Nowelizacja ustawy o IPN
Narosłe mity i nieporozumienia
– W ostatnich latach wielu polskich historyków, zwłaszcza żydowskiego pochodzenia, często pisało o zbrodniach, jakich podczas wojny Polacy dopuszczali się na Żydach. Padały liczby 100, 120, 150 tys. zabitych. Są środowiska, które starają się umniejszyć naszą rolę w ratowaniu Żydów, choć na ponad 26 tys. osób odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata prawie 7 tys. stanowią Polacy.
– Podczas tak ogromnego terroru, jaki panował na polskich ziemiach okupowanych przez Niemcy, nie można nikomu czynić zarzutu z bierności wobec mordowanych. Z pewnością byli Polacy denuncjujący Żydów, ale pamiętajmy, że polskie państwo podziemne karało za to śmiercią. Blisko pół miliona Polaków z narażeniem życia – pośrednio lub bezpośrednio – było zaangażowanych w pomoc Żydom (prof. Antony Polonsky, badacz Holocaustu żydowskiego pochodzenia, ocenia, że w ratowaniu Żydów brało udział od 160 do 360 tys. Polaków).
– Polacy w sposób instytucjonalny nie współpracowali z Niemcami, poza 17 tys. tzw. granatowych policjantów, którzy rekrutowali się z przedwojennej policji państwowej. Jednak za odmowę służby w tej formacji groziła kara śmierci nie tylko policjantowi, ale i jego rodzinie.
– Żydzi mieli współpracującą z Niemcami policję gettową, do której wielu zgłaszało się na ochotnika. To były tysiące ludzi ( w Warszawie – 2,5 tys., w Łodzi – 1,2 tys., we Lwowie – 500, w Częstochowie – 250 – przyp. autora), z których znaczna część należała do żydowskiej inteligencji. Z tych, którzy przeżyli wojnę, spora grupa znalazła się w bezpiece. Na zarzuty o ich współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa często słyszę argument, że to byli komuniści, którzy wyrzekli się swojej żydowskości. W takim razie powinniśmy przyjąć, że polscy szmalcownicy swoim haniebnym zachowaniem wyrzekli się polskości.
– Jak pan ocenia politykę, jaką po 1989 roku Polska prowadzi wobec Izraela?
– Zacieśnienie wzajemnych stosunków było ze wszech miar potrzebne i korzystne, ale teraz okazało się, że te dobre relacje pękły jak bańka mydlana, więc może z naszej strony była to tylko iluzja? Mam przyjaciela, dziś pana w bardzo sędziwym wieku, ale nadal o wybitnie sprawnym umyśle, który w Izraelu swego czasu sprawował najważniejsze państwowe stanowiska. Kiedyś zapytał mnie: Dlaczego wy przysyłacie do nas na ambasadora Żyda? To czyje interesy ma on reprezentować? Czytaj również PERYSKOP str. 69
Wokół przyjętej przez Sejm i Senat nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej narosło wiele mitów i nieporozumień. Przyjrzyjmy się, jak wyglądają regulacje w brzmieniu uchwalonym i co z nich może wynikać.
Czy samo używanie sformułowań typu „polskie obozy śmierci” lub „polskie obozy zagłady” będzie karalne?
NIE. Gdy w sierpniu 2016 r. rząd przyjmował projekt ustawy o IPN, Ministerstwo Sprawiedliwości informowało: „Używanie kłamliwych określeń w rodzaju »polskie obozy koncentracyjne«, »polskie obozy zagłady« czy »polskie obozy śmierci« ma być przestępstwem, za które grozi kara do trzech lat więzienia”. Owszem, było to wyrażone expressis verbis w projekcie PiS z 2013 r. Projekt ten nie został jednak nigdy uchwalony. W obecnej kadencji rząd zgłosił, a następnie Sejm przyjął przepis w innym brzmieniu: „Art. 55a. 1. Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie określone w art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego załączonej do Porozumienia międzynarodowego w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych Osi Europejskiej, podpisanego w Londynie dnia 8 sierpnia 1945 r. (Dz.U. z 1947 r. poz. 367), lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat trzech. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości”.
– Oznacza to, że samo posłużenie się określeniem w rodzaju „polski obóz śmierci” nie będzie karalne, ponieważ nie jest ono równoznaczne z przypisaniem Polakom sprawstwa konkretnej zbrodni. Artykuł 55a wymaga przypisywania odpowiedzialności, co oznacza, że musi paść wyraźna teza wskazująca w sposób nieprawdziwy na fakt sprawstwa danej zbrodni. Użycie przymiotnika „polski” w zestawieniu z nazwą obiektu nie spełnia tego wymogu – analizuje dr Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – W tym sensie za pomocą tego przepisu nie da się osiągnąć celów, jakie założyli sobie twórcy ustawy – dodaje.
Czy przepis ingeruje w wolność działalności naukowej i spowoduje efekt mrożący, np. dla historyków?
NIE POWINIEN. Artykuł 55a ust. 3 wyraźnie wskazuje, że przypisanie odpowiedzialności lub współodpowiedzialności Polsce lub narodowi polskiemu nie stanowi przestępstwa, jeśli takie stwierdzenie padło w ramach działalności naukowej lub artystycznej. Jednak brzmienie przepisu a jego odbiór to dwie różne kwestie.
Czy relacje osób ocalałych z Holocaustu o prześladowaniach ze strony Polaków mogą na gruncie obecnych przepisów oznaczać przypisywanie współodpowiedzialności za hitlerowskie zbrodnie?
NIE/BYĆ MOŻE. Wskazanie niegodziwych zachowań konkretnych ludzi, np. mieszkańców danej wsi, czy tym bardziej wymienionych z nazwiska, nie będzie wypełniało znamion nowego przestępstwa. Wszystko jednak zależy od formy wypowiedzi. Jeśli indywidualne doświadczenia ludzi, którzy doznali krzywdy od Polaków, będą skutkowały przypisaniem odpowiedzialności całemu narodowi, wówczas można rozważać zastosowanie tego przepisu. Analogicznie jak na gruncie art. 133 k.k., publiczne znieważenie 10 Polaków nie oznacza jeszcze znieważenia narodu lub Rzeczypospolitej. – Dlatego nie ma sensu tworzyć niejasnych przepisów. Ja bym tego tak nie kwalifikował, ale o tym ostatecznie będą decydowały sądy. I obawiam się, że jeżeli tylko ktoś nie powie wprost, że „naród polski mordował Żydów”, albo nie użyje równie dużego uogólnienia, będzie to podlegało interpretacjom – mówi dr Piotr Kładoczny z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Natomiast sam fakt, że pojawiają się takie wątpliwości, oznacza, że zaczynamy się zastanawiać, co wolno, a czego nie wolno w Polsce powiedzieć. I to jest problem – dodaje prawnik.
Czy na podstawie nowych przepisów będzie można pociągnąć do odpowiedzialności cudzoziemca, który popełnia czyn za granicą?
PRAKTYCZNIE NIE. Artykuł 55b ustawy o IPN stanowi co prawda, że art. 55a stosuje się do obywatela polskiego oraz cudzoziemca niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu, pytanie tylko, jak to się ma do ogólnych przepisów k.k. Te stanowią, że w przypadku obywateli polskich prawo polskie „podąża za obywatelem”, natomiast w odniesieniu do cudzoziemców warunkiem pociągnięcia ich do odpowiedzialności za czyn popełniony za granicą jest istnienie tzw. podwójnej karalności. Innymi słowy, w kraju, gdzie taki czyn popełniono, musiałby istnieć przepis, który również penalizowałby publiczne i wbrew faktom przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za nazistowskie zbrodnie. – Oczywiście, trudno wyobrazić sobie jakiś inny kraj, w którym obowiązywałyby takie przepisy. Dlatego trzeba by wykazać, że czyn ten jest wymierzony przeciwko interesom Rzeczypospolitej Polskiej. Jednak wzajemna relacja przepisów Kodeksu karnego oraz art. 55b ustawy o IPN nie jest rozstrzygnięta. Nie wiadomo, czy art. 55b ustawy o IPN jest przepisem szczególnym wobec przepisów k.k., czy też równolegle powinny być spełnione przesłanki kodeksowe. To powinno być doprecyzowane, ponieważ będzie to budziło ogromne wątpliwości interpretacyjne – dodaje dr Małecki.
Nawet jeśli przepisy materialne będą dawały taką teoretyczną możliwość, to zdaniem mec. Zbigniewa Krügera żaden kraj nie wydałby swojego obywatela do takiej sprawy. – W Stanach Zjednoczonych tego typu zarzut byłby oddalony na podstawie pierwszej poprawki do konstytucji, która blokuje możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności karnej nawet za bardzo ostre wypowiedzi – zaznacza adwokat.
Artykuł 30 k.k. stanowi, że nie popełnia przestępstwa, kto dopuszcza się czynu zabronionego w usprawiedliwionej nieświadomości jego bezprawności. – Kłamstwo jest zawsze nagannym uczynkiem, ale nie zawsze grozi za to odpowiedzialność karna. Przykładowo, jeśli mąż okłamuje żonę, że jej nie zdradza, to nikt go nie wsadza do więzienia, jeśli prawda wyjdzie na jaw. Tak samo w tym przypadku. Nawet jeśli ktoś świadomie kłamie na temat odpowiedzialności Polski w kwestiach nazistowskich zbrodni, to nie musi wiedzieć, że gdzieś na drugiej półkuli za tego typu stwierdzenia grozi odpowiedzialność karna – pointuje dr Małecki.