Zarobki rosną, zatrudnienie się trzyma
5484,07 zł brutto – tyle przeciętnie zarabiał w listopadzie statystyczny pracujący na umowie o pracę. Ekonomiści są zaskoczeni: pomimo drugiego lockdownu pracę traci relatywnie mała grupa zatrudnionych.
Podane w czwartek przez Główny Urząd Statystyczny dane oznaczają, że średnio w listopadzie zarabialiśmy 3955,30 zł na rękę. To o 4,9 proc. więcej niż w listopadzie rok wcześniej (o mniej więcej 250 zł), ale też zaledwie o 0,5 proc. więcej niż w październiku tego roku (czyli 25 zł).
Kogo liczy GUS
Trzeba jednak pamiętać, że sformułowanie „zarabialiśmy” dotyczy osób zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw, a więc firm zatrudniających co najmniej 10 pracowników, do tego pracujących na podstawie umowy o pracę – a to zdecydowana mniejszość polskiego rynku pracy, na którym dominują mikrofirmy do 9 osób, a niemałą część zatrudnionych stanowią osoby pracujące na umowach cywilnoprawnych. Dane GUS nie uwzględniają też więc m.in. budżetówki.
Do tego średnia ze swojej natury jest miarą zawyżoną przez zarobki najlepiej uposażonych. Ostatecznie tzw. średnia krajowa dotyczy więc zaledwie 6 mln osób – poniżej średniej zarabia zaś ponad dwie trzecie pracujących.
Zarobki co prawda rosną, ale też wciąż tracimy pracę: zatrudnienie w listopadzie spadło o 1,2 proc. w porównaniu rok do roku. Miesiąc wcześniej spadek wyniósł 1 proc.
Odporny rynek pracy
Zdaniem ekonomistów mBanku z danych GUS-u należy się cieszyć. Spadek zatrudnienia – uwzględniając, że przeżywamy właśnie drugi lockdown – nie jest dramatyczny.
„Dzisiejsze dane to pozytywna niespodzianka. Choć roczna dynamika przeciętnego zatrudnienia obniżyła się z minus 1 proc. rok do roku do minus 1,2 proc. rok do roku, to zarówno nasza prognoza, jak i konsensus zakładały silniejsze tąpnięcie rynku pracy. Zatrudnienie zareagowało więc odmiennie niż w przypadku pierwszej fali pandemii” – piszą analitycy mBanku.
Przyczyny? Zdaniem ekonomistów, po pierwsze, firmy zwolniły już w trakcie pierwszego lockdownu tylu pracujących, że obecnie załogi są optymalnie dostosowane do ich potrzeb. Po drugie, obostrzenia jesienią są znacznie lżejsze niż wiosną, działają żłobki i przedszkola, a część firm wręcz zatrudniła nowe osoby ze względu na fakt, że ich pracownicy i pracownice przebywają na kwarantannach. Do tego dochodzi rządowa pomoc.
„Mimo całego zestawu powyższych czynników niewielka reakcja rynku pracy przy istotnych statystykach liczby osób na kwarantannie pozostaje zaskoczeniem” – uważają analitycy mBanku.
I kończą relatywnie optymistycznie: „Trudno spodziewać się kolejnych istotnych spadków zatrudnienia w najbliższych miesiącach (...). Kolejne miesiące nie powinny przynosić silniejszego spowolnienia płac – dynamika przeciętnego wynagrodzenia powinna ustabilizować się w okolicach 4-5 proc. Wyraźne ożywienie będzie skutkowało odblokowaniem części zamrożonych obecnie negocjacji płacowych. To jednak raczej scenariusz na późny 2021 rok lub nawet kolejne lata. Lwia część 2021 roku upłynie pod znakiem relatywnie niskiej dynamiki wynagrodzeń i niskiej dynamiki zatrudnienia”.
Podobnie czwartkowe dane komentują ekonomiści banku PKO.
„W listopadzie, pomimo drugiej fali pandemii, przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw było stabilne miesiąc do miesiąca (-1,2 proc. rok do roku). Wzrost płac przyspieszył do 4,9 z 4,7 proc. rok do roku w październiku m.in. dzięki wypłacie premii i nagród. Rynek pracy jest zaskakująco odporny” – czytamy w komunikacie.
Dynamika przeciętnego wynagrodzenia powinna ustabilizować się w okolicach 4-5 proc. – ekonomiści mBanku
l