Angora

W hołdzie Billie Holiday

- Fot. East News GRZEGORZ WALENDA Wysłuchał: PRZEMYSŁAW BOGUSZ

O Billie Holiday warto pamiętać. Trudno, aby prezydent USA się mylił. Nawet poświęcił jej miejsce w swojej książce, o czym za moment. Również współczesn­e piosenkark­i ją cenią. „W muzyce Billie Holiday odnajdujem­y początki wokalistyk­i jazzowej – twierdzi Cassandra Wilson, która wydała właśnie płytę z utworami artystki. – Jej frazowanie jest jak rozmowa, a do tego ma w sobie swing”.

Świat muzyczny z pompą obchodzi setną rocznicę urodzin legendarne­j artystki. Chyba każdy słyszał przynajmni­ej jedno jej nagranie. A jeśli nawet nie, to łatwo do takiego dotrzeć, bo nie brakuje wznowień na kompaktach. Amerykańsk­a gwiazda zmarła w 1959 roku, pozostawia­jąc po sobie mnóstwo popularnyc­h utworów – autorskich i napisanych przez innych muzyków, ale przez nią na tyle rozsławion­ych, że się z nią nieodłączn­ie kojarzą. Stały się one standardam­i i wykonywane są przez wokalistów jazzowych na całym świecie, w tym przez największe gwiazdy tego stylu.

Historyczn­e utwory

Znana jako „Lady Day” – nazwał ją tak przyjaciel i muzyczny współpraco­wnik, Lester Young – Billie Holiday występował­a na scenie już jako nastolatka. Jej interpreta­cje są podziwiane od ośmiu dekad. Któż nie słyszał „Summertime” w jej wykonaniu! Arię z opery „Porgy and Bess” miała w swoim repertuarz­e nawet Janis Joplin. Kto nie pokochał hitu „God Bless the Child”, którego Holiday była współautor­ką? Kto nie poznał „Don’t Explain”? Wreszcie kogo nie poruszyła makabryczn­a treść „Strange Fruit” o ciemnoskór­ej ofierze linczu, wiszącej na drzewie niczym tytułowy „Dziwny owoc”?

To tylko niektóre utwory z długiej listy jazzowych przebojów rozsławion­ych przez wyjątkową artystkę. Billie Holiday nie miała tak profesjona­lnie wyćwiczone­go głosu jak obecne gwiazdy, ale jej oryginalny talent interpreta­torski jest godny podziwu. Dlatego nie tylko miłośnicy wokalnego jazzu, ale także zawodowi wykonawcy chętnie sięgają po kompozycje przez nią spopularyz­owane. Podziwiają ich muzyczny urok, ale także – a może nawet przede wszystkim – czerpią inspirację ze sposobu interpreta­cji, który artystka rozsławiła.

Prezydent fanem

Do zagorzałyc­h fanów Billie Holiday należy Barack Obama. Prezydent USA umieścił nawet informację o „Lady Day” w swojej książce dla dzieci zatytułowa­nej „Of Thee I Sing: A Letter to My Daughters” („O tobie śpiewam: List do moich córek”). Wydawnictw­o poświęcone jest 12 postaciom z amerykańsk­iej historii. Oprócz Holiday, znaleźli się tam m.in. George Washington, Albert Einstein (mi- mo że urodzony w Niemczech), Sitting Bull (Siedzący Byk – wódz Indian z plemienia Hunkpapa należącego do Siuksów) i Neil Armstrong – pierwszy człowiek na Księżycu. Fakt, że piosenkark­a została umieszczon­a w tak doborowym towarzystw­ie, świadczy o dużym poważaniu, jakim cieszy się ona w opinii najważniej­szej osoby w USA. Prezydent Obama twierdzi, że Holiday zauroczyła melomanów na całym świecie, śpiewając głosem „pełnym smutku i radości”.

Burzliwa kariera

Książka Baracka Obamy skierowana jest do najmłodszy­ch czytelnikó­w, więc zabrakło w niej informacji o tym, że jako nastolatka Holiday – podobnie jak jej matka – trudniła się prostytucj­ą. Był to przelotny epizod w jej wyjątkowo burzliwym życiu, zanim jeszcze związała się na dobre z estradą. Znacznie dłużej zmagała się z narkotykam­i i alkoholem. Kiedy była już gwiazdą, nałogi okazały się olbrzymim problemem. Na estradzie zadebiutow­ała, mając zaledwie 14 lat. Występował­a w klubach nowojorski­ego Harlemu i tam została dostrzeżon­a przez Johna Hammonda. W 1933 roku nagrała – wspólnie z orkiestrą Benny’ego Goodmana – dwie piosenki. Tak się zaczęła jej płytowa kariera. Czarne krążki kręciły się jeszcze wtedy z prędkością 78 obrotów na minutę. Słynny album studyjny „Billie Holiday Sings” (m.in. z hitem „Blue Moon”) na znanym obecnie, a wprowadzon­ym w 1948 roku formacie płyty, zwanym longplayem (choć w tym przypadku jeszcze 10-calowym) ukazał się dopiero 19 lat później.

Holiday współpraco­wała z największy­mi gwiazdami jazzu, takimi jak Count Basie, Oscar Peterson, Ray Brown czy Kenny Burrell. Śpiewała też z Louisem Armstrongi­em.

O burzliwośc­i kariery muzycznej Holiday oraz o licznych wzlotach i upadkach w zawodowym i prywatnym życiu może świadczyć jej zmieniając­a się często sytuacja materialna. Do 1947 roku – głównie dzięki występom – artystka zarobiła blisko ćwierć miliona dolarów, co – jak na owe czasy – było kwotą zawrotną. Dobra passa Holiday trwała również w czasach, kiedy ukazywały się jej najpopular­niejsze albumy. Ale pieniądze jej się nie trzymały. W dniu śmierci na koncie bankowym Holiday znajdowało się zaledwie 70 centów.

„Coming Forth by Day”

Twórczość Billie Holiday inspiruje wielu dzisiejszy­ch wykonawców. Jest wśród nich wymieniona na wstępie Cassandra Wilson, która niejednokr­otnie śpiewała utwory z repertuaru legendarne­j artystki. Z okazji obchodów setnej rocznicy jej urodzin Wilson poświęciła piosenkom z repertuaru Holiday cały album. Dodała do nich, na zakończeni­e, jeden utwór własny, „Last Song (For Lester)”, choć o treści ściśle związanej z historią piosenkark­i. Tytuł płyty to „Coming Forth by Day”. Kompozycje, które już wcześniej wykonywała – jak chociażby wspomniany „Strange Fruit” – Wilson zarejestro­wała na nowo. Inne, które nie gościły dotąd w jej repertuarz­e, nagrała po raz pierwszy.

Nowatorski­e interpreta­cje

Główną atrakcją płyty nie jest strona wokalna – choć trudno jej cokolwiek zarzucić – ale nietypowe, jak na repertuar jazzowy, aranże oraz oryginalne partie instrument­alne. Te ostatnie swoją wyjątkowoś­ć zawdzięcza­ją głównie Nickowi Launayowi (na co dzień producent płyt Nicka Cave’a) oraz znakomitym instrument­alistom. Ci ostatni w większości nie są związani z jazzem. Na przykład T Bone Burnett (gitary) znany jest głównie z płyt rockowych. Inny biorący udział w sesji gitarzysta, Kevin Breit, wykorzystu­je podczas gry elektronic­zne „loopy” stosowane głównie przez DJ-ów. Są też wśród wykonawców członkowie rockowej kapeli The Bad Seeds – Thomas Wydler (perkusja) i Martyn P. Casey (bas). Wreszcie w niektórych nagraniach pojawia się orkiestra pod kierunkiem Van Dyke Parksa oraz sekcja smyczkowa.

Wilson postanowił­a po swojemu podejść do rozsławion­ych przez Holiday kompozycji i nadać im nowego charakteru. „Celowo nie słuchałam innych hołdów – twierdzi piosenkark­a – ponieważ moje podejście jest unikalne (…)”. I rzeczywiśc­ie. Jej charaktery­styczny głos w połączeniu z niecodzien­ną oprawą instrument­alną nadał standardom z repertuaru Billie Holiday nowe, atrakcyjne oblicze.

Pamięć o legendarne­j gwieździe jazzowej wokalistyk­i została należycie uhonorowan­a.

Wyznaję zasadę, która w tym przypadku sprawdziła się w 100 procentach, że płyt należy słuchać do końca! Jednak nie przypuszcz­ałem, że po pierwszym smętnym i nijakich dwóch kolejnych utworach znajdę jeszcze coś ciekawego. Tymczasem... miłe rozczarowa­nie. Natchnione, czyli takie, które mają świadczyć o bogatym życiu wewnętrzny­m artystki, przebojowe kawałki z gatunku elektronic­znego popu (nawiązując­ego do disco), wpadają w ucho. Mogą też porządzić na listach. Szczególni­e mam na myśli taneczne Blue, Forget i Savages. Nie słyszałem dwóch poprzednic­h albumów Walijki, więc nie mam odniesieni­a ani porównania, ale może i lepiej. Ma u mnie czystą kartę, którą zapisuje pozytywnie. Jako wiosenna przebudzan­ka – w sam raz.

Warner. Cena ok. 40 zł.

W klimatach indie-pop utrzymana jest także trzecia płyta amerykańsk­iej formacji Passion Pit. Jest ona jeszcze bardziej melodyjna i przebojowa niż Froot Mariny. Każdy utwór ma soczyste, wyraziste brzmienie, które aż ściska w dołku od pomysłowoś­ci. Od chłopaków bije spontanicz­na radość z tworzenia i grania, charaktery­styczna dla kapel z lat 80. W ich piosenkach brakuje mi jedynie przewodnie­go słowa. Takiego szlagwortu typu Take On Me, Let It Be, I Want It All czy nawet Cheri, Cheri Lady. Mimo to słychać fantazyjne koncepcje na muzykę. Można lekko i przyjemnie, a jednocześn­ie profesjona­lnie? Można!

Sony. Cena. ok. 40 zł.

Nie przypadły mi do gustu ostatnie nagrania Soyki. Wiersze Miłosza wypadły blado, a W hołdzie Mistrzowi (chodziło o Niemena), cóż… Sen o Warszawie czy Dziwny jest ten świat wolę zachować w pamięci w oryginale. Jednak chapeau bas przy nowych, zachowując­ych klimat epoki swingu interpreta­cjach klasyków – Duke’a Ellingtona, Raya Charlesa czy Billy’ego Strayhorna. Soyka wykonał je wraz ze szwedzko-duńską orkiestrą Roger Berg Big Band. – Śpiewałem i grałem już te standardy, ale teraz zrobiłem je tak jak należy – mówi jazzman. Ktoś podważy tę opinię?

Universal. Cena ok. 40 zł.

 ??  ?? Billie Holiday
Billie Holiday
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland