Z bloga Aldony Skirgiełło
Sąsiedzi bardzo im pomogli. Potem przyszła kolej na remont starego domu. Dach pokryli tradycyjną słomianą strzechą. Poprawili drewnianą stajnię i stodołę. Uporządkowali ogród. Zasadzili stare odmiany jabłoni, czereśni i gruszy.
A Aldona dodaje, że i oszczędnie, bo mają mniej rachunków. Płacą jedynie podatek, ubezpieczenie w KRUS i za wywóz śmieci. Po zakupy jeżdżą do Nurca Stacji albo kupują w sklepie obwoźnym, który pojawia się we wsi co jakiś czas.
Swoim sposobem na życie chcą zainteresować innych. Chętnych na spróbowanie, jak to jest być chociaż przez kilka dni z dala od cywilizacji, nie brakuje. Dzwonią znajomi z Polski i z Anglii, którzy szukają odpoczynku od szybkiego tempa życia.
– Kiedy ludzie dowiedzieli się, że żyjemy w starym drewnianym domu z piecami kaflowymi, już chcieli przyjechać na takie wakacje jak u babci. A myśmy nie mieli ich gdzie przenocować – śmieje się pani Aldona.
Wpadli więc na pomysł, by w Wyczółkach stworzyć żywy skansen. Zamierzają postawić dwa, trzy drewniane, kryte strzechą domy – z kuchnią, ale bez łazienki. Dla gości przygotują prysznice zasilane energią słoneczną. Organizowaliby warsztaty, uczyliby tradycyjnego wypieku chleba w piecu, wyrobu sera, domowych wędlin i ziołowych zdrowotnych nalewek. Atrakcją byłoby oranie pola pługiem konnym, koszenie zboża kosą, a nawet sierpem. Plany są i takie, by na działce stworzyć ogród warzywny. Letnicy mogliby też sami produkować zdrową i ekologiczną żywność według dawnych przepisów.
– Zamierzamy stosować koński obornik – mówi Aldona. Chce uprawiać eksperymentalnie zboża starych odmian, jak np. pszenica płaskurka czy kamut. Są one ekologiczne, pochodzą z certyfikowanych upraw.
Aldona Skirgiełło i jej mąż wierzą, że skansen ruszy już latem. A turyści na własne oczy przekonają się, jak kilkadziesiąt lat temu żyło się na podlaskiej wsi.
Czemu właśnie Podlasie, a nie inny rejon Polski? Pociągnął mnie zew krwi! To spełnione marzenie jeszcze z dzieciństwa, o własnej stadninie koni, i z dorosłego życia – o egzystencji jak najbliżej natury. Gospodarstwo pod granicą miało być metodą na samowystarczalność. Żeby nie trzeba było chodzić do sklepu i płacić rachunków. Żeby produkować własną tradycyjną żywność i żyć zdrowo. może okazać się przesuwny wieszak na ubrania, zwany popularnie kamerdynerem lub lokajem. O zrobienie wieszaka we własnym zakresie pokusił się Pan Jerzy Jata ze Zgierza. Do budowy wykorzystane zostały deski pozostałe po niedawno zakończonym remoncie, drewniana skrzynka na drobiazgi oraz wieszak ubraniowy. Zakupione zostały tylko cztery kółka obrotowe w cenie 12 zł. Wykonany przesuwny wieszak składa się z trzech części: podstawy o wymiarach 40x30 cm, części środkowej, do której przymocowana została skrzynka (dorobiona została pokrywa ze sklejki o grubości 6 mm), oraz górnej z przymocowanym wieszakiem. Zamocowana skrzynka pełni dwie funkcje: mieści w środku drobiazgi jak biżuteria, kosmetyki czy też leki, natomiast po zamknięciu można na niej układać złożone części garderoby. Podstawa też może być wykorzystana – np. do postawienia butów. Wysokość wieszaka może być dowolna. Prezentowany wieszak na zdjęciu ma 104 cm wysokości. Wszystkie elementy zostały pomalowane lakierobejcą. Z uwagi na to, że drewno nie wymagało heblowania, czas montażu wieszaka wraz z malowaniem nie przekroczył czterech godzin.
janik@angora.com.pl