Gazeta Wyborcza - Gazeta Telewizyjna
KINO KOLSKIE
„Ładny świat zobaczyłem w jednej chwili” – mówi Jańcio, główny bohater filmu. I ma rację, Jan Jakub Kolski jest mistrzem w pokazywaniu piękna świata
Jańcio Wodnik” reprezentuje rzadki u nas gatunek realizmu magicznego. Nie dziwi niegdysiejsza wypowiedź reżysera, że marzy o sfilmowaniu „Stu lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza. Jego filmy nie mają nic wspólnego z „nurtem wiejskim”. Kolski robi swoje filmy na wsi, bo – jak mówi – tam widać horyzont; człowiek postawiony jest wobec odwiecznego wyboru między dobrem a złem, które często przybiera mylącą postać.
Nawet nazwy wiosek są tu prawdziwe, wzięte z jego stron rodzinnych, a fabuła ma często oparcie w autentycznej anegdocie. Wieś jest tu sceną życia, całym światem. Są w nim ludzie, którzy go rozumieją; nie dziwi ich i cud, i śmierć, nie przeraża tajemnica. Wszyscy w tym świecie wiedzą, co jest złe, co dobre. Wędrowny wiejski dziad zapłacze nad umierającym w polu koniem, wyjaśni grzesznikowi, czym jest pycha i wierność. Taki to pełny świat, zupełnie jak nie nasz.
Jańcio (Franciszek Pieczka) porzuca dom, niczym dawni święci. Idzie wświat, aby usuwać zło. Ludzie widzą w nim nowego zbawiciela. Ciągną za nim procesją, niosąc na ramionach niebieski samochód marki Warszawa. Historia fałszywego zbawiciela, choć ma wymiar uniwersalny, dotyczy także polskiej skłonności do wiary w cuda, także polityczne.
Kolski myli tropy. Poetyckość przełamuje wulgaryzmami. Podobnie czyni jego kompozytor Zygmunt Konieczny. Misterium przechodzi w groteskę. Już, zdawałoby się, mamy do czynienia z prawdziwą świętością, gdy zajeżdża nam drogę buñuelowski stygmatyk z krzywym uśmiechem Bogusława Lindy. Na motocyklu, do którego przyspawany jest krucyfiks-reklama. A Jańcio z czasem obrasta w pychę, staje się łasy na pieniądze i łatwe uciechy, zapomina o brzemiennej żonie, grzeszy.
Błazeństwo nie kasuje świętości, okrucieństwo – liryzmu. To jest kino nowej generacji, pozbawione pretensji do świata – niewierzące w jego poprawę. Jest zarazem pokorne wobec tajemnicy – wtym sensie pełne wiary. W ludzkiej rodzinie przychodzi na świat diabeł z ogonkiem, ale nawet to nie narusza porządku świata. Zło okazało się dziełem człowieka – więc i diabełka, którego spłodził, trzeba przygarnąć, żyć z nim. Jego ogonem jak miotełką czyścić sobie rękaw kapoty.
Historia Jańcia ma dwie fazy: błądzenia i nawrócenia. Z początku jego działanie ożywione jest faustowską chęcią powtórzenia „boskiego eksperymentu”, zapanowania nad naturą. Na tym polega magia.
W drugiej fazie Jańcio przechodzi do postawy religijnej, poddając się życiu, naturze, Bogu. Kolskiego zdaje się fascynować sfera pośrednia między magią JAŃCIOLAND Świat Kolskiego rządzi się własnymi prawami. Kostucha przychodzi na ziemię, by targować się ze starcem o kilka dni życia („Grający z talerza”), ludzie mają władzę nad wodnym żywiołem i potrafią uzdrawiać („Jańcio Wodnik”), ekspedientka w barze między jedną zupą a drugą zostaje naznaczona ranami Chrystusa („Cudowne miejsce”), a przydrożna figurka potrafi mówić („Historia kina w Popielawach”). Po filmach realizowanych według Hanny Krall („Daleko od okna”) i Witolda Gombrowicza („Pornografia”) w Jańciolandzie zaszła znacząca zmiana. Już w „Jasminum” cudów co prawda nie brakuje, ale ujęte one zostają w znaczący cudzysłów: całą historię, nieco pretensjonalną i naiwną, opowiada przecież dziecko. Pozbawiona cudów jest „Afonia i pszczoły”. To przeciwieństwo „Jasminum” – kino chropowate, pęknięte, niedopieszczone. Do świata z perspektywy dziecka Kolski wrócił w filmach „Wenecja” oraz „Serce, serduszko”. Natomiast „Las, 4 rano”, najnowsze dzieło reżysera, było bolesną odpowiedzią na jego wielką osobistą tragedię – śmierć córki.
ŚRODA
| a religią, przy czym żadnej z postaw nie odmawia heroizmu. Jak pogodzić się ze światem, w którym jest tyle cierpienia? A pogodzić się trzeba. Dlatego po nieudanej próbie odwrócenia czasu Jańcio mówi do swojego sąsiada: „Widzisz, Socha, przez jeden zły uczynek jednego złego czło- wieka przybywa zła na całym świecie. I to zło wraca potem odpryskiem i uderza, w kogo chce. Tyś sześć lat temu posiał zły uczynek, ja przez sześć lat zbierałem żniwo. To nie jest sprawiedliwe. Ale tak samo, Socha, od każdego dobrego uczynku przybywa dobra w całym świecie. I ja teraz zrobię dobry uczynek... Nie zabiję cię, Socha, choć może powinienem”.