Rzeźba fallusa rozpala miasto
Pokaźna rzeźba przypominająca męski członek została usunięta ze szlaku z Kowar w Karkonosze. Nikt nie chce się przyznać, że interweniował w tej sprawie. Twórca penisa Mirosław Kanecki twierdzi, że nie chciał ani szokować, ani robić nikomu przykrości. Sugeruje, by podejść do sprawy z humorem. – Niech sobie postawi członka na swojej posesji, a nie w przestrzeni publicznej – uważają krytycy.
Mirosław Kanecki – człowiek wielu pasji, lokalny aktywista, któremu Kowary zawdzięczają festiwal rzeźby oraz trasy biegowe w Karkonoszach i Rudawach Janowickich (stworzył je wraz z przyjaciółmi z grupy Kowary Biegają) – opowiada, że zbiegając kiedyś z gór, zauważył drzewo przypominające do złudzenia męski członek. Postanowił je nieco „poprawić”, szlifując kształty, by skojarzenie było jeszcze bardziej jednoznaczne.
I tak sobie drzewo, przypominające wyglądem męski obiekt dumy, towarzyszyło szlakowi z Kowar w Karkonosze. Nie szokowało, nie każdy zwracał za nie uwagę. Aż do momentu, gdy Mirosław Kanecki postawił tuż przy nim tablicę, bardzo fachowo wykonaną, w której opisano „Fallusa Covarusa”.
Wspomina, że miał nadzieję, iż „Fallus” stanie się obiektem, który ludzie będą mogli poprosić o płodność, pogłaskać, przytulić. Może też sprowokował do bliższych kontaktów intymnych z ukochanymi, być może zaniedbanymi. „Fallus Covarus” miał też być szansą na promocję nowego oblicza Kowar, zwrócenie uwagi opinii publicznej na to miasto, kiedyś kojarzone jako pełne biedy, brudu i pesymizmu, a od kilku lat zmieniające się na lepsze, tryskające pomysłami.
No i się zaczęło! Okazało się, że rzeźba penisa i opis umieszczony na tablicy są nie do przyjęcia dla niektórych mieszkańców. Słali protesty do Urzędu Miasta w Kowarach. Miasto jednak nic do rzeźby nie miało, bo znajdowała się na łące, gdzie pasą się i biegają konie, użytkowanej przez prywatnego hodowcę, ale dzierżawionej od Lasów Państwowych.
Mirosław Kanecki otrzymał więc pewnego dnia wiadomość od znajomego od koni, że ma zabierać penisa i tablicę. Nie miał innego wyjścia. Usunął i złożył w bezpiecznym miejscu.
Ale nie zrezygnował z ekspozycji publicznej. Zwrócił się w tej sprawie do władz miasta. Nie otrzymał jednoznacznej odpowiedzi. Miał nadzieję, że penis będzie cieszył oko w parku miejskim koło ośrodka „Przedwiośnie”.
Nic z tego. Zastępca burmistrza Kowar Ryszard Rzepczyński powiedział nam, że nie ma zgody na to, by praca pana Kaneckiego była wystawiana w przestrzeni miejskiej. Nie ze względów ideologicznych, lecz estetycznych. To po prostu niestosowne i niesmaczne.
Krytyka publicznego pokazywania penisa właśnie z estetycznego punktu widzenia płynie także z innych stron, i to bez względu na polityczne barwy. Głos zabrał nawet wicestarosta z PiS Jarosław Kotliński, mieszkaniec Kowar, a przez wiele lat nauczyciel w tym mieście. Pan Kotliński podkreśla stanowczo, że w sprawie penisa wyrażał publicznie opinię, ale absolutnie nie podejmował żadnych kroków w celu usunięcia rzeźby z terenu przy szlaku.
Mirosław Kanecki przysłał mi zdjęcia porzuconego penisa z komentarzem: „Kastracja i impotencja”. Ale broni nie składa. W Karkonoszach przy innym szlaku można usiąść na innym kawałku drzewa, przypominającym – dzięki poprawkom pana Mirka – pupę. Kojarzy się jednoznacznie, ale nikomu nie przeszkadza. Może dlatego, że tablicy przy niej żadnej nie ma. Anonimowa pupa nie razi i nie gorszy.