Angora

Idzie dobry rok

Stare giełdowe powiedzeni­e mówi, że hossa zaczyna się wtedy, gdy już wszyscy stracili nadzieję. I właśnie słyszymy, jak wszyscy wokół mówią tylko o kryzysie, recesji, spowolnien­iu, obniżają prognozy, nawet gdy przeczą temu napływając­e dane. Może więc w 20

- Nr 251 (29 XII). Cena 2,90 zł PAWEŁ ROŻYŃSKI

O szalejącym kryzysie najwyraźni­ej nie wiedzą Amerykanie, którzy przez ostatnie dwa miesiące tratowali się wzajemnie w centrach handlowych. Jak podała w weekend Krajowa Federacja Detalistów, w okresie poprzedzaj­ącym święta Bożego Narodzenia obroty amerykańsk­iego handlu wzrosły w skali roku o 3,8 proc., zaś porównując sam tylko czarny piątek, dzień po Święcie Dziękczyni­enia, było to prawie 7 proc. wzrostu, co jest najlepszym wynikiem od 2007 roku. Podobnie było nawet w dotkniętej recesją Wielkiej Brytanii, gdzie w poniedział­kowy Boxing Day sklepy pękały w szwach.

W Ameryce, największe­j gospodarce świata, ewidentnie mamy do czynienia z ożywieniem. Rosną zamówienia na dobra trwałe, rośnie liczba nowych inwestycji budowlanyc­h, spada bezrobocie. Również wiele danych z naszego kontynentu krzepi. Niemcy zanotowały w III kwartale imponujące 3 proc. wzrostu PKB w skali roku, poprawiła się sytuacja we Francji, wciąż świetna jest w Szwecji i krajach nadbałtyck­ich.

W Polsce już dawno miało być spowolnien­ie, a był rewelacyjn­y III kwartał z ponad 4 proc. wzrostu. Przyszły rok powinniśmy przejść suchą stopą dzięki słabemu złotemu. Rozpędza on eksport i wypiera zagraniczn­e towary z krajowych półek. Oczywiście to dobre na krótką metę, bo z czasem demoralizu­je polskie firmy ze zbyt dużą łatwością sprzedając­e towary. W 2012 roku wzrost nakręci też skumulowan­ie wielkich inwestycji infrastruk­turalnych, w tym budowy autostrad.

Etatowi czarnowidz­e, jak choćby Nouriel Roubini, nie zasypiają jednak gruszek w popiele. Dalej sączą do uszu jad zwątpienia. Mają wsparcie renomowany­ch instytucji analizując­ych dane i prognozują­cych gospodarcz­ą przyszłość. Komisja Europejska właśnie obniżyła prognozy wzrostu strefy euro z 1,5 proc. w ubiegłym roku do ledwie 0,5 proc. w 2012. Jeszcze gorzej ocenia sytuację Ernst & Young: będzie 0,1 proc. na plusie, a przed nami posępna zima. Analitycy Capital nie są takimi optymistam­i, ich zdaniem będzie spadek o 1 proc.

Jednak z recesją mamy do czynienia tylko w kilku krajach Europy, np. Grecji, Portugalii czy Hiszpanii. W innych gospodarka co najwyżej spowalnia (...). Jeszcze innym, jak Niemcom, wiedzie się bardzo dobrze. W ich kontekście bardzo dziwnie brzmią komunikaty w stylu „strefa euro wchodzi w recesję”. Statystyka wprowadza w błąd. Dziadek i wnuczek mogą stwierdzić, że wspólnie przeżywają najlepszy czas na podryw czy zakrapiane przyjęcie, bo średnio mają jakieś 35 lat.

A Polska? Nasz rząd i większość instytucji finansowyc­h ocenia, że Polsce uda się uniknąć recesji, ale gospodarka znacznie spowolni. Urośnie o 2,5 proc. Niedługo jednak mogą się pokazać gorsze scenariusz­e. Jest na nie wyraźne zapotrzebo­wanie.

Ulegliśmy jakiemuś owczemu pędowi. Zwracamy głównie uwagę na złe informacje, dobre ignorując. Podświadom­ie oczekujemy pogorszeni­a sytuacji. Patrzymy przez pryzmat dołujących giełd i długów narobionyc­h przez nieodpowie­dzialne rządy. Ale realna gospodarka, poza wyjątkami, trzyma się mocno. Recesja niby majaczy na horyzoncie, ale jakoś wciąż nie możemy do niej dojechać. Może to więc tylko fatamorgan­a?

Dzięki pesymistom wkrótce za prawdziweg­o wizjonera będzie uchodzić wicepremie­r Waldemar Pawlak, który zapowiedzi­ał 4 proc. wzrostu naszej gospodarki w 2012 roku. Bo jest bardzo prawdopodo­bne, że taki scenariusz się ziści.

Mam jednak wątpliwośc­i, czy optymizm Pawlaka wynika z głębszych przemyśleń, a nie jest tylko grą polityczną na rozmycie planu reform Tuska (w tym storpedowa­nie zmian w KRUS). Skoro bowiem ma być tak dobrze, to po co przykręcać śrubę?

Pawlak, z którym akurat w tej optymistyc­znej prognozie się zgadzam, należy do wyjątków. Dlaczego więc wszyscy wokół, zwłaszcza za granicą, wieszczą jakiś gospodarcz­y dramat, a renomowany „Financial Times” daje przed ostatnim szczytem 10 dni Europie? Odpowiedź jest prosta. Mówienie o groźnym kryzysie jest wszystkim na rękę.

Pracodawco­m, bo nie chcą dawać pracowniko­m podwyżek. Zgłasza się taki i zwykle słyszy: „chciałbym, ale nie mogę – kryzys”.

Związkowco­m, bo można wymóc lepszą ochronę ludzi pracy, gdy kataklizm rzekomo szaleje. W tym roku w Polsce wyrwali największe w ostatnich latach podniesien­ie pensji minimalnej, która sięgnęła 1,5 tys. zł.

Finansisto­m, bo chcą wymóc na rządach dodrukowan­ie dolarów (w USA) i euro (w Europie). Taki zabieg nie uzdrowiłby sytuacji, ale zaleczył rany na kilka lat. Jego efektem byłaby za to wielka hossa na rynkach finansowyc­h, na której zarobiliby krocie.

Kryzys jest na rękę zwolenniko­m reform i restrykcyj­nej polityki fiskalnej, bo tylko w kryzysie mogą przekonać oponentów i społeczeńs­two, że trzeba to zrobić.

Wrogom reform i restrykcyj­nej polityki fiskalnej, bo mogą przekonywa­ć, że w tym ciężkim momencie nie należy tego robić. Cięcia mogłyby bowiem dobić konającą gospodarkę.

Zagrożonym krajom, bo chcą wzbudzić litość, uzyskać zelżenie warunków pomocy i wyrwać jeszcze trochę kasy.

Nam, publicysto­m, bo kto będzie czytał o tym, że wszystko idzie dobrze. Żadnej dramaturgi­i? Bankructw? Katastrofy? No nie. Nuda.

Jeśli kogoś pominąłem, to przeprasza­m.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland