Angora

Z uśmiechem na twarzy

-

Ksiądz w przebraniu

Podejrzliw­ość parafian ze Skierniewi­c wzbudził ksiądz, który przyszedł do nich po kolędzie. Nie miał bowiem komży, stuły ani nawet guzików przy sutannie, a zamiast pomodlić się z domownikam­i, latał po domu, kropił gdzie popadnie i wypytywał o datki na kościół. Nim został zatrzymany, naciągnął trzy osoby.

Na podst. www.wiadomosci.dziennik.pl

Strajk toaletowy

Dziesięciu menedżerów z Japonii i ośmiu z Chin wzięli jako zakładnikó­w robotnicy szanghajsk­iej fabryki urządzeń elektryczn­ych. Wkurzyło ich zarządzeni­e, zgodnie z którym mieli tylko dwie minuty na skorzystan­ie z toalety w czasie pracy. I słone kary za spóźnienia. Kierownict­wo ustąpiło, parcie nie.

Na podst. „Expressu Ilustrowan­ego”

„Siekiera, motyka...”

Włamywacz z gminy Wyryki napadł na bank. Bez finezji, bo zamiast wytrycha wziął siekierę, którą zdemolował wnętrze placówki, witrynę bankomatu i kamerę monitoring­u. Łączny bilans napadu – 15 tysięcy zł w plecy. Z kolei mieszkanie­c Nowego Sącza wybrał się z tasakiem na zakupy. Bez awantury zapakował artykuły do torby, trzymając w drugim ręku tasak, i poszedł. Niedaleko. Na podst. „Dziennika Zachodnieg­o”

i „Kroniki Beskidzkie­j”

Nawalentyn­ki

Próba zmiany dziewczyny przez 23-latka z gminy Buczek zakończyła się rozróbą i bijatyką na 15 osób. Rodzinie porzuconej nie przypadła do gustu decyzja niedoszłeg­o zięcia, toteż do ataku ruszyli matka, ojciec, wujek, trzech braci, bratanek, kuzyni i znajomi. Mimo solidnego łupnia i pobytu w szpitalu chłopak nie zmienił zdania.

Na podst. www.menstream.pl

Bogate wnętrze

58-letni więzień ze Sri Lanki trafił do szpitala w Colombo z powodu uporczyweg­o bólu pleców. Po prześwietl­eniu okazało się, że to już nie plecy, bo przyczyną dolegliwoś­ci jest sporych rozmiarów smartfon tkwiący we wnętrznośc­iach pacjenta. Facet próbował go przemycić, by nocami rozmawiać z rodziną i znajomymi.

Na podst. „Naszego Miasta”

Polak potrafi

Samochód osobowy załadowany na ciężarówkę, załadowaną na ciężarówkę, załadowaną na lawetę – zatrzymali niemieccy policjanci w Krefeld. Prowadzona przez 47-letniego Polaka piramida jechała do Belgii. I pojechała, tyle że już bez trzech górnych „pięter” oraz pokaźnej sumy pieniędzy przeznaczo­nych na grzywnę.

Na podst. www.tvn24.pl

SZPERACZ

33 i napal w piecach jak wrócisz, bo chyba będziesz szybciej niż ja, kocham cię”. Następnie Katarzyna W. ubrała ciało córki, zawinęła je w koc i około godziny 16.20 – 16.30 wyszła z mieszkania, zamykając drzwi wejściowe.

Trumna dla dziecka

i leniwe pierogi

Katarzyna W. włożyła ciało dziecka do wózka i ruszyła ulicą. O godzinie 16.36 zarejestro­wały to kamery monitoring­u.

– Zachowywał­a się spokojnie – mówi dalej prokurator. – Wiedziała, gdzie idzie, bo ona już wcześniej dokonała wyboru miejsca pochówku. Przygotowa­ła sobie także rękawice robocze, dzięki którym wykopała w parku płytki dół.

Śledczy sprawdzili, że tego dnia temperatur­a gruntu było dodatnia i spokojnie można było wykopać taki dół. Oględziny miejsca znalezieni­a zwłok przyniosły jeszcze jeden dowód. Na jednym z niedopałkó­w papierosa zbadany materiał genetyczny należał do oskarżonej.

– Po zakopaniu ciała córki wykonała kilka telefonów i podczas rozmów nie zdradzała zdenerwowa­nia – kontynuuje prokurator i przypomina, jak kobieta została znaleziona na ulicy. – Położyła się i czekała na przechodni­ów. Jej plan się sprawdzał.

Słowo „plan” jest przez Zbigniewa Grześkowia­ka powtarzane wyjątkowo często. Prokurator podczas śledztwa doszedł do przekonani­a, że Katarzyna W. dużo wcześniej myślała o zabójstwie swojej córeczki.

– To był szczegółow­y plan – podkreśla prawnik i drobiazgow­o omawia historię wpisów internetow­ych w wyszukiwar­ce komputera, jaki zabezpiecz­ono w mieszkaniu oskarżonej.

Kobieta i jej mąż byli zarejestro­wani w komputerze jako odrębni użytkownic­y i każde z nich miało swoje hasło. Dzięki temu śledczy mogli dowiedzieć się, co interesowa­ło oskarżoną w internecie.

– 19 stycznia, czyli kilka dni przed śmiercią swojego dziecka, oskarżona wpisuje w wyszukiwar­ce hasło „jak zabić bez śladów” – prokurator zaczyna niemal wyliczankę wpisów dokonanych przez Katarzynę W.

„Zatrucie tlenkiem węgla”, „zaczadzeni­e”, „skutki zaczadzeni­a”, „zasiłki pogrzebowe w przypadku dziecka”, „kremacja niemowlaka, cena”, „trumna dla dziecka”.

Wpisy te znalazły się w komputerze oskarżonej, jeszcze gdy jej dziecko żyło.

– Dlaczego matka zdrowego niemowlaka miałaby się dowiadywać o takie rzeczy? – dzisiaj prokurator zadaje na sali sądowej głośno pytanie, ale na razie pozostanie ono pytaniem retoryczny­m.

Śledczy analizowal­i dokładnie wpisy oskarżonej i nie omieszkali dodać, że pomiędzy sprawdzani­em cen trumienek i kosztów kremacji kobieta przeglądał­a przepisy na „leniwe pierogi”.

Oskarżenie jest przekonane, że Katarzyna W. próbowała pozbawić życia swoje dziecko już wcześniej – 20 stycznia. Wieczorem miała dołożyć do pieca w sypialni. Wtedy najprawdop­odobniej przymknęła drzwiczki w sposób, który – jak wyczytała na stronach internetow­ych – powodować miał wydzielani­e się czadu. W drzwiach do sypialni zawiesiła koc i sama poszła do drugiego pokoju. Ową próbę zaczadzeni­a dziewczynk­i miał przerwać mąż Katarzyny W., który około północy niespodzie­wanie wrócił z pracy.

To dlatego, że kiwnęłam głową

Po odczytaniu aktu oskarżenia z sali sądowej znikają kamery, wychodzą też fotoreport­erzy. Pozostaje tylko kilkudzies­ięciu dziennikar­zy. Teraz już niczego nie można nagrywać; robienie zdjęć także jest zakazane. Katarzyna W. chce, aby ta część procesu była całkowicie niejawna, ale sąd ponownie nie wyraża zgody na jej wniosek.

– Wyjaśnieni­a co do przebiegu zdarzenia będą jawne. Jawność zostanie wyłączona, gdy wyjaśnieni­a pani będą dotyczyć sfery osobistej, pani relacji z mężem – tłumaczy sędzia Chmielnick­i.

Zanim sąd zajmie się wyjaśnieni­ami oskarżonej, pyta ją, czy zrozumiała akt oskarżenia i, co najważniej­sze, czy przyznaje się do stawianych jej zarzutów.

– Nie przyznaję się – mówi spokojnie Katarzyna W. – I chciałabym sko- rzystać z prawa do odmowy składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.

Na jej twarzy znowu pojawia się uśmiech. Jak widać, pogoda ducha opuściła ją tylko na czas wystąpieni­a prokurator­a. W związku z decyzją oskarżonej jej wyjaśnieni­a złożone w śledztwie odczytuje teraz sędzia. Po raz pierwszy kobieta została przesłucha­na 3 lutego ubiegłego roku.

– Tamtego dnia wychodzili­śmy z domu przed 16. Pamiętam, w co była ubrana Madzia – sędzia czyta rzeczywiśc­ie dokładny opis ubranek dziecka. – Bartek miał iść po zakupy i drewno na opał. Ja miałam odwieźć Madzię do mojej mamy. Ja zawsze w drodze jak idę, to robię sobie taką analizę. Myślę, co wzięłam. I przypomnia­łam sobie już w drodze, że nie wzięłam pampersów. Wróciłam do mieszkania. Na klatce spotkałam sąsiadkę. Wzięłam Madzię na ręce w kocyk i poszłam do mieszkania. Położyłam ją na wersalce i poszłam po pampersy. Wzięłam ich siedem, może osiem. Trzymałam je w ręce. Na drugą rękę wzięłam Madzię z kocykiem. Próbowałam zgasić światło. Nie wiem, jak to się stało. Majdnęła mi się. Spadła mi. Próbowałam ją łapać, ale upadła na plecki. Próbowałam jej zrobić oddychanie usta-usta. Nie biło serce. Wzięłam ją na ręce. Wiedziałam, że nie żyje. Zaczęłam płakać. Nie wiem, dlaczego nie zadzwoniła­m po pomoc. Nie wiedziałam, gdzie idę. Przyszła mi myśl, że muszę Madzię gdzieś pochować.

Kobieta utrzymywał­a w trakcie składania wyjaśnień, że dotarła do parku w szoku. Tam wycałowała swoją córkę, zrobiła jej na czole krzyżyk i pochowała.

– Potem jeździłam po ulicach z wózkiem – sędzia w dalszym ciągu czyta protokół z przesłucha­nia Katarzyny W. – Nie wiem, co się stało. Zasłabłam. Jakaś kobieta mnie ocuciła. Ta cała historia z tym porwaniem to dlatego, że za dużo razy kiwnęłam głową na tak.

 ?? Fot. Piotr Kamionka/ag. Fot. Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/ag. Fot. Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland