Pralnie magdalenek Irlandia
21 lutego br. biskup pomocniczy Dublina Eamonn Walsh powiedział, że „wszyscy muszą pomóc kobietom z pralni magdalenek”. Tego samego dnia minister sprawiedliwości Irlandii Alan Shatter rozmawiał z zakonami, które prowadziły „pralnie”, o zadośćuczynieniu dla ich ofiar. Każda poszkodowana będzie mogła zabiegać o 200 tysięcy euro. 17 lutego premier Irlandii Enda Kenny spotkał się z siedemnastoma z nich w Londynie, dokąd zbiegły przed laty prosto z „pralni”. Poświęcił im aż trzy godziny.
Niektóre kobiety opowiedziały szefowi irlandzkiego rządu o zdarzeniach, o których wcześniej nigdy nikomu nie mówiły. Dwa dni później Taoiseach ( irl.: premier) poprosił o przebaczenie wszystkie kobiety, które ucierpiały w „pralniach”. W przemówieniu w parlamencie nazwał cały ten proceder „hańbą narodową”. Słowa premiera pochwaliła urodzona w Dublinie wokalistka
Zakonnice spierały z dusz dziewcząt plamy popełnionych grzechów. Pralnie działały nieprzerwanie od 1845 do 1996 roku. Sinéad O’Connor. Jako 15-latka trafiła za kradzieże i wagary właśnie do „pralni magdalenek”. Czas tam spędzony opisała tak: – Nigdy nie doświadczyłam i prawdopodobnie już nie doświadczę takiej paniki, strachu oraz udręczenia.
Na decyzję premiera wpłynęła niewątpliwie treść raportu opublikowanego przez rządową komisję pod przewodnictwem senatora Martina McAleese. Od 1922 do 1996 roku wysłano do „pralni” ponad 10 tysięcy sierot i dzieci z rodzin patologicznych. Jedną czwartą z nich skierował tam irlandzki rząd. Ponad 60 proc. kobiet spędziło tam około roku, a prawie 8 proc. przebywało 10 lub więcej lat. Niektóre z nich pozostały w „pralniach” aż do śmierci. Potem pochowano je w bezimiennych grobach. O nieliczne w końcu upomnieli się rodzice, a garstce udało się zbiec. Poszukiwała je policja i przywoziła z powrotem, dlatego kolejne uciekały już za granicę. Jeśli osoba o danym imieniu była już w zakładzie, nowej nadawano dla odróżnienia inne imię. Zabierano rzeczy osobiste i ubierano w skromny strój. Za jakąkolwiek próbę rozmowy w „pralni” srogo karano. Bicie, ścinanie włosów na krótko. Pensjonariuszki były stale poniżane. Musiały uczestniczyć w zbiórkach, nago. Siostry zakonne porównywały w tym czasie ich części ciała. Zastanawiały się na głos, która z podopiecznych ma największe bądź najmniejsze piersi, sutki, pupę czy owłosienie łonowe. Na początku Irlandczycy wierzyli, że dziewczęta dostają tam edukację. Maureen Sullivan zapamiętała, że mama kazała jej zabrać ze sobą szkolne podręczniki i piórnik. – Nigdy więcej nie zobaczyłam ani moich książek, ani niczego, co dała mi mama – żaliła się Sullivan. – Tam nie było żadnych sal lekcyjnych. Mary Smyth stwierdziła natomiast: – To było gorsze niż więzienie. Pracowałyśmy fizycznie do utraty tchu, potem był lichy posiłek. Z kolei Marina Gambold opowiedziała, że raz upuściła kubek. Pilnująca ich zakonnica powiedziała, że teraz nauczy ją ostrożności. – Wzięła łańcuch i zacisnęła mi go na szyi, na trzy dni i noce. W tym czasie kazała mi też jeść z podłogi – opowiadała Gambold.
W1845 roku z powodu zarazy ziemniaka zapanowały głód i choroby. Przez trzy lata zmarł milion Irlandczyków, a drugie tyle wyemigrowało do Stanów. Nawet gdy zaraza ustąpiła, choroby zabijały dalej. I tak z 9 milionów Irlandczyków pozostało w 1851 roku 6,5 miliona. To właśnie wtedy powstały pierwsze „domy pracy”, „azyle” prowadzone przez żeńskie, zakony
70