Fiskus szykuje bat na pensje pod stołem
Będzie nowy sposób karania pracodawców za wypłacanie pensji pod stołem. Co się zmieni? Przedsiębiorca zapłaci za pracownika PIT – informuje „Rzeczpospolita”.
Dziś pracownikowi, który pracuje na czarno, grozi kara za „współudział”. Zgłaszając sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy czy innych organów, musi zapłacić podatek od dochodu otrzymanego pod stołem. To ma się zmienić.
Dziennik cytuje stanowisko Ministerstwa Finansów.
– Aktualnie system podatkowy nie sprzyja pracownikom, którzy nie godzą się na pracę na czarno. W razie wykrycia tego procederu to pracownik musi odprowadzić niezapłacony od swojej pensji podatek z odsetkami. Do tego odpowiada karnie za niezadeklarowanie podatku. Chcemy całkowicie odwrócić tę sytuację – twierdzi resort.
Na czym ma polegać uszczelnienie systemu?
– Nieodprowadzony PIT będzie musiał uregulować wraz z odsetkami za zwłokę pracodawca – twierdzi ministerstwo.
Do tego pracodawca będzie musiał uiścić specjalną sankcję – podatek od minimalnego wynagrodzenia za każdy miesiąc, w którym zatrudniał pracownika na czarno.
Na ile nowe rozwiązanie będzie skuteczne?
Praca na czarno wraz z niskim bezrobociem – stopa bezrobocia w czerwcu wyniosła 6 proc., bezrobotnych jest mniej niż milion osób – aktualnie nie jest wielkim problemem.
Dużo większym jest płacenie pod stołem. Czyli pracownik/pracownica dostaje pensję minimalną, a resztę ponad to już do ręki.
Ile osób dostaje wynagrodzenie pod stołem?
Zjawisko jest szeroko obecne w gastronomii, hotelarstwie, budowlance etc. Zasada jest prosta, czym mniejsza firma, tym częściej wypłaca się tak wynagrodzenia. W mikrofirmach – według niedawnej analizy Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) – wypłaca się tak aż 27 proc. ogółu wynagrodzeń.
Jak to się przekłada na konkretne liczby? 1,4 mln pracowników dostaje pieniądze do ręki. Średnia kwota, którą wręcza się pod stołem, to aż 1971 zł.
Dlaczego to zjawisko tak kwitnie?
A to już zależy od tego, kogo się o to zapyta. Osoby, które godzą się na taki proceder, w efekcie dostają więcej na rękę, niż gdyby cała ich pensja była opodatkowana.
Inny powód – na pensję pod stołem często nalegają osoby uciekające przed długami i komornikiem.
Z kolei pracodawcy – zwłaszcza w branżach, gdzie marże są niskie (handel, gastronomia, usługi), a podstawowe koszty to właśnie koszty pracy – twierdzą, że zbyt wysokie są narzuty stosowane przez państwo.
Osoba zarabiająca 3050 zł na rękę (4200 zł brutto) oznacza łączny koszt dla pracodawcy w wysokości 5060 zł.
Kto na tym wszystkim traci?
Gdyby zjawisko wręczania wypłat pod stołem nie istniało, w 2018 roku do budżetu i ZUS-u wpłynęłoby o 17 mld zł więcej.
Tracą też sami pracownicy. Będą mieć na starość niższe emerytury, ale również w przypadku choroby niższy zasiłek chorobowy.
Nie wiadomo jeszcze, kiedy nowe regulacje miałyby wejść w życie. Po tej zmianie pracownik będzie miał jednak za każdym razem „haka” na pracodawcę. Jeśli coś mu się nie spodoba, np. w rozliczeniach, będzie mógł pójść na skargę do PIP.
Z badania CBOS z 2016 roku wynika, że 19 proc. Polaków i Polek uważa uchylanie się od płacenia podatków za przejaw zaradności.