Ze zwierzętami też łamię się opłatkiem
Tomasz Zimoch rozmawia z Adamem Wajrakiem.
przyzwyczajony do innego lasu, gdzie wszystko jest uporządkowane – sosna, jagódka pod spodem, grzybek, zapach żywicy. Po kilku latach poproszono mnie, bym napisał artykuł o kłusownictwie na rysiach. Zakładano rysiom obroże telemetryczne, ale wiele z nich wpadało we wnyki. Starałem się rozwiązać ten problem i dzięki temu spojrzałem na puszczę innym okiem. Wtedy dopiero zakochałem się w niej. Zachwycony powiedziałem – Boże, dziękuję. Jak tutaj pięknie, jakie to wspaniałe miejsce. Przekonałem się, że za tą katastrofą, o jakiej pomyślałem wcześniej, kryje się coś fantastycznego, bardzo ciekawego. Zakochałem się też w tym czasie na poważnie... – W kobiecie? – Właśnie. Na balandze w Białowieży poznałem Nurię. – Hiszpankę. – Naukowca z Sewilli. Zakochałem się w niej od razu. Postanowiliśmy zamieszkać w puszczy, w Teremiskach – biolog od zwierząt z Hiszpanii i polski dziennikarz od zwierząt. – Dlaczego tam? – Początkowo myślałem, jaka to dziura! A dzisiaj uważam, że to najlepszy wybór. Białowieża bowiem to leśne Zakopane. Dużo ludzi, sklepy, knajpy, hotele. A prawdziwa puszcza to właśnie Teremiski. Martwiłem się wprawdzie, gdzie ja kupię papierosy, ale okazało się, że to genialne miejsce. Przed domem mam wilki, żubry, żurawie, orliki i wokół bardzo fajnych ludzi. A dzięki rysiom przestałem palić... – ... dzięki rysiom? – Uwielbiałem palić, ale znajomi namawiali, bym rozstał się z tym nałogiem. Obiecałem, że to zrobię dopiero wtedy, jak zobaczę w puszczy rysia. Przez lata nie mogłem go spotkać. Koledzy wpadali na kilka godzin i mieli szczęście obserwować tego ciekawego zwierzaka, a ja na niego nie trafiłem i byłem pewny, że już nigdy nie zobaczę rysia. Pewnego dnia wracałem do Teremisek z Hajnówki, m.in. z kilkoma kartonami marlboro. Był już wieczór. Paliłem papierosa i nagle przed maską samochodu pojawiła się zwierzęca pupa, której nigdy dotąd nie widziałem. Maszerował cudowny, wielki ryś. Zaniemówiłem z wrażenia. Zgasiłem papierosa. Był ostatnim w moim życiu. – Nuria bada polską przyrodę? – Trafiła do Polski na stypendium naukowe Zakładu Badań Ssaków. Teraz zajmuje się niedźwiedziami w Instytucie Ochrony Przyrody PAN w Krakowie. – Bał się pan kiedyś w puszczy? –W lesie boję się tylko człowieka ze strzelbą. Postrzeleń jest więcej w ciągu roku niż szkód, jakie przez dziesięciolecia wyrządziły człowiekowi groźne zwierzęta. One nie mają powodu, by robić nam krzywdę. Od dawna powtarzam, że najgroźniejsza dla nas jest osa w puszce po coli. Potrafi nawet zabijać.
Wiadomo, że do puszczy nie wolno wchodzić, gdy ostro wieje, albo gdy jest okiść, czyli jak ciężki śnieg oblepia drzewa. Trzeba być ostrożnym, ale nie znam przypadku, by na kogoś spadło martwe drzewo.
– Nie boi się pan w puszczy, ale boi się pan o nią.
– Bardzo. Minister grzmi, że Puszcza Białowieska umiera. Rozpoczęła się więc wycinka, a ja widziałem dokładne naukowe opracowania, które zaprzeczają twierdzeniom, że dużo jest martwych, stojących drzew. To tylko 4 procent!!! Kornik też jest przecież stałym elementem puszczy. Nie do wiary, dlaczego tak brutalnie wkracza do puszczy polityka. Puszcza wcale nie umiera! To polityka ją porani. A Puszcza Białowieska to nasz wielki skarb.
– Niczym rasowy bokser punktuje pan od dłuższego czasu ministra.
– Jak tego nie robić, kiedy minister Szyszko opowiada często potworne głupoty. Przykładowo zapowiada, że żubry z Białowieży należy rozwozić po całej Europie. A przecież w większości państw już są i Polska od dziesięcioleci wspomaga ich hodowlę. Wydaje mi się, że pan minister, profesor, jednak na wielu sprawach się nie zna. Nie chce też rozmawiać z obecnymi niepokornymi mediami. Przyjął taką strategię. Czasami mam wrażenie, że politycy, ludzie z tytułami naukowymi, nie czytają tego, co publikuje się na świecie. Zapominają, że to nie tytuł czyni z człowieka naukowca. – Ile ma pan zwierząt w domu? – Jednego psa. Lolka. No i na strychu szabruje kuna. Ostatnio przegryzła mi kabel do panelu podgrzewającego wodę. Komu przeszkadza kuna, może wyłożyć kulki na mole. Skutecznie odstraszają, ale gdzie są kuny, nie ma właściwie gryzoni. Znajomy z Białowieży przyjeżdżał do mnie po kunie kupy, najlepsze lekarstwo na szczury.
– Tuż za oknem ma pan setki zwierząt. Wielu zazdrości panu tego codziennego kontaktu z puszczą.
– Nie ukrywam – jest czego. Wczoraj w Teremiskach żubry stały na drodze, jak w „Przystanku Alaska”. Bardzo zmienił się stosunek do tych zwierząt. Przypomnę, że przez wieki ludzie byli osiedlani w puszczy tylko dla żubrów. Strażnicy królewscy kosili łąki, stawiali stogi, byli opłacani za opiekę nad tymi zwierzętami. Później, niestety, ta więź rozpadła się. Żubry uważano za szkodniki, ale na szczęście wrócono do korzeni. Żubr stał się ponownie przywilejem – kilka lat temu