„Ace Combat: Assault Horizon”
Co takiego złego zrobiliśmy, że utalentowani pracownicy studia Gearbox (odpowiedzialni m.in. za rewelacyjne „Borderlands 2”) pokarali nas takim potworkiem jak „Aliens: Colonial Marines”? To gra tak fatalna, że trudno znaleźć w niej coś dobrego. Być może tą pozytywną stroną jest świat Obcych, znany z serii filmów pod tym samym tytułem? To chyba za mało. „A:CM” to w tej chwili najgorsza gra roku, którą ciężko będzie przebić. Omijać szerokim łukiem.
Sega
Żyjemy w czasach, kiedy samoloty nie są niczym nadzwyczajnym, jednak cały czas niewielu z nas może sobie pozwolić na własną podniebną maszynę. Z pomocą przychodzą gry wideo. „Ace Combat” to seria, której korzenie sięgają początku lat 90. Właśnie wtedy firma Namco wstawiła do japońskich salonów gier automaty z „symulatorem myśliwców” – „Air Combat”. Wkrótce później gra zmieniła nazwę i wylądowała na pierwszym PlayStation. Od razu należy rozwiać wszelkie wątpliwości. „Ace Combat” to nie jest symulator. To gra zręcznościowa, w której – owszem – usiądziemy za sterami współczesnych samolotów bojowych, ale nie ma mowy o żadnym realizmie. Tutaj chodzi tylko o czystą frajdę wypływającą z emocjonujących podniebnych pojedynków. W „Assault Horizon” autorzy wprowadzili kilka nowości. Przede wszystkim tryb walki kołowej, dzięki któremu stery naszego samolotu przejmuje autopilot, a sami możemy skupić się na dokładnym namierzeniu i zestrzeleniu wrogiej maszyny. Jest to bardzo efektowne, a trafione myśliwce zdają się krwawić czarną ropą. Dużą nowością w serii są również helikoptery, dzięki którym uderzymy w przeciwników z większą precyzją. „Assault Horizon” pojawił się na konsolach już pod koniec 2011 roku, ale dopiero teraz gra została wydana na komputerach. Nie ma większych zmian – jest oczywiście nieco ładniej, ale przez ponad rok programiści mogli się nieco bardziej postarać. Niemniej cały czas jest to niezwykle efektowna gra akcji, która godnie reprezentuje swój gatunek.
Namco Bandai
„Aliens: Colonial Marines”