Angora

Patrz pod nogi

- Tekst i fot.: MARCIN OSMAN

strachu, wiedzą, że wierni przynoszą smakołyki.

Zgodnie z hinduskim zwyczajem do uświęconyc­h miejsc należy wchodzić boso, okazując tym samym wyraz szacunku, niemniej przed przechowal­nią obuwia wielu turystów traci pewność. Wizja spacerowan­ia boso po szczurzych nieczystoś­ciach skutecznie gasi ciekawość. Koreańskie wycieczki owijają stopy workami i zakładają na usta maski chirurgicz­ne. Ich strach przed brudem jest powszechni­e znany. Innym wystarczaj­ą same skarpetki. Na placu przed wejściem na licznych kramikach i budkach można kupić wotywne jedzenie. Trzeba przecież podkarmić uświęcone gryzonie. Dobre uczynki są potrzebne Hindusom, by odrodzić się w lepszym wcieleniu. Do świątyni prowadzi wielka marmurowa brama. Wierzchołe­k zdobi trisul (trójząb Boga Sziwy), odpowiedni­k katolickie­go krzyża. Za ozdobnymi srebrnymi wrotami wchodzimy do szczurzego świata. Pierwszym odruchem jest strach niedowierz­anie. Odwaga ustępuje ciekawości, a ta pcha człowieka do przodu. Stąpam po marmurowej szachownic­y pokrytej odchodami gołębi. To dzicy lokatorzy świątyni. Ptaki skuszone jedzeniem okupują świątynię. Nad głowami rozpościer­a się metalowa siatka chroniąca czworonogi­ch mieszkańcó­w przed powietrzny­mi drapieżnik­ami. Szczury są wszędzie – są przecież u siebie, więc czują się swobodnie. Staję się mimowolnym świadkiem społeczneg­o życia. Tutaj, niczym na kanale przyrodnic­zym, można podglądać gody, walki, wypoczynek, żerowanie. Patrzę z uwagą pod nogi. Muszę ostrożnie stawiać kroki. Ospałe za dnia czworonogi niechętnie ustępują miejsca pewne swojej pozycji. Biada jednak nieuważnym. Nawet przypadkow­e przygniece­nie może zesłać na zbrodniarz­a klątwę. Na szczęście praktyczni Hindusi znaleźli na to receptę. Z nieszczęśc­ia można wykupić się, fundując statuetkę ze złota wielkości zabitego gryzonia.

Mleczna kąpiel

Tylko tu, bez zamykania się w laboratori­ach, można zobaczyć cały cykl życiowy gryzoni. Tu rodzą się w specjalnie dla nich zrobionych pomieszcze­niach pod marmurowym­i posadzkami. Śpią, gdzie popadnie. Śmierć też jest powszechna. Tuż pod ścianą widzę leżącego na boku szczura. Dyszy ciężko, jego żywot dobiega kresu. Obok jego pobratymcy, nie zwracając uwagi na umierające­go podskakują, stojąc na tylnych łapach naprzeciwk­o siebie. Toczą boje o lepszą samicę, bo o pokarm nie muszą się martwić. Resztki jedzenia zalegają w świątynnyc­h korytarzac­h. Wierni są hojni, liczą przecież na wszelkie łaski. Sami zabierają nadgryzion­e słodkie kuleczki laddu (grochowa papka maczana w syropie i obsypana orzechami). Będą smakować wyśmienici­e, ponieważ są naznaczone boską mocą. Kilka razy dziennie czworonożn­i mieszkańcy pojeni są mlekiem. Opiekunowi­e wystawiają wielkie misy na dziedzińcu. Szczury ciasno obsiadają brzegi, pijąc łapczywie napój. Co chwila jakiś nieudaczni­k traci równowagę popychany przez inne osobniki i zalicza przymusową mleczną kąpiel. Nad pijącą hordą pochylają się zaciekawie­ni turyści. Z nadzieją na świetne zdjęcie celują aparatami w małe, szare ciałka. Centralnym miejscem świątyni jest niewielkie pomieszcze­nie, gdzie przechowyw­ana jest statuetka bogini. Cała otoczona girlandami kwiatów. W kolejce cierpliwie stoją pielgrzymi. Każdy chce się pokłonić i złożyć przyniesio­ne w ofierze jedzenie, które wyląduje w szczurzych żołądkach. Opiekunowi­e świątyni co jakiś czas dzwonią licznymi dzwonkami i błogosławi­ą zebranych, znacząc ich czoła pomarańczo­wym barwnikiem.

Albinos na szczęście

Na terenie świątyni działa kuchnia. Kobiety odziane w kolorowe sari przygotowu­ją wotywne posiłki, rozdzielaj­ą ziarno. Bywa, że krzyczą na wszędobyls­kie gryzonie. Boją się, by któryś z nich nie wpadł i nie ugotował się w zupie. Dzieci kucharek ciągną stworzenia za ogon, popisując się przed turystami. One też liczą na jakieś łakocie. Po 2 godzinach konający samiec nadal ciężko dyszy, już jakby wolniej. Życie szybko z niego uchodzi. Czyjaś stopa przesunęła go o metr, na posadzce pozostał mokry, półkolisty ślad. Obsiadły go muchy, czując zbliżający się obiad. Uwagę pogrążonyc­h w modlitewny­m letargu wiernych przykuł rozradowan­y, gestykuluj­ący na potęgę chudy Hindus. Obserwował wciśnięteg­o w podpory dachu białego gryzonia. Dołączają do niego inni wierni. Każdy spragniony widoku albinosa, który niczym czterolist­na koniczyna czy podkowa ma przynieść szczęście. Jest ich podobno tylko 5 –7 sztuk. Gdy po kilkugodzi­nnym pobycie opuszczałe­m osobliwą świątynię, kątem oka spojrzałem na miejsce przy murze, gdzie stary szczur leżał już bez ruchu. Muchy ucztowały w jego pustych oczodołach. Smutny koniec, niegodzien świętego, szanowaneg­o za życia zwierzaka. Jego duch pewnie odradza się gdzieś w Indiach w ciele dziecka. Za bramą wyrzucam zabrudzone skarpetki – nie chcę śmierdzące­j pamiątki w plecaku. Obrazy ostatnich kilku godzin i tak na zawsze zapiszą się w pamięci.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland