Jak najdalej od banału
Nie ma sensu odpowiadać ciągle na te same pytania. Jest tyle intrygujących spraw, o których moglibyśmy porozmawiać. – Na przykład kobiety? – No! Na przykład kobiety. Obejrzałem ponownie jej najważniejsze filmy. Kilka lat temu „33 sceny z życia” wydały mi się przegadane, ale teraz dorosłem. To film o miłości. O tym, jak próbujemy ją upychać pod maski przeróżnych konwenansów i sentymentalizmów, a ona sama włazi nam w ręce. „Sponsoringu” nie lubię, bo zbyt jestem przywiązany do romantycznych złudzeń, że kobiety nie zdradzają. „W imię...” sprawiło mi kłopot, bo Małgorzata nie kryła wtedy, że straciła wiarę, że z niej „wyrosła”. A to byłby genialny film, gdyby bohaterem był ksiądz wierzący, a nie po prostu ksiądz gej. (– To jest ksiądz wierzący! – protestuje ona). A potem obejrzałem „Body/Ciało”. Bezbłędny film. Stawia ostateczne pytania i nie daje odpowiedzi. Diabelnie konsekwentny. Każdy rekwizyt ma swoje uzasadnienie, a każdy wątek – swój cel. – To na którą się umawiamy? – zapytała. – Właśnie widziałem „Bo- dy/Ciało” – odpowiadam. – Wychodzę z pokazu i nie bardzo wiem, czy jestem na rogu Gagarina i Belwederskiej, czy wciąż w tamtym mieszkaniu z Januszem Gajosem i Justyną Suwałą. No i nie wiem, o czym jest ten film.
– O to chodziło – słyszę w jej głosie satysfakcję. Jadę Wisłostradą, w radiu mówią, że „Body/Ciało” będzie w konkursie głównym w Berlinie nominowane do Złotego Niedźwiedzia. Dotychczas tylko Polańskiemu i Wajdzie udało się mieć na tym festiwalu dwa swoje filmy z rzędu.
Taki żart
Spotkaliśmy się w Być Może. Plac Unii skąpany w słońcu. Jadła śniadanie. Wszyscy na nią patrzyli. – Raz naprawdę się uśmiałem. – Tylko raz?! To przecież zabawny film.
– Ja tam ostateczne sprawy traktuję śmiertelnie poważnie. – To z czego się śmiałeś? – Z tego dialogu na schodach w sądzie: Gajos pyta, co to za proces, a policjant odpowiada, że księdza pedofila. Nie mogła się pani powstrzymać?
– Ha, ha, ha! – śmieje się dziewczęco. – Taki żart.
Nie warto się rozpraszać
To poważny film. Nie tylko w sensie społecznym, bo to zrozumiałe w przypadku artystki, która mówi, że jest zaangażowaną feministką, ale w sensie ostatecznym. Mówię, że jest zbyt ładna na feministkę i zbyt dziewczęca na eschatologiczny traktat o nieśmiertelności. – Znam wiele ładnych feministek, to straszne lecieć takim stereotypem!
– Wierzy pani w życie po drugiej stronie? Milczy długo. – Nie wiem. – Kiedy prokurator grany przez Janusza Gajosa krąży po domu, muzyka włącza się sama.
– Ale może jest jakieś zwarcie? Ja przecież nie mam pojęcia, co się dzieje z człowiekiem po śmierci. To są te pytania, te lęki. Nie zastanawiam się nad tym, od kiedy zrozumiałam, że najważniejsze jest to, co dzieje się tu i teraz. Ten moment trzeba przeżyć jak najbardziej, a nie zaprzątać sobie głowę tym, co będzie, czy też czego nie będzie po śmierci. Nie warto się rozpraszać, bo wtedy ginie nam z oczu to, co najważniejsze.
– Więc to nie ma związku z pani rodzicami?
– Żadnego. Moi rodzice nie żyją od 11 lat. Więc już tego nie przeżywam. Nie jestem sentymentalna.
– Ale kręci pani film o tym, że w domu z wielkiej płyty, pośród tysiąca okien, w jednym pali się światło, bo ktoś właśnie sobie powiedział to, co trzeba.
– Kiedy tak to ująć w słowa, brzmi to strasznie! Jak zakończenie jakiejś ckliwej komedii romantycznej w multipleksie. Na szczęście na tym polega sztuka, że każdy może sobie interpretować film, jak chce, a ja nie muszę mówić: „Wiesz, zrobiłam taki film z pozytywnym przesłaniem, w którym miłość zwycięża, nawet w takim złym świecie jak nasz”.
Bez taryfy ulgowej
„Body/Ciało” stawia pytania o życie po śmierci, o wiarę, pogoń za wieczną młodością, o sens terapii, ucieczkę w alkohol, o źródła samotności i istotę rozpaczliwej potrzeby uzasadnienia swojego bycia na ziemi. – To film o obsesjach współczesności – mówię. – Musimy zaznaczyć własne istnienie, więc robimy sobie selfie.
– Nic przesadzajmy z tym selfie – pije czarną kawę. Bez cukru. – Zgoda co do obsesji. Ludzie potrzebują fasady, która pozwoli im przeżyć, mimo lęku. Dlatego tworzą sobie iluzje. A ci, którzy je tracą, muszą tę potrzebę przekuwać w twórczość. Zostają artystami. Inaczej by zwariowali. Uważam, że życie jest brutalne i nie do zniesienia. – Ja bym nie przesadzał. – Terroryści mordują redakcję „Charlie Hebdo”, a dzieci muzułmanów, których ściągnięto do Francji ja- ko tanią siłę roboczą, nie mają pracy. Życie stało się brutalne i nie pozwala na łatwe odpowiedzi. Być może dlatego nie lubię już udzielać wywiadów. Coraz więcej jest spraw, których nie da się rozstrzygnąć. W dodatku ja nie mam skrystalizowanych poglądów i dlatego nie umiem wyrażać jednoznacznych opinii.
– „W imię...” świadczy o tym, że potrafi pani być bezkompromisowa.
– No przestań! – właśnie przeszliśmy na ty. – W Polsce dominują przesądy i konwenanse, dlatego zarzucano mi, że wybrałam temat, który jest publicystyczny i przez to „chwytliwy”. W nowym filmie nie ma żadnej taryfy ulgowej, żadnej publicystyki. W Polsce każdemu się przykleja łatkę, więc mnie przykleili „kontrowersyjna”. Ludzie potrzebują czuć się bezpiecznie, więc szufladkują i doklejają etykiety. „Body/Ciało” nie jest publicystyczne, ale nie da się łatwo zaszufladkować. Trafi także do tych, którzy źle się czują w temacie miłości homoerotycznej. A bez rozumienia tej sfery nie da się odczytać „W imię...”.
– A może problem polegał na tym, że naruszasz sacrum.
– Ale ksiądz to jest sacrum? Może to sfera tabu, ale przecież nie sacrum.
– Może nie wszyscy to rozumieją – idę na kompromis. – Bez ostatniej sceny, kiedy wydaje się, jakby wszyscy klerycy byli gejami, byłby to film o miłości. – Ale ja lubię tę scenę. – Bez niej byłby o miłości. A staje się publicystyką.
– Wielu tak uważało... Ale z każdym dniem człowiek się uczy. Ja też się uczę. Nie uważam, że jestem skończoną artystką, więc uczę się z filmu na film. Zresztą w chwili, kiedy kończysz film, myślami jesteś już przy innym projekcie. Teraz wszyscy mówią o „Ciele”, a my myślami jesteśmy przy kolejnym filmie – „Siostry”. Mówię „my”, bo pracujemy w tandemie twórczym z Michałem Englertem. „Siostry” są napisane dla Juliette Binoche. Bazują nieco na mojej relacji z siostrą.
Wiek, który najbardziej
lubię u kobiet
tak – A więc szaleństwo? – Tak. Kompletne szaleństwo. Punk rock. Dwie siostry, skrajnie różne, w wieku, który najbardziej lubię u kobiet, czyli pomiędzy 40 a 50. – Myślałem, że 20. – Kiedy miałam 20 lat, nic nie wiedziałam o niczym. Nie wiedziałam nawet, jak się ubrać.
W „Ciele” jest piękna i poruszająca scena, kiedy Ewa Dałkowska tańczy nago. Zrobiła to naturalnie i z wdziękiem, któremu się nie można oprzeć. Małgorzata przytacza opinie ekspertów, którzy twierdzą, że czterdziestka