Bulwar zachodzącego słońca Z ŻYCIA SFER POLSKICH
Zawrzało. Wybitny dziennikarz stołecznego mainstreamu Grzegorz Miecugow obwieścił kolegom ze stołecznej mainstreamowej gazety, że jest sfrustrowany! Ma dość roboty w tabloidzie, czyli medium pasącym się wyłącznie bulwarową sensacją. A jest Miecugow przekonany, że musi trwać na posadzie w tabloidzie TVN z winy prymitywnych telewidzów, domagających się odeń bulwarowych treści. Jeden z internautów po lekturze wynurzeń Miecugowa napisał, że przypomina mu to powiedzenie o takim, co zepchnął babcię ze schodów i dziwił się, że tak szybko spada...
Przypadek tego świetnego dziennikarza jest żywcem zaczerpnięty z komedii Moliera o jego imienniku Grzegorzu Dyndale, bogatym, próżnym chłopie, który prąc do społecznego awansu, poślubił zubożałą szlachciankę, a potem było mu przykro, gdy żona okazywała mu, prostaczkowi, pogardę. – Sam tego chciałeś, Grzegorzu… pisze Molier, który mógł nie słyszeć o Mariuszu Walterze, jego prywatnej telewizji i bohaterskiej, choć sfrustrowanej załodze. Krótka historia stacji TVN jest smutną ilustracją zsuwania się ambitnej redakcji po równi pochyłej i niechże Grzegorz nie płacze, że tak jest wszędzie. Tak jest u nas, co widać, gdy korzysta się z pilota. Gdy TVN ruszał, byliśmy, jego telewidzowie, przekonani, że poziom podpatrzony u CNN, Fox TV czy BBC przetrwa dłużej niż jeden sezon polityczny. Przetrwał jeden, niestety, nie dłużej. Dziś trudno TVN oglądać, bo albo leci wstrząsający wywiad Kolendy-Zaleskiej, albo plączą się w dywagacjach dyżurni reporterzy, albo słychać bulwarowe mądrości posła Kalisza… Non stop, codziennie, z powtórkami nazajutrz o świcie. Nie dziwota, że Miecugow wymięka…
Aliści frustracje poczciwego Grzegorza płyną z faktu, że ma rację. Odbiorca mediów, klient dziennikarzy, generalnie zdurniał, czyli się stabloidyzował. Podobnie jak zdurnieli w swej masie uczniowie, studenci i inteligenci. Jak stabloidyzowali się dziennikarze. Media, które w swej organicznej, XIX-wiecznej misji miały czytelnika edukować i informować, dziś już tylko bawią. I to nie wszystkich i nie zawsze. Bawi też Miecugow, który tuż po rewolucyjnym wyznaniu, że wszystko to wina innych, rzewnie wspominał w bulwarowym „Fakcie” swą pierwszą 26-letnią kochankę, na której gościnnym łonie on, 19-letni prawiczek, przeżył seksualną inicjację (czemu nie wspomniał, czy była depilowana?). Umie więc Grzegorz odnaleźć się w bulwarowym półświatku, ale po co stękać później, że jego prawdziwy poziom to „Bulwar zachodzącego słońca”?
Wywiad Miecugowa wywołał oddźwięk nie tylko w branży. Odezwali się ci, którym Miecugow serwuje pulpę od dekady, i którzy powiedzieli już TVN-owi: – Państwu już dziękujemy! To media kreują widza i jego potrzeby, nie odwrotnie. Jeśli jednak dziennikarze są coraz głupsi, bo coraz gorzej wykształceni, to mamy, jak mamy. Co się najlepiej sprzedaje? Prymitywizm i chamstwo. Stąd i w mediach, i w polityce to właśnie dominuje, a wystarczyłoby, żeby tego nie pokazywać, to nastąpiłoby ekspresowe otrzeźwienie – komentował przypadek Miecugowa inny internauta.
Rozpacza Miecugow, niczym drzewo w wierszu Broniewskiego, że film Woody’ego Allena obejrzeć można w bulwarowej telewizji o północy, bo wcześniej ramówkę wypełnia ukochany przez gawiedź, ale niosący forsę chłam. Rozpacz Miecugowa jest schizofreniczna. Dlaczego nie zwolni się z TVN-u i nie aplikuje do TVP? To akurat wiemy. Tam schizofrenia jest jeszcze głębsza, bo w czasie gdy TVN puszcza Allena, publiczna wyświetla „Czterech pancernych i psa”.
Miecugow nie zostawia suchej nitki na politykach. Ma prawo, bo ich kreował, teraz się tego wstydzi. Jednak łając telewidzów, wchodzi w polityczne buty Mieczysława Rakowskiego, który po stworzeniu autorskiego gabinetu w 1988 roku dziwił się, że Polacy cud ten przyjęli bez entuzjazmu. – Popatrz pan – miał premier sfrustrowany powiedzieć – rząd mamy już w porządku, tylko społeczeństwo do dupy.
henryk.martenka@angora.com.pl