Zakazane piosenki Ukraina
Rosjanka nie wystąpi na Eurowizji
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zabroniła wjazdu na teren kraju niepełnosprawnej piosenkarce, która miała reprezentować Rosję na tegorocznym Konkursie Piosenki Eurowizji.
Co rok to skandal i co rok większy. Pod znakiem ostrego konfliktu politycznego pomiędzy Moskwą a Kijowem przebiegła już ubiegłoroczna edycja Eurowizji. Rosjanom bardzo nie spodobało się zgłoszenie do konkursu przez Ukrainę piosenki „1944”, wykonywanej przez krymską Tatarkę Jamalę. Utwór był poświęcony sowieckim deportacjom jej rodaków. Rozdrażnienie Moskwy zastąpiła nieukrywana wściekłość, gdy piosenka Jamali nie tylko zabrzmiała na całą Europę, ale i zwyciężyła.
Zgodnie z regulaminem kolejny, czyli tegoroczny, konkurs odbędzie się w stolicy kraju zwycięzcy, a więc w Kijowie – w dniach od 9 do 13 maja. Krajowe eliminacje do niego w Rosji zakończyły się 12 marca. Na Ukrainę miała pojechać 28-letnia piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów do swoich utworów Julia Samojłowa. Jej piosenka o miłości „Flame is Burning” wywarła największe wrażenie – skomentowano ten wybór w 1. programie rosyjskiej telewizji, który przeprowadził eliminacje w Moskwie.
– Była ona uczestniczką uroczystej ceremonii otwarcia Zimowych Igrzysk Paraolimpijskich w Soczi w 2014 roku, gdzie wykonała piosenkę „Wmiestie” (Razem). Julia od dziecka porusza się na wózku inwalidzkim i posiada pierwszą grupę inwalidzką – tak przedstawiano piosenkarkę w specjalnym komunikacie.
Jednak gospodarzy tegorocznego konkursu bardziej niż piosenka zaśpiewana w Soczi zainteresowały występy Rosjanki na Krymie. I wyciągając z tego faktu wnioski, nie zamierzali udzielić jej taryfy ulgowej nawet ze względu na niepełnosprawność. Władze Ukrainy uważają bowiem Krym za terytorium okupowane, a osoby publiczne odwiedzające półwysep są traktowane jako kolaborujące z okupantem i karane zakazem wjazdu na pozostałe terytorium kraju.
Już kilka dni po ogłoszeniu kandydatury Samojłowej w Radzie Najwyższej Ukrainy rozległy się głosy, że zakaz powinien objąć również ją, a minister spraw zagranicznych Pawło Klimkin określił decyzję o wysłaniu właśnie tej artystki do Kijowa jako „prowokacyjną”.
Na odpowiedź Kremla nie trzeba było długo czekać. Sprawę skomentował sam rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow, który zapewnił stronę ukraińską, że o żadnej prowokacji nie ma mowy, a jak wiadomo „na Eurowizję jedzie się śpiewać, a nie występować z oświadczeniami politycznymi”.
Sama piosenkarka początkowo uznała stawiane jej zarzuty za niepoważne. Julia Samojłowa
– To wszystko jest śmieszne i nie rozumiem, skąd ten popłoch. To był absolutnie zwyczajny koncert – mówiła w jednym z wywiadów. – Występowałam w Kerczu tak samo jak w każdym innym mieście. Nie pamiętam dokładnie, co to był za koncert. Chyba na jakiś sportowy temat...
Wszystko pamiętała za to dokładnie Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), która przypomniała, że chodziło o koncert na anektowanym Krymie, który odbył się 27 lipca 2015 roku podczas festiwalu „Świat sportu i dobroci”. Biorąc w nim udział, piosenkarka naruszyła przyjęte półtora miesiąca wcześniej postanowienie Gabinetu Ministrów Ukrainy stanowiące, że cudzoziemcy powinni posiadać specjalne zezwolenie uprawniające do wjazdu na Krym. Konsekwencje były przewidywalne.
– Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zabroniła wjazdu na terytorium Ukrainy obywatelce Federacji Rosyj- skiej Julii Samojłowej na okres trzech lat – 22 marca, równo dziesięć dni po ogłoszeniu nazwiska rosyjskiej uczestniczki Eurowizji – poinformowała rzeczniczka prasowa SBU Ołena Hitlańska.
Na tę wiadomość piosenkarka zareagowała z pewnym niedowierzaniem, przekonując, że będzie do końca wierzyć, że ukraińskie władze zmienią zdanie. – Tak ogólnie to się nie martwię. Pracuję dalej. Z jakiegoś powodu myślę, że wszystko jeszcze się zmieni – nie traciła optymizmu artystka.
Podobną nadzieję wyraził też cytowany już wcześniej rzecznik Kremla, który oficjalnego postanowienia SBU wciąż nie chciał uznać za ostateczne. Nazywając je „absolutnie niesprawiedliwym i wyjątkowo nieudanym”, sugerował, że będzie ono rozpatrzone jeszcze raz. Chyba najostrzej stanowisko Ukrainy oceniono w rosyjskim MSZ. – To kolejny oburzający, cyniczny i nieludzki akt władz w Kijowie – oburzył się wiceszef dyplomacji Grigorij Karasin, przy okazji obwiniając stronę ukraińską, że w ten sposób zademonstrowała swoją słabość i prawdziwy stosunek do wartości europejskich.
Tak kategoryczne stanowisko gospodarzy zaskoczyło nawet organizatorów konkursu. Zapewnili, że chociaż muszą respektować lokalne prawa strony goszczącej imprezę, to są głęboko rozczarowani tą decyzją i mają nadzieję na dialog z Ukraińcami w tej sprawie.
Gdyby jednak z dialogu nic nie wyszło, to kierownictwo Eurowizji wpadło na kreatywny pomysł, jak obejść zakaz i umożliwić rosyjskiej piosenkarce „zdalny” występ w konkursie. Miałaby ona wystąpić podczas specjalnie zorganizowanego w trakcie Eurowizji przekazu telewizyjnego z Moskwy.
Kijów jednak odrzucił od razu tę koncepcję. Wicepremier Wiaczesław Kyryłenko oświadczył, że transmisja występu Samojłowej przez ukraińskie kanały telewizyjne byłaby takim samym naruszeniem prawa, jak jej wjazd na Ukrainę. Propozycja przekazu telewizyjnego nie spotkała się również z entuzjazmem w Moskwie. – Uważamy za dziwną propozycję udziału zdalnego i rezygnujemy z niego, ponieważ bezsprzecznie przeczy to samemu sednu przedsięwzięcia, którego niezmienną zasadą jest występ na żywo na scenie Eurowizji – odpowiedzieli przedstawiciele rosyjskiej telewizji, przy okazji w zawoalowany sposób oskarżając ich o bezradność: – Uważamy, że Europejski Związek Nadawców nie powinien wynajdywać nowych zasad dla rosyjskiego uczestnika w 2017 roku i jest w stanie przeprowadzić konkurs zgodnie ze swoim własnym regulaminem.
Jeśli się to jednak nie uda, to strona rosyjska opowiada się za bojkotem tegorocznej edycji konkursu, w którym zabraknie jej przedstawicielki, i obiecuje, że zarezerwuje jej miejsce na Eurowizję 2018, gdziekolwiek miałaby się ona odbyć. – Z Rosji nikt w tym roku nie pojedzie, dlatego nikt w tym roku nie będzie transmitował tego konkursu – poinformowała na swojej antenie telewizja Rossija 24.
Jest tylko jeden mały problem... Zgodnie z regulaminem Eurowizji, jeżeli któryś z krajów samowolnie wycofa się z transmitowania konkursu, to w następnym roku jego przedstawiciel zostanie pozbawiony prawa uczestniczenia w imprezie. Innymi słowy, jeśli Rosja ogłosi bojkot tegorocznego konkursu, to w przyszłorocznym konkursie Julia Samojłowa i tak nie weźmie udziału.
Podobna sytuacja miała już miejsce w roku 2009, kiedy w Eurowizji zabrakło właśnie przedstawiciela Rosji. I to zdawałoby się ze znacznie bardziej błahego powodu – rok wcześniej nie transmitowano tam konkursu na żywo, co jest również obowiązkowym warunkiem stawianym przez Europejski Związek Nadawców.
Jeśli więc decydenci w Moskwie życzą sobie, aby Julia zaśpiewała na Eurowizji w przyszłym roku, to chcąc nie chcąc, muszą pokazać swoim widzom tegoroczny konkurs bez jej udziału. I to na żywo. (CEZ)