Podróbka wolności Korea Płn.
Przeciętny mieszkaniec Korei Północnej oficjalnie zarabia miesięcznie około 2,5 – 3 tys. wonów, czyli równowartość niespełna jednego dolara. Kilogram ryżu kosztuje 4500 wonów. Koreańczycy są zmuszeni do znanego w Polsce „kombinowania”. By przeżyć, muszą dorobić do pensji przynajmniej 50 – 70 tysięcy wonów (10 – 14 dolarów).
Po ciemku na dziesiąte
Totalitarne państwo wprawdzie nadal przydziela racje żywnościowe, zapewnia darmowe mieszkania, edukację i opiekę medyczną, jednak wystarczy przyjrzeć się bliżej owej pomocy, by mit komunizmu i rozdawnictwa runął. Codzienne życie milionów Koreańczyków ukazuje ogrom absurdów systemu. Tragikomiczne sytuacje przypominałyby sceny z filmów Barei, gdyby nie to, że stawką tej gry często jest przeżycie. Od pewnego czasu władze promują „przemienny system zasilania”, co oznacza, że jeżeli budynki po jednej stronie ulicy mają światło – te po drugiej są pogrążone w ciemności. Jest to szczególnie kłopotliwe dla starszych ludzi, którzy rzadko opuszczają mieszkania, bojąc się uwięzienia w windzie bądź nie są w stanie pokonać schodów. Oficjalnie nie ma kłopotów z zasilaniem w gaz i prąd. Ludzie chodzą lub jadą do pracy rowerem nie dlatego, że znowu stoi metro, trolejbusy czy autobusy, tylko dlatego, że jest to zdrowe. Niedzielę ogłoszono „dniem spacerowania” – nie działa wtedy komunikacja miejska.
Kurna chata z betonu
Codziennym wyzwaniem jest gotowanie, ogrzewanie i kwestie sanitarne. Z powodu przerw w dostawach prądu i gazu w większości domów gotuje się posiłki na piecykach, maszynkach lub po prostu na prymitywnych paleniskach. Jest to bardzo kłopotliwe dla domowników, bo w wielu budynkach nie ma odpowiednich przewodów kominowych. Drewno opałowe jest w miastach towarem deficytowym i większość osób używa węgla. Kuchnie, pełne sadzy i dymu, wyglądają więc często jak przedsionek piekła. Ponad 40% mieszkańców musi korzystać z prymitywnych latryn ziemnych. Osobny problem stanowi ogrzewanie i oświetlenie mieszkań. Co piąty Koreańczyk mieszka w domach wielorodzinnych (są to najczęściej przeludnione bloki), ale... zaledwie 4 pro- cent z nich ma centralne ogrzewanie. Warto zaznaczyć, że koreańskie zimy są podobne do polskich.
Kto handluje, ten żyje
By przeżyć, ludzie masowo zajmują się handlem, rzemiosłem, rolnictwem i przemytem. Co ciekawe, prywatna inicjatywa jest zdominowana przez kobiety. Mężczyźni pozostają pod silną presją władz i muszą pojawiać się w państwowych zakładach nawet wtedy, gdy zupełnie nic się w nich nie robi. Boom przeżywają targowiska, stragany, budki z jedzeniem, bary, drobne punkty usługowe. Łagodzi to mizerię centralnego planowania. Azjatycka legendarna przedsiębiorczość odradza się z niezwykłą siłą. Najbiedniejsi, nieposiadający gotówki na założenie własnego domowego interesu, uprawiają nielegalnie tysiące małych poletek (tzw. sotoji), na których sadzą zboża, jarzyny i warzywa. Część dla siebie, część na sprzedaż.
Samochód to przywilej osób wybitnie zasłużonych dla reżimu. Rodzima fabryka oferuje kilka modeli marki Pyeonghwa (Pokój) – wśród nich sedana zbudowa- nego na bazie fiata i... limuzynę łudząco podobną do mercedesa. Fabrykę opuszcza rocznie zaledwie kilkaset pojazdów. Koszt najtańszego modelu to równowartość około 12 tysięcy dolarów. Niemniej partyjni bonzowie wolą oryginalne i wielokrotnie droższe limuzyny z Zachodu, co widać było na pogrzebie Kim Dzong Ila.
Komunikacja socjalistyczna
Koreańskim przywódcom udała się rzecz niemożliwa – cenzura internetu. W miastach dostępna jest krajowa sieć wewnętrzna – Kwangmyong – niemająca połączenia ze światem. W 2008 roku reżim zezwolił egipskiej spółce na budowę ogólnokrajowej sieci GSM. Pod koniec 2011 roku było już ponad 800 tys. abonentów i to mimo horrendalnie wysokiej ceny aktywacji (równowartość 250 dolarów). Połączenia zagraniczne z komórek są zablokowane i surowo zabronione.
Najsmaczniejszy przyjaciel człowieka
W miastach nie ma zwierząt domowych. Mówi się, że psy i koty zostały zjedzone podczas wielkiego głodu. Dziś mało kogo stać na luksus karmienia dodatkowego „domownika”. Na prowincji widuje się jednak stada zdziczałych psów, bardzo niebezpiecznych dla ludzi. We wsiach i na przedmieściach ludzie hodują króliki – łatwo je wykarmić trawą, nie wymagają paszy zbożowej jak drób, co jest szczególnie ważne w kraju, gdzie dorosły mężczyzna otrzymuje dziennie 150 – 200 gramów przydziałowego ryżu...
Prawie jak mercedes
Wielu Koreańczyków omija ten przepis, przemycając telefony z chińskimi kartami SIM, dzięki czemu w pasie przygranicznym mają zasięg chińskich stacji bazowych. Grzywna za posiadanie takiego telefonu wynosi milion wonów, czyli około 200 dolarów (licząc po kursie 5000 wonów za 1 dolara). Winny skazywany jest też na karę więzienia.
Prawie jak Windows
Koreańscy informatycy także podjęli rewolucyjne wyzwanie samowystarczalności i stworzyli komputerowy system operacyjny „Red Star” (Czerwona Gwiazda), mający być konkurencją dla amerykańskiego Windowsa. System ma przeglądarkę sieci Kwangmyong, klienta poczty, edytor tekstu i proste gry. Na bazie chińskich produktów stworzono też tablet i notebook dla ludu pracującego.
Radio z plombą
Każdy kupowany radioodbiornik i telewizor ma specjalny ogranicznik, który pozwala słuchać tylko krajowych stacji. Próby zerwania plomb mogą się skończyć tragicznie. W kraju nie ma dostępu do telewizji satelitarnej, odbierać można tylko kanały państwowe: 4 telewizyjne i kilkadziesiąt radiowych. Niemniej uciekinierzy potwierdzają, że wielu Koreańczyków z północy słucha nielegalnie stacji radiowych z południa na przemyconych, odblokowanych odbiornikach.
Darmowe studia na budowie
Partia dba też o edukację młodych. W połowie 2011 roku władze odwołały wszelkie zajęcia na uczelniach wyższych. Studentów kieruje się do prac w przemyśle, budownictwie i na roli. Stan ten trwa już pół roku, zajęcia mają być przywrócone dopiero w kwietniu br. Oficjalne wytłumaczenie mówi o niezbędnym wkładzie młodych w budowę nowych mieszkań. Nieoficjalnie mówi się, że to ostrzeżenie przed próbami niezależnego myślenia.
Podróże dla wybranych
Żeby pojechać do rodziny w innym regionie kraju, trzeba uzyskać zezwolenie. Negatywna opinia od jakiegokolwiek organu państwa sprawia, że człowiek zostaje faktycznie uwięziony w miejscu zamieszkania. Jeżeli się podróżuje, to głównie koleją. Nielicznym zmotoryzowanym podróż uprzykrzają liczne posterunki kontrolne. Ciekawostką jest czterokolorowa sygnalizacja świetlna w miastach. Dodatkowe, niebieskie światło, przewidziano dla skręcających w prawo. Jednak z braku prądu ruchem najczęściej kierują milicjantki ze specjalnego żeńskiego korpusu.
Juany, dolary, euro!
Mimo że posiadanie waluty jest zabronione i karane, jest to jedyny sposób ucieczki przed inflacją. Po ostatniej, zarządzonej w 2009 roku grabieżczej denominacji Koreańczycy nie ufają w siłę swojej waluty. W styczniu 2010 roku dolar kosztował 215 wonów, rok później 3100 wonów, a dziś ponad 5000 wonów.
Południe nie chce rewolucji
Korea Północna ewoluuje w kierunku chińskiego modelu państwa. Od kilkunastu lat następuje powolna destalinizacja. Niemniej oligarchia partyjna chce zachować przewodnią rolę polityczną, pozwalając obywatelom na umiarkowaną swobodę gospodarczą. Taki kształt przemian odpowiada także Korei Południowej, której rząd bardziej obawia się nagłego upadku komunizmu na północy, niż ewentualnego ataku. Powód? Dzień po otwarciu granic kilka milionów robotników zalałoby południe, a misternie wyważona gospodarka rozchwiałaby się na lata.