Kolejka na Kasprowy do rozbiórki?
pomyśleć o jakimś substytucie wuwuzeli. – Ja tego nie rozumiem. Jestem na skokach po raz pierwszy. Wszystko jest super, ale z tymi trąbami to paranoja. Idzie oszaleć. Ludzie kompletnie zgłupieli! – żalił się Paweł, kibic z Piotrkowa Trybunalskiego.
Wypadek przy pracy
Niedziela stała pod znakiem indywidualnego konkursu. Debatowano nad tym, czy Stoch pobije swój rekord oraz czy ktokolwiek ze światowej czołówki jest w stanie mu zagrozić. Problemem był porywisty wiatr, który dmuchał od samego rana. Kibice rozgrzewali się wszelkimi dostępnymi alkoholami, które lały się w potężnych ilościach. W jednym z supermarketów puste półki w dziale monopolowym (zostało raptem kilka butelek „czystej” i parę piw) przypominały czasy PRL-u. Ludzie bawili się w najlepsze w rytm przerobionego hitu ostatnich miesięcy autorstwa gwiazdy rock-polo Sławomira „Miłość w Zakopanem”. „Skoki, skoki w Zakopanem, polewamy się szampanem...” – niosło się od Krupówek aż po Wielką Krokiew. Po południu wydawało się, że nie będzie szans na przeprowadzenie zawodów właśnie ze względu na aurę. Jednak pogoda się uspokoiła i o godz. 16 ruszyła pierwsza seria. Loteryjna, gdyż wiatr był tego wieczoru nieprzewidywalny. Tak jak absolutnie nieprzewidywalne było to, że Kamil Stoch nie zakwalifikuje się do drugiej serii. A jednak! Dwukrotny mistrz olimpijski nie poradził sobie z trudnymi warunkami i wykonał bardzo słaby skok, który dał mu zaledwie 38. lokatę. Wielka sensacja stała się faktem. I nagle, niespodziewanie, w centrum uwagi znalazł się nasz inny zawodnik. Przez cały weekend wśród kibiców krążyło powiedzonko: – Co robi Stefan w Zakopanem? Hula! 31-latek, który znajduje się w życiowej formie, prowadził po pierwszej serii! Finalnie nie udało mu się obronić pozycji lidera i spadł na czwartą – najwyższą w dotychczasowej karierze – lokatę. Triumfował Słoweniec Anże Semenić, dla którego była to pierwsza wygrana w Pucharze Świata.
Tematem numer jeden pozostawał jednak skok Stocha. – Mój błąd... Spóźniłem skok. Nikt nie jest doskonały. Uwielbiam skakać dla naszych fanów, których aż tylu przybyło. Nie wyszło, przepraszam... – opowiadał przed kamerami TVP wyraźnie przygnębiony lider naszej kadry. – Taki wypadek przy pracy zdarza się najlepszym. Lepiej teraz niż na olimpiadzie! – komentowali wyrozumiali i zakochani po uszy w Stochu kibice. W poniedziałkowy poranek, gdy emocje już opadły, góralka sprzedająca sery w Zębie, rodzinnej miejscowości naszego mistrza, oznajmiła: – Ale to się nie ma co przejmować! Kibicujemy dalej, a nasz Kamil i tak jest największym z największych mistrzów! maciej.woldan@angora.com.pl
Władze Tatrzańskiego Parku Narodowego chcą demontażu kolejki na Kasprowy Wierch. – Ja nie jestem politykiem, nasza spółka jest od tego, by służyć ludziom, dawać im radość z udostępniania Tatr, dlatego nie podejmuję politycznych gier, nawet nie biorę pod uwagę, żeby zamknąć przejazdy i zdemontować kolej na Kasprowy Wierch – podkreśla Janusz Ryś, prezes Polskich Kolei Linowych. Tatrzański Park Narodowy domaga się od Polskich Kolei Linowych zaprzestania korzystania z kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Zdaniem dyrektora TPN Szymona Ziobrowskiego PKL nie mają żadnej umowy dotyczącej korzystania z terenu między dolną stacją kolejki a górną granicą lasu. Choć PKL ma prawo korzystać z gruntów, na których ustawiono podpory, to nie ma umowy na korzystanie z przestrzeni między nimi. – Pytanie, czym jest ta przestrzeń nad gruntami, dokąd ona sięga? – pyta Janusz Ryś.
Absurd jak z Barei
Swoje oświadczenie w tej sprawie PKL wydały w poniedziałek wieczorem. „Żądanie dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego, aby Polskie Koleje Linowe zaniechały przewozów koleją linową na Kasprowy Wierch i do końca stycznia ją zdemontowały, w najłagodniejszy sposób można określić jako absurd. Pierwszy raz w ponad 80-letniej historii kolei pojawiło się tak poważne zagrożenie dla jej funkcjonowania i żądanie jej rozbiórki” – czytamy w oświadczeniu.
Janusz Ryś, prezes PKL, przypomina, że gdy w latach 30. ubiegłego wieku budowano kolej na Kasprowy Wierch, ustalono służebność terenu na rzecz trasy i kolei. – Przez 80 lat nie było z tym żadnych problemów, a teraz dowiadujemy się, że mamy zamknąć kolej – nie ukrywa zdziwienia Janusz Ryś. Zapowiada, że zrobi wszystko, by do tego nie doszło.
Rozmowy na sporny temat prowadzone były od miesiąca. Data kolejnego spotkania została ustalona na marzec. – Mimo to TPN, wbrew naszym ustaleniom, wysłał do nas absurdalne żądanie demontażu kolejki na Kasprowy Wierch w ciągu pięciu dni – dodaje Janusz Ryś. Uważa, że spółka ma prawo do korzystania z pasa pod koleją, a stanowisko TPN uważa za bezpodstawne. Od początku sporu proponował sądową mediację. Podkreśla, że żądanie parku uderza przede wszystkim w narciarzy i wszystkich, którzy chcą podziwiać piękno Tatr z Kasprowego Wierchu. To cios dla reputacji Zakopanego, który zaszkodziłby branży turystycznej w całym regionie. „Dlatego PKL nie zamierza spełnić absurdalnych żądań dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego i prosi sprawujące nadzór nad TPN Ministerstwo Środowiska o uważne przyjrzenie się działaniom tej instytucji i motywom, które nią kierują” – apelują władze PKL w oświadczeniu.
– Nigdy intencją parku nie było zlikwidowanie kolei linowej „Kasprowy Wierch”, ale celem i obowiązkiem TPN jest uporządkowanie kwestii prawnych – zapewnia Szymon Ziobrowski.
Tatrzańskie Przewozy Narodowe
Według władz parku PKL ma jedynie prawo wieczystego użytkowania bezpośrednio tych terenów, na których stoją podpory lin nośnych. Przestrzeń pomiędzy podporami jest już własnością Skarbu Państwa. To pas ziemi o szerokości 16 metrów. A wieczystym użytkownikiem jest TPN. Prawo własności gruntu obowiązuje zarówno na powierzchni gruntu, jak i nad nim do pewnej wysokości. Władze TPN już wcześniej wzywały władze PKL do ugody, jednak do niej nie doszło. 16 stycznia odbyło się spotkanie, podczas którego przedstawiciele spółki odmówili zapłaty zaproponowanej kwoty. Jak wyjaśnia Szymon Ziobrowski, chodzi o ponad 2,1 mln zł. To pieniądze za bezumowne korzystanie z nieruchomości Skarbu Państwa od 1 stycznia 2012. Do tego blisko 36 tys. zł miesięcznie za korzystanie z przestrzeni między podporami. Kwoty te zostały oszacowane przez biegłego. – Spółka PKL zna tę sprawę od grudnia. Mimo to TPN jest w dalszym ciągu otwarty na ugodowe zakończenie sporu i uregulowanie sposobu korzystania z nieruchomości – dodaje Szymon Ziobrowski.
Starosta tatrzański Piotr Bąk uważa, że żądania TPN są słuszne. Przypomina, że sytuacja prawna gruntów na Kasprowym Wierchu jest złożona. W głównej mierze tereny są własnością Skarbu Państwa i PTTK. Część obiektów niezbędnych do eksploatacji kolei, takich jak budynek górnej stacji na Kasprowym Wierchu, nie należy do PKL. Tylko część nieruchomości koleje mają w użytkowaniu wieczystym. Piotr Bąk zwraca uwagę, że obiekty i grunty Skarbu Państwa niebędące w użytkowaniu wieczystym PKL są wykorzystywane przez zagraniczny podmiot bez tytułu prawnego. – W szczególności dotyczy to terenu położonego pod trasą kolei linowej. PKL czerpie z tytułu tej działalności wysokie dochody – mówi starosta. Dodaje, że nie byłoby problemu, gdyby zarząd PKL porozumiał się w styczniu z TPN co do płatności za użytkowany teren. – PKL to komercyjny podmiot prowadzący działalność na terenie należącym do Skarbu Państwa w wieczystym użytkowaniu TPN – podkreśla Piotr Bąk. – Skoro wezwania do zapłaty i negocjacje dotyczące opłat nie przyniosły rezultatu, to dyrektor TPN nie miał innej możliwości, niż wysłać przedsądowe wezwanie do zaprzestania bezumownego wykorzystania majątku Skarbu Państwa.
Starosta przypomina, że gdyby dyrektor parku nie zadbał o powierzony mu majątek, naraziłby się na prokuratorskie zarzuty. A nawet na wezwanie przed oblicze komisji śledczej. Sprawa zamknięcia kolejki to jego zdaniem żaden dla Zakopanego blamaż. Przewozy na Kasprowy Wierch to tak intratny biznes, że bez trudu można na miejsce PKL znaleźć innego operatora. Takim operatorem mógłby być jego zdaniem nawet sam Tatrzański Park Narodowy.
Polityka, polityka
W rozmowach z PKL władze parku wciąż powołują się na rok 2012, gdy zmieniło się prawo. Ustawa o parkach narodowych dała im osobowość prawną. Czemu wtedy TPN nie wystąpił o zamknięcie przewozów? Czemu dopiero rok temu TPN jak lew walczyło ramię w ramię ze starostą powiatowym o „odzyskanie” górnej stacji kolejki? W Tatrach dobrze widać, jak na zakopiańskim podwórku mocno rządzi warszawska polityka.
PKL zostały sprywatyzowane jeszcze za rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego w 2013 r. Na sprzedaż należących do PKP kolejek linowych wyraził zgodę Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Sprawę prywatyzacji PKL badała też prokuratura. Nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. PKL kupiła spółka Polskie Koleje Górskie, utworzona przez cztery podhalańskie gminy z Zakopanem na czele. Kwotę 215 mln zł zapewnił fundusz inwestycyjny Mid Europa Partners. Swoje akcje fundusz przekazał powołanej do tego celu spółce Altura, która jest zarejestrowana w Luksemburgu. W 2015 roku kandydaci startujący z list Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do sejmu głośno wołali o potrzebie reprywatyzacji PKL. Była mowa o wyprzedaży rodowych sreber, a pod dolną stacją kolejki urządzano spotkania przedwyborcze i konferencje prasowe. Teraz realizują to, co obiecali – powrót PKL w polskie ręce. Choćby kosztem rozbiórki i demontażu urządzeń kolejki na Kasprowy Wierch. Co jeszcze wymyślą politycy, by wytrzebić „Luksemburg” z polskiej ziemi? Ratunek przed „obcym” przez likwidację i zamknięcie biznesu – po tym pomyśle nie zaskoczą nas już chyba niczym.