Politycy wypruwają żyły (z nas)
W furiacko antyrządowym (choć chyba już tylko do jesieni...) tygodniku W Sieci znalazło się jednak miejsce dla przewrotnej pochwały miotania się po kraju Ewy Kopacz. Pismo widzi w tym jakiś na nią pomysł.
„ Przeciętny człowiek nie jest w stanie sprawdzić, czy premier faktycznie coś robi czy tylko pozoruje pracę. Kiedy jednak jeździ po Polsce, to powstaje wrażenie, że pracuje, i to intensywnie. Ewa Kopacz demonstruje, że chce coś robić, że jest aktywna, rzutka, zdeterminowana”.
To, że ciągle będąc w podróży, może robić jeszcze mniej niż zwykle, nie ma żadnego znaczenia wobec podstawowego faktu, że w ogóle nie wiadomo, na czym konkretnie polega jej praca. Co właściwie konkretnego powinna robić. Powtarzające się jak mantra wezwania wszelkich polityków „bierzemy się do pracy”, „swoją pracą udowodnimy” itd. są wyjątkową abstrakcją, bo tak naprawdę niczym się oni przecież nie zajmują.
„ Dla Kopacz wymyślono bycie «standby », czyli w gotowości do pracy” – zachwyca się W Sieci tym pomysłem. „ Przeciętni ludzie wierzą, że przecież szefowa rządu nie może ot tak jeździć po Polsce bez celu. Chodzi o przekonanie Polaków, że robota pali się jej w rękach, jeśli tylko jakaś w nie wpadnie”. A że to się raczej nigdy nie zdarza, to już nie jej wina, bo ona stawia się do pracy na każde wezwanie i jest gotowa.
Diagnoza W Sieci dotyczy tylko Ewy Kopacz, ale jest przecież jeszcze dużo bardziej prawdziwa w odniesieniu do jeżdżenia po kraju opozycji. Ona to już przecież w ogóle jeździ po kraju, nie wiadomo po co. Od niej to już kompletnie nic nie zależy.
Dla ofiar burz, które dostają w ramach pomocy państwa wizytę premiera lub ministra na swojej zdemolowanej posesji, nie jest to specjalna ulga. Ale jeśli dostają posłankę opozycji, która premierem dopiero chciałaby zostać – to już zupełnie nie wiadomo, co mają z nią robić. Ta to nie może przyznać im nawet najmniejszej zapomogi, chociaż choćby równowartość kosztów jej wyjazdu, – wypłacona poszkodowanym – mogłaby im pomóc bardziej.
Trudno nie zauważyć, że lansowanie się polityków kosztem obywateli należy do ich głównych zajęć. Tygodnik Wprost przypomina słynną kurtkę premiera Tuska, nazywaną „ powodziową”, w której odwiedzał on zalane tereny i która „ szybko stała się jedną z najmodniejszych”.
Noszenie odzieży jest jakąś pracą, modelki i modele tym zajmują się wyłącznie; niektórzy politycy też. Tygodnik Polityka docenia w tym zakresie wysiłki Magdaleny Ogórek, która „ podkreślała, że ubrana jest w stroje z butiku La Mania – niezbyt stosownie, ale efektownie”. Ogórek „lansowała je pracowicie i skutecznie”.
Tygodnik Wprost chwali w tym zakresie prezydenta elekta. „ Andrzej Duda potrafił szybko zmienić styl: kiedy odwiedził firmę produkującą śruby i gwoździe”, włożył dżinsy. Chodziło o to, że spodnie te są z gwoździami.
Podczas swoich podróży po kraju Ewa Kopacz nie wylansowała jeszcze żadnego swojego okrycia (może dobrze), a przecież – jak podają W Sieci – jej matka była krawcową. Choćby przez wzgląd na nią Ewa Kopacz mogłaby robić przed publicznym pokazaniem się jakieś przymiarki.
Oprócz prezentowania odzieży do zajęć polityków należy też mówienie. To też bywa dużą trudnością już nawet na etapie wydawania z siebie głosu. Tygodnik Polityka zwraca uwagę, że nie robi najlepszego wrażenia „ drżący, wysoki głos Ewy Kopacz czy piskliwe tony, w które zdarza się wpadać Beacie Szydło”. W kwestii głosu „ kobiety są pokrzywdzone przez matkę naturę”. Ich cieńsze głosy biorą się stąd, że mężczyźni „ gromadzą powietrze w brzuchu i klatce piersiowej”, a kobiety tylko w klatce. Nie dość na tym – „ mężczyźni mają dłuższe wiązadła głosowe”.
To ostatnie nie musi być jednak rozstrzygające, zważywszy, że jedynym ssakiem, który nie wydaje z siebie żadnego głosu, jest żyrafa, która nie robi tego właśnie dlatego, że ma wiązadła ze wszystkich najdłuższe. Z drugiej strony: czy są to jeszcze wiązadła głosowe?
Żyrafa w polityce nie miałaby żadnych szans. Ale i kobietom – jak zwraca uwagę Polityka – trudniej. Pismo podpowiada, że „ głos można obniżyć”, tylko „ trzeba robić ćwiczenia ze spółgłoską „m”. Dlaczego akurat „ m” – nie wiadomo, może chodzi o „mmm” – dźwięk, jaki wydaje się w restauracji. To politycy ćwiczą, jak wiadomo, najczęściej, a mimo to bardzo cienko potem śpiewają.
Do kolejnych prac polityków należy spiskowanie i wzajemnie zdradzanie się. Kreśląc historię Jarosława Gowina, Newsweek przypomina, że już „ w marcu 2012 roku, raptem kilka miesięcy po zaprzysiężeniu nowego rządu Tuska, w którym został ministrem sprawiedliwości, złożył Kaczyńskiemu dyskretną wizytę i oświadczył, że zamierza zbudować partię, która w przyszłości będzie koalicjantem Prawa i Sprawiedliwości”. Ciekawe, komu złoży wizytę, jeśli teraz zostanie ministrem w rządzie Prawa i Sprawiedliwości.
Wiadomo tylko, że nie będzie ona „ dyskretna”, bo teraz zaraz się wszystko wyda. Jak zwraca uwagę Daniel Passent w Polityce, nastąpiła u nas dziwna zamiana ról: to opozycja podsłuchuje rząd, a rząd nie ma pojęcia, co robi opozycja. Nie trzeba chyba dodawać, że to rząd pozornie ma w ręku wszystkie służby, a opozycja – wydawałoby się – nie ma żadnych środków ani możliwości, aby to robić, a mimo to robi.
Do niezbędnych obecnie prac polityków należy posługiwanie się nowoczesnymi środkami komunikacji, tzw. Twitterem. Były marszałek Sikorski na tym Twitterze podał się do dymisji i zakończył swoją karierę polityczną. Jest to w sumie nie najgorsze wykorzystanie tego nowego kanału porozumienia, zważywszy, że na szczęście nie można jednak mimo wszystko zostać przez tego Twittera nigdzie wybranym, a zdymisjonowanym już tak. Taki rodzaj komunikacji – mimo że jest dość jednostronna, a może właśnie dlatego – obywatelom powinien się jednak spodobać.
Praca polityków, która przeniosła się na Twittera, nie jest bardzo absorbująca, na co zwraca uwagę Polityka: „ Minister sprawiedliwości Borys Budka spotkał się z mieszkańcami Łodzi. Spotkanie miało bardzo kameralny przebieg, bo przyszła jedna osoba, co sam Budka odnotował na Twitterze”. Jest to samowystarczalność pełna: samemu robić z (nieodbytego) spotkania nawet obsługę prasową. Jak to mówiła kiedyś pewna krawcowa (to żadna aluzja do rodziny pani premier Kopacz): sama skloję, sama spluję.