Wódkę robi się w chlewiku
Spirytus techniczny od 4 zł do 6,90 zł za litr w hurcie, pompa ogrodowa o wydajności 380 litrów wody na godzinę za 128 zł, filtry po 60 zł sztuka, dowolna ilość pustych butelek typu PET – oto co trzeba, żeby w antysanitarnych warunkach fabrykować trefną gołdę i podtruwać nią plebejuszy.
Litr takiego wywracającego wnętrzności „oczyszczonego” trunku kosztuje na bazarze 18 – 20 zł, a rozbełtany przez meliniarza pół na pół z kranówką – od 7 do 9 zł za połówkę.
Trzy lata jak za brata
Łódzkie alkoholowe podziemie nie ma przestojów, bo klient jest liczny, choć mało śliczny. No i dzięki internetowym forom zorientowany, że w kilka godzin po spożyciu nie grozi mu sosnowa jesionka, a może nawet nie oślepnie. Bo alkohol techniczny, który można kupić w hurtowniach chemicznych nawet na paragon, to nic innego jak spirytus etylowy, zaprawiany od ubiegłego roku cuchnącymi, ale niezagrażającymi zdrowiu i życiu tak zwanymi skażalnikami. Wszak zatruwa śmiertelnie tylko alkohol metylowy, zwany też spirytusem drzewnym, a takiego w czystej postaci pokątne manufaktury do PET-ów i butelek z podrobionymi nalepkami i banderolami nie nalewają. Byłaby to afera na miarę tej z czeskimi wódkami marek: Ab Style, Drak, Lunar, Lassky, Tuzamek. Zatruło się nimi dotąd 70 osób, a 35 z nich zmarło. Ofiarą czeskiej wódki padło też małżeństwo z Wielunia.
– Prawdopodobnie zabił ich metyl w czeskiej wódce Helsinki, ale pewność będziemy mieli dopiero w przyszłym tygodniu po otrzymaniu wyników badań tego alkoholu i wycinków narządów wewnętrznych, prowadzonych w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie – informuje Józef Mizerski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.
Sprawcy nieszczęścia już siedzą w areszcie czeskim. Grozi im nawet dożywocie. Naszych szemranych „polmosistów” można najwyżej wsadzić za kratki na trzy lata.
Nie ma też pewności, czy łódzcy „producenci” nie doprawiają spirytusem metylowym trefnego alkoholu etylowego. Przyjmuje się bowiem, że zatruć może dopiero 8 – 12 gramów tej trucizny, choć zdaniem dr. hab. Zbigniewa Kołacińskiego z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, jej śmiertelnej dawki nie da się precyzyjnie określić.
Siedem litrów na głowę
O tym, że Łódź nielegalnym alkoholem spływa, mówi się od pięciu lat. Co prawda celnicy i policjanci co roku likwidują dziesiątki trefnych gorzelni, ale utyskują, że to obcinanie łbów hy- drze, bo w miejsce jednej zlikwidowanej powstają dwie nowe. Ryzyko wpadki nie zakłóca snu przestępcom, bo kary są śmiesznie niskie, a zyski ogromne. Przy średniej cenie litra spirytusu technicznego (5 zł) i 20 zł za litr już odmulonego ze skażalników, przebitka jest czterokrotna. Zaś na melinie setka 40-procentowej wódki z takiego spirytusu kosztuje 2 – 3 zł, a ta legalna w restauracji – 8 zł albo i więcej.
Funkcjonariusze służb celnych i policji łącznie zarekwirowali już w tym roku ponad 100 tys. litrów wódy. To prawdopodobnie zaledwie jedna piąta (a może pięćdziesiąta, bo dokładnie nikt nie wie) całej podaży tajnych oczyszczalni i rozlewni. Ale nawet jedna piąta to już jest aż 7,2 l podejrzanych wyrobów alkoholowych na głowę łodzianina (jest nas obecnie ok. 720 tys.).
– Podziemie alkoholowe to strefa ciemnych liczb – przyznają nasi rozmówcy z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą KW Policji w Łodzi.
Od 1 stycznia funkcjonariusze z komend wojewódzkiej i miejskiej położyli już rękę na ponad 30 tys. litrów wyrobów alkoholowych z podejrzanych źródeł. Twierdzą, że produkcja nielegalnego alkoholu na tak ogromną skalę jest możliwa, bo każdy może kupić tyle spirytusu technicznego do obróbki, ile zapragnie.
Od royalu po stoliczną
Wykryta lewa gorzałka spoczywa też w magazynach Izby Celnej w Łodzi.
– Wpierwszym półroczu łódzcy celnicy dokonali 133 ujawnień alkoholu nielegalnego pochodzenia, zabezpieczając w wyniku prowadzonych działań kontrolnych 64 080 litrów wyrobów spirytusowych – informuje rzecznik Izby Celnej Anna Ludkowska. – Ogólna ilość zabezpieczonego alkoholu przekracza już 73 tys. litrów.
Z wyjaśnień celników wynika, że jego „produkcja” odbywa się zazwyczaj w fatalnych warunkach sanitarnych – w garażach, piwnicach, a nawet chlewach.
Przeważnie alkohol pochodzący z tego rodzaju miejsc jest sprzedawany w plastikowych butelkach PET, jednak zdarzały się również przypadki, gdy na jego bazie produkowano podrabiane wódki zarówno polskich, jak i zagranicznych marek. Alkohol sprzedawany na rynkach przez obywateli państw byłego ZSRR najczęściej również pochodzi z polskich „fabryk”. Zaś w masie takich podróbek brylują wódki z nazwami: Stolicznaja, Bulbasz, Ruskaja, Hołodnaja, Moskowskaja, Pszenicznaja, Goriłka Ruskaja i Primackaja.
Celnicy nie mają natomiast na składzie ani jednej butelki z łódzkiej stodoły. To specjalność szajki z czeskiego miasta Zlín, skąd wysłano w świat 15 tys. litrów wódki skażonej trucizną, skołowaną przez dwóch pracowników fabryki płynu do spryskiwaczy.