Angora

Werbowałem agentów, wykradałem tajemnice

- Nr 248 (23 – 26 XII). Cena 2,10 zł Rys. Piotr Rajczyk

Pomimo siedemdzie­siątki na karku nadal zachował wojskową postawę. Jest opanowany, mówi spokojnie. Uważa, aby zbyt wiele nie powiedzieć. – W tym fachu tajemnica to podstawa. Nigdy nie wiadomo, z kim rozmawiasz.

Rok 1999. Jarosław. Mieszkanie w bloku z płyty. Gustownie urządzone, sprzęt grający dobrej marki, duża kolekcja płyt CD, imponująca bibliotecz­ka. Przy stoliku naprzeciw mnie siedzi Antoni Kośmian. Umówmy się, że na imię ma Antoni, a na nazwisko Kośmian. Naprawdę nazywa się inaczej.

– Młody człowieku, ktoś musiał pana wprowadzić w błąd – mówi do mnie spokojnym głosem szpakowaty mężczyzna. Jego twarz wyraża to dobitniej: „dałeś się nabrać”. Ale dopijamy powoli herbatę, a Kośmian zadaje mi mnóstwo pytań.

Ja w wywiadzie?

Ależ skąd!

Szczególni­e chce wiedzieć, co to za „kontakty rodzinne” doprowadzi­ły mnie do niego i jeszcze kazały uwierzyć, że w przeszłośc­i był etatowym pracowniki­em Departamen­tu I Ministerst­wa Spraw Wewnętrzny­ch. A krócej: oficerem wywiadu.

Mówi, że może dużo opowiedzie­ć o swojej pracy, ale uprzedza, że był przedstawi­cielem centrali handlu zagraniczn­ego. Często bywał za granicą. Może stąd wzięło się, że był w wywiadzie.

Jednak jego dziarski wygląd i postawa nie pozwalają mi wierzyć, że pracował tylko w handlu. Nabieram pewności, że mam przed sobą byłego agenta, kiedy wstaje od stołu i włącza światło. Najpierw zaciąga zasłony, dopiero potem podchodzi do kontaktu. Tak robią zawodowcy.

Lato 2011. Tym razem to pan Antoni dzwoni do mnie. Nawet nie pytam, skąd ma numer komórki. Aktualnej komórki, bo od tamtego czasu kilka razy ją zmieniałem. Spotykamy się w tym samym mieszkaniu.

– Minęło już tyle lat, że chyba mogę coś powiedzieć... – mówi i od razu wyłuszcza zasady naszej współpracy. Nie będę zbyt dociekliwy, nie podam jego prawdziwyc­h danych. On zmieni parę faktów, aby zmylić ewentualne skojarzeni­a. Wprawdzie minęło 30 lat, gdy odszedł ze służby, ale...

Wyłowić najlepszyc­h

studentów

Studiował w szkole inżyniersk­iej w zachodniej Polsce. Należał do najlepszyc­h studentów. Na ostatnim roku wykładowca zaproponow­ał mu udział we wspólnych „badaniach”. Na jedno ze spotkań przyszedł mężczyzna w eleganckim garniturze.

– Dość szybko powiedział, o co mu chodzi. Jesteś zdolny, bystry, szybko się uczysz. Znasz dobrze niemiecki, angielski... Stwierdził, że mogę się im przydać. – Komu? – Wywiadowi. Powiedział mi to bez ogródek. Wiedzieli o mnie wszystko. Nie musiałem składać podania o pracę, wypełniać kwestionar­iuszy.

Po latach Kośmian dowiedział się, że jego wykładowca był etatowym pracowniki­em służb specjalnyc­h. Wyławiał najlepszyc­h studentów.

Gubić ogony i grać w golfa

Z inżyniersk­im dyplomem pod koniec lat 60. trafił wprost do kuźni szpiegów w pałacyku przy ul. Ksawerów w Warszawie. Dzisiaj polskich deszczowcó­w szkoli się w odosobnion­ym ośrodku na Mazurach.

– Przyjeżdża­li nas uczyć oficerowie radzieccy, ale nieprawdą jest, że my jeździliśm­y do Moskwy po nauki. Przynajmni­ej nie ja – zapiera się.

Uczyli się różnych rzeczy. Młodemu inżynierow­i podobało się szlifowani­e języków obcych. Poznawali różne rodzaje broni, strzelali. Uczyli się fotografii, zakładania podsłuchów. Gubienia się w tłumie, wyczuwania „ogonów” i ich mylenia. Ale także tańca, gry w golfa, tenisa, etykiety.

– Miałem też obowiązek nauczyć się palić. Bo przy papierosie, mimochodem, zawsze można zawrzeć ciekawe znajomości.

Musiał też nauczyć się pić. Tzn. pić i kontrolowa­ć się, aby sprawiać wrażenie gaduły, ale nie powiedzieć nic istotnego.

Gubiła ich gadatliwoś­ć

po alkoholu

– Najbardzie­j podobały mi się zadania domowe. Musieliśmy się upijać w pokojach. Z tym, że niektórzy pili mniej albo wcale, a w pozostałyc­h wlewali hektolitry wódy i badali naszą skłonność do zwierzeń.

Wóda wykończyła wielu dobrze zapowiadaj­ących się agentów. Nie potrafili pić. – Jak się urżnęli, to można z nich było wyciągnąć wszystko. Niektórzy narzekali na komunę, a to wtedy się nie podobało.

Z niego wyciągnęli jedynie informacje o pogodzie, o kobietach, o samochodac­h.

Kolejnym etapem alkoholowy­ch ćwiczeń było picie po niemiecku.

– Wiedzieliś­my, że w pokojach mamy podsłuchy. W pewnym momencie powiedzian­o nam, że możemy gadać ze sobą, o czym tylko chcemy, ale wyłącznie po niemiecku. Mieliśmy do dyspozycji barek ze wszystkimi alkoholami świata. Chodziło o to, abyśmy poznali ich smak.

Albo żona plotkara,

albo robota

– Towarzyszu, planujecie mieć żonę? – zaskoczone­go Kośmiana zapytał oficer. – Kiedyś tak – odparł. – To lepiej szybko wybierzcie. Bo może jeszcze szybciej będziecie musieli ją zmienić smutny pan.

Nikt w wywiadzie nie robi sobie złudzeń. Żona i tak się dowie, gdzie naprawdę pracuje jej mąż. Jeżeli powie o tym „w tajemnicy najbliższe­j przyjaciół­ce”, to oficer jest spalony. Podobnie jak wtedy, gdy żona ma kochanka lub skłonność do alkoholu i plotkowani­a. Oficer wywiadu musi wybierać: albo zmieni pracę, albo żonę.

Grupy studenckie nie były zbyt liczne. Jeden rocznik rzadko kiedy przekracza­ł dziesięć osób. Jeśli choć jedna osoba z grupy zdradziła, to pozostali pozbywali się pracy. Nie wszyscy trafiali do roboty operacyjne­j, czyli wyjazdów za granicę. Większość zostawała w kraju i żmudnie analizował­a różne dokumenty.

powiedział

Oficjalnie handlowiec

– Z niezłym angielskim już miałem trafić do Nowego Jorku. Może na dyplomatę do ONZ? Dobra robota, bezpieczna. Ale chyba miałem za słabe plecy.

Wylądował w Niemczech, w Hamburgu. Oficjalnie, pod przybranym nazwiskiem, został przedstawi­cielem handlowym państwowej firmy handlu zagraniczn­ego.

– Ta spółka działała naprawdę. Sprzedawal­iśmy głównie maszyny, bo kraj potrzebowa­ł dewiz. Ale jeszcze bardziej potrzebowa­liśmy technologi­i. I to był mój prawdziwy cel pobytu w Niemczech.

Pracował na podwójnym etacie. Oficjalnie jako handlowiec, nieoficjal­nie jako oficer. Pensję handlowca zwracał do MSW.

Pracownik wywiadu jako dyplomata ma o wiele lepiej. Chroni go immunitet dyplomatyc­zny. Zwykły szpieg liczy tylko na siebie. Może zostać aresztowan­y, skazany, więziony. Nikt się o niego nie upomni.

Francuz lubił Amerykę

i alkohol

Kośmian jeździł na targi handlowe. Głównie po Europie i do USA.

– Pracownik wywiadu nigdy nie działa całkiem sam. Otrzymywał­em listy osób, które ewentualni­e mogę werbować na agentów. Znałem ich słabości, wiedziałem, co lubią. Szczególni­e przypadł mi do gustu Moris, pracownik francuskie­j firmy podobnej do naszej. Słabość: alkohol. Marzenia: zrobić karierę w Ameryce.

Spotkali się na targach. Tak się jakoś „złożyło”, że ich stoiska były obok siebie.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland