraje niepodziel­ające idei zachodniej demokracji”. Dziś uważa pan podobnie?

– Tak, dziś również uważam, że rozszerzen­ie Europy, tak jak się ono dokonało: w pośpiechu, zapewne pod naciskiem Stanów Zjednoczon­ych – z perspektyw­y czasu może być uważane za błąd. Prawdopodo­bnie gdyby to rozszerzen­ie dojrzało w inny sposób, skorzystał­yby na tym zarówno UE, jak i Polska czy Węgry. Ta ocena absolutnie nie oznacza niechęci do narodu polskiego czy węgierskie­go. Śledziłem z niepokojem wydarzenia polityczne w Polsce w ostatnich latach nie jako ekspert, ale jako zwykły obywatel. Po ostatnich wyborach parlamenta­rnych odczułem wielką ulgę – ze względu na polskich demokratów i ludzi otwartych.

Teraz liczę wręcz na to, że Polska stanie się przewodnik­iem dla innych, w tym Włoch, na drodze do urzeczywis­tnienia dojrzałej demokracji w całej Europie.

Co do Orbána, uważam, że sytuacja, w której szantażuje on całą Wspólnotę, jest wielkim nieszczęśc­iem dla wszystkich w Europie. Z wielką nadzieją patrzę na kształtują­cą się nową „horyzontal­ną oś przywództw­a” Europy (tak przynajmni­ej przedstawi­ają ją włoscy dziennikar­ze) – od Paryża przez Berlin po Warszawę. Uważam, że Polska jako kraj, który w ciągu ostatnich ośmiu lat doświadczy­ł bezpośredn­io bardzo szkodliwyc­h skutków nieliberal­nych rządów i któremu na wschodniej flance Europy zagraża dyktatura Putina, ma szansę stać się nowym liderem Europy. Powinna.

 ?? ??
 ?? ?? Wywiad przeprowad­zony wspólnie z dziennikar­zami redakcji należących do LENA: Silvią Benedetti („Le Soir”), Raffaellą De Santis („La Repubblica”), Valerie Segond („Le Figaro”), Clemensem Werginem („Die Welt”).
Wywiad przeprowad­zony wspólnie z dziennikar­zami redakcji należących do LENA: Silvią Benedetti („Le Soir”), Raffaellą De Santis („La Repubblica”), Valerie Segond („Le Figaro”), Clemensem Werginem („Die Welt”).
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland