Ameryka
Tak zwykło się określać samochody przybywające do nas z USA. W odległej przeszłości były to najczęściej auta Polonusów wysyłane jako mienie przesiedleńcze. W ostatnim dwudziestoleciu import objął wszelkie marki z naciskiem na tzw. luksusowe.
Oile w czasach „ Samych swoich” w kontenerach płynęły prawdziwe cacka z Detroit, tam kupowane za grosze, ale w Polsce epatujące chromem i rozmiarami, to później import z USA objął głównie auta tak zwane powypadkowe. Przy czym owa „powypadkowość” wykazywała elastyczność niczym guma. Trzeba wiedzieć, że przywóz samochodu do Polski to koszty logistyczne i celne. W zależności od modelu i rocznika oraz zadeklarowanej wartości, do ceny zakupu dorzucić wypada od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Aby więc import miał sens, należy kupić jak najtaniej, żeby móc potem sprzedać… jak najdrożej.
Co innego, gdy kupowano auto „dla siebie”. Wtedy można było wybrać spośród egzemplarzy, które w USA nie wyglądały jak harmonijka. Na pewno
trzeba było parę rzeczy poprawić, ale wiadome jest, że poszycie zderzaka czy błotnik to elementy wymienne i taka ingerencja jest dopuszczalna, o ile zakupowi towarzyszy stosowna obniżka ceny. Innymi słowy, Ameryka była przez lata źródłem dwóch kanałów zakupowych: klasyków do odbudowy lub postawienia w garażu oraz samochodów codziennego użytku, ale jednak wyższej klasy. W tych ostatnich dokonać trzeba było napraw, ale i tak wychodziło taniej, niż zakup podobnie uszkodzonego pojazdu w Europie. Trochę dziwnie to brzmi, ale tak to działało. Czy nadal działa? Chyba tak.
Chętni na samochód z USA dopuszczają, niejako z definicji, że ma on na koncie jakąś szkodę. Z reguły sprawdzają stan tych uszkodzeń w popularnych serwisach, na przykład takich jak Carfax. Uzbrojeni w taką wiedzę, analizują czy ich wóz marzeń wciąż się takim okaże w konfrontacji z realiami. I snują marzenia o luksusowej jeździe za przysłowiowe grosze. W większości przypadków, takie marzenie udaje się zrealizować. Dla przykładu, pokazane na zdjęciach czarne Audi, zostało odkupione z wypożyczalni z niemal zerowym przebiegiem i powierzchownymi uszkodzeniami. Wszystko
dało się sprawnie naprawić w Polsce, ale to była tylko połowa sukcesu. Warto wiedzieć, że współczesny samochód to dość skomplikowana plątanina kabli prowadzących do czujników, komputerów i urządzeń. Każdy rynek ma swoją specyfikę i z myślą o nim jest w fabryce konfigurowany. Kiedy zmieniasz rynek, te ustawienia również trzeba skorygować.
I tu lakiernicy ustąpić muszą pola technikom z laptopami w rękach. W Audi dostosowano język, oprogramowanie nawigacji, światła przód/ tył, a nawet częstotliwość pracy radiowego tunera. Bez zmian pozostawiono prędkościomierz wyskalowany w km/ h i milach (a można było to zmienić) oraz… podkładkę
tablicy rejestracyjnej na przednim grillu. Co stanowi dodatkowy argument, że auto nie uczestniczyło we frontalnym crashu.
Odbudowanym samochodem pierwszy polski właściciel jeździł prawie 5 lat. Kolejny polski wła
ściciel już zaliczył kolejne 5. Z samochodem nic się w tym czasie nie działo. Nie pokazuje głupich błędów, mechanicznie jest tip top a na karoserii próżno szukać śladów przeprowadzonych napraw. Słowem, wygląda jak z salonu. Tyle, że amerykańskiego. A i to tylko ledwo, ledwo.
Polscy sceptycy muszą tu jednak dorzucić swoje trzy grosze i uczulić na niższą wartość samochodów z USA względem salonowych z Europy. Cóż, może by to się i zgadzało, ale proszę spojrzeć na listę dodatków US modelu: sportowe fotele, skórzana tapicerka, nagłośnienie Bang& Olufsen, szyberdach a to wszystko w modelu quattro z automatyczną skrzynią biegów. Jeśli pomyślicie o brakującym dodatku, warto sprawdzić, czy w tamtych latach był w ogóle oferowany. Natomiast warto powiedzieć o tym czego tu nie znajdziecie i zastanowić się nad sensem stosowania takich dodatków w samochodach sprzedawanych oryginalnie w Europie. Jednym z nich jest
skrzynia DSG. Tutaj jej nie ma. Nie ma co stroić min, Amerykanie doskonale wiedzą, jakie koszty generuje serwisowanie DSG i że mniej więcej co 100 tys km należy się im konkretny remont. Nie uważali za stosowne narażać się na pozwy ze strony klientów i fabrykę w Ingolstadt poproszono o pozostawienie klasycznego hydrokinetyka. Acz ośmiobiegowego, ze sterowaniem ręcznym na życzenie, a jakże. Ktoś powie, że to krok wstecz i można o tym dyskutować. Natomiast szybkość działania skrzyni ZF jest fenomenalna, podobnie jak jej kultura pracy. Gdyby zapytać czy DSG może tu coś polepszyć, ciężko by było się zgodzić. Przy prędkości 60 km/ h ZF załącza już szósty bieg. 130 km/ h oznacza tutaj pracę na równo 2 tys obrotów silnika.
Marka premium zobowiązuje, również za oceanem, gdzie Audi ( i inne europejskie marki premium) napotykają na bardzo ostrą konkurencję ze strony marek japońskich. Ta konkurencja jest tam tym ostrzejsza, że Japończycy trzymają się w USA mocno, a Amerykanie od lat chętnie kupują ich sprawdzone samochody. Również marek luksusowych, jak Lexus, Infiniti czy Acura.
Jest zatem nieprawdą, że sprzedaż aut w USA przychodzi Europejczykom łatwo. Samochody muszą być świetnie wyposażone, niezawodne i porządnie serwisowane. W przeciwnym razie, nabywcy nie wykazują żadnych sentymentów i maszerują prosto do konkurencji. Niekoniecznie europejskiej. Producenci o tym wiedzą, a siła nabywcza rynku USA, nie pozwala na chwile słabości.