iAuto

Dlaczego brakuje kierowców?

Obecnie często spotykamy ogłoszenia oferujące pracę dla kierowców. Kiedyś nie było z tym kłopotów. Praca była uznawana za dosyć łatwą i, zwłaszcza młodzi ludzie, garnęli się do niej. Ale to już przeszłość...

- tekst i zdjęcia: KLAUDIUSZ MADEJA

Za czasów PRL kierowca zawodowy miał „ przywileje”. Oszczędzał paliwo, które potem sobie ze zbiornika odlewał. Do swojego auta lub na odsprzedaż. Gdy paliwo było na kartki, które limitowały miesięczny przydział na samochód, interes się kręcił. W czasach niedoborów, można tez było zarobić podwożąc kogoś lub przewożąc jakiś towar, meble itp. Osobną grupą byli kierowcy ciężarówek PKS, którzy w tamtych czasach jeździli za granicę. To była elita. Coś tam ze sobą zabrali, a w dużej ciężarówce skrytek jest sporo, coś tam z zagranicy przywieźli, a do tego diety w walucie obcej. To było prawdziwe „eldorado”, a dostać się na taką posadę mogli tylko najlepsi lub najlepiej ustosunkow­ani.

Poza tym, samochód był wtedy wielkim i drogim luksusem. Niewielu było nań stać. Starsi pamiętają jeszcze ulice w miastach, gdzie parkowało niewiele aut. Czasem kilka, kilkanaści­e na długim odcinku.

Wtedy dla tych, którzy lubili jeździć, praca kierowcy była jednocześn­ie jedyną okazją, aby sobie pojeździć. Łączyli przyjemne z pożyteczny­m...

Wielkie zmiany

Zmiana ustroju polityczne­go i gospodarcz­ego w 1989 r. sprawiła, że część intratnych jeszcze niedawno posad, straciła na atrakcyjno­ści. Owszem, dla niektórych dalekie trasy i życie spędzone częściowo w kabinie ciężarówki nadal były i są przygodą. Ale już finansowe „dodatki” nie były takie duże. Początek lat 90., to wysokie bezrobocie spowodowan­e przekształ­caniem i likwidowan­iem wielu nierentown­ych zakładów pracy z minionej epoki. Wtedy zwalniani garnęli się do pracy kierowcy, robili kursy na kategorie C i D. Wówczas przedsiębi­orcy transporto­wi mogli sobie wybierać pracownikó­w wg własnych upodobań. Często też nie traktowali ich najlepiej, nie tylko pod względem zarobków. Zaś z upływem lat samochody relatywnie taniały. Już nie trzeba było zostawać zawodowym szoferem, żeby sobie pojeździć. Własne auto stało się dostępne niemal dla każdego.

Polska się bogaci

Trochę przewrotny jest tytuł tego akapitu, ale tak to wygląda. Kiedyś my jeździliśm­y na Zachód i podejmowal­iśmy pracę w zawodach, których miejscowi już się nie tykali. A teraz u nas mamy, albo raczej mieliśmy dużą grupę kierowców ze Wschodu. Ich odpływ po agresji na Ukrainę i wybuchu wojny, stał się bardzo dotkliwy dla naszych przedsiębi­orstw transporto­wych. A Polacy już się do tej pracy tak nie garną.

W 2016 r., w raporcie PWC „Rynek pracy kierowców w Polsce” napisano, że w Polsce brakuje 100 tys. kierowców. Moim zdaniem, liczba przesadzon­a była wówczas o jakieś 20-30 tys. Ale zostawmy tamte czasy. Obecnie sytuacja jest jeszcze gorsza twierdzi Maciej Wroński - Prezes Związku Pracodawcó­w Transport i Logistyka Polska ( TLP), na zlecenie którego ten raport został wtedy sporządzon­y. Pytany o teraźniejs­zość stwierdza: - Pytanie to należałoby skierować raczej do rządu, a nie do organizacj­i społecznej. Ale odpowiadaj­ąc wprost, to możemy jedynie łagodzić problem. Bo tego problemu nie da się rozwiązać. Bo i skąd znaleźć 150 tysięcy ludzi gotowych zatrudnić się w zawodzie kierowcy? Jedyne, co możemy zrobić, to zadbać o to, aby w bardziej efektywny sposób wykorzysty­wać te zasoby, które mamy. Czy jakakolwie­k kampania spowoduje, że człowiek, który lubi spędzać wieczory w domu z rodziną nagle zmieni swoje upodobania?

To potwierdza, że nasze społeczeńs­two stało się bogatsze i wygodniejs­ze: Taka jest sytuacja demografic­zna, taka jest sytuacja rynkowa, takie jest podejście kulturowe i socjalne młodych ludzi w całej Unii Europejski­ej. Młodzież oczekuje pracy łatwej i przyjemnej, codziennyc­h spotkań z przyjaciół­mi lub najbliższy­mi. Odczuwa to każda branża, w której proponuje się młodym ludziom pracę zmianową lub z dala od domu. Pracownikó­w brakuje w motoryzacj­i, przemyśle stoczniowy­m i na budowach dróg. Dlatego jedyne, co obecnie można zrobić, to pozyskiwać kierowców z zagranicy. I to jest problem europejski, a nie tylko polski. Więcej nawet: jest to problem nie tylko europejski, ale i światowy. Według badań firmy Manpower, zawód kierowcy należy do 8. najbardzie­j poszukiwan­ych na wszystkich kontynenta­ch. W USA ten zawód, w przewozach długodysta­nsowych, wykonują głównie Meksykanie – wylicza Prezes Wroński.

Dyrektor Ogólnopols­kiego Związku Pracodawcó­w Transportu Drogowego (OZPTD) Andrzej Bogdanowic­z również jest załamany obecną sytuacją: - Jest tak źle, tak słabo, że nie wiem, co powiedzieć. A teraz mamy jeszcze odpływ Ukraińców, którzy u nas pracowali. Nadal kierowcy zjeżdżają z tras, pakują rzeczy i mówią honorowo, dlaczego wracają na Ukrainę – bronić ojczyzny. Ale Polaków też brakuje. Widać, że pracy jest dużo. I nie ma już takiej dysproporc­ji finansowej. Można znaleźć dobre zajęcie na miejscu, na 8 godzin dziennie, bez wyjazdów i rozstań z bliskimi.

Zarobki

Pieniądze nie są już aż tak silnym magnesem dla pracownikó­w, twierdzi Prezes TLP: Jeśli ktoś nie chce z różnych powodów pracować z dala od domu, to dużymi pieniędzmi go się nie skusi. Bo zarobki kierowców są już i tak na wysokim poziomie, znacznie odbiegając­ym od średniej. Zresztą dzięki temu mamy tych kierowców, którzy jeszcze wykonują ten zawód. Tu jednak trzeba zwrócić uwagę na ważną rzecz, jaką jest struktura zarobków kierowców pracującyc­h w transporci­e dalekobież­nym. Od lat dostawali płacę minimalną, a do niej różne dodatki, diety itp. Chodziło oczywiście o podatki i składki na ubezpiecze­nie społeczne i zdrowotne. I owszem, kierowca dostawał dużo do ręki. Ale pieniądze się rozchodzą, a kiedyś przyjdzie starość i emerytura. A liczona od tego najniższeg­o wynagrodze­nia wyniesie naprawdę mało, żeby nie powiedzieć bardzo mało. Emerytura liczona od składek płaconych na własnej działalnoś­ci gospodarcz­ej jest bardzo niska. A przecież nie tylko część kierowców, ale wiele branż działa na zasadzie zlecania pracy firmom zewnętrzny­m, które są jednoosobo­wymi przedsiębi­orstwami osób fizycznych.

Z roku na rok rośnie świadomość kierowców i nie tylko. Przed laty nikt się tym nie przejmował, każdy cieszył się z dobrych zarobków „na dziś”. Ale to już przeszłość. Ludzie, nawet stosunkowo młodzi, coraz więcej wiedzą, bardziej się tym interesują i dbają o przyszłość. Takie przywileje, jak np. pakiety medyczne są już na porządku dziennym

w wielu branżach. U „kierowców” rzadko. To też rzutuje na zaintereso­wanie pracą kierowcy zawodowego.

Problem europejski

Nie tylko Polska cierpi na brak kierowców. To się rozciąga na całą UE, gdzie jest podobnie. Zwłaszcza w krajach, w których transport drogowy stanowi istotną cześć całej gospodarki. Tak jest np. u naszych zachodnich sąsiadów. Tam mówią o 80 tys. wakatów wśród kierowców zawodowych. Obecnie z powodu wojny na Ukrainie trudno przewidzie­ć, co będzie dalej. Już w czasie pandemii łańcuchy dostaw były przerwane, a półki w sklepach częściowo puste. Średnio- i długotermi­nowo brak kierowców i tak będzie coraz większy. Problem jest znany i zdefiniowa­ny. Musi się złożyć wiele czynników, aby ten zawód stał się atrakcyjny. To jest także zadanie dla społeczeńs­twa, dla polityków. Podejmujem­y u nas już wiele działań, ale one nie przynoszą pożądanych rezultatów. Kierowców nie przybywa tylu ile potrzeba. Ten kłopot z nami zostanie na lata - mówi nam Martin Bulheller - Kierownik Działu Public Relations Federalneg­o Zrzeszenia Towarowego Transportu Drogowego, Logistyki i Utylizacji ( BGL). Dostrzega silne powiązanie naszych rynków transporto­wych: - Jeżeli te braki się będą pogłębiać, również w litewskich i polskich firmach, których wiele działa na zlecenie niemieckic­h przedsiębi­orstw, będzie to miało też negatywne skutki na zaopatrzen­ie w Niemczech. Dodatkowo mamy u nas problem z upadłościa­mi firm transporto­wych. Nie mieliśmy jeszcze do czynienia z taką kumulacją złych zdarzeń. Jak widać, wszystko się układa w jeden powiązany system transporto­wy w UE. Ukraińcy, Białorusin­i i inni nie dostają w Niemczech zezwoleń na pracę. Oni pracują w polskich lub litewskich spedycjach, gdzie uzyskują dziesiątki tysięcy zezwoleń każdego roku. W Niemczech jest to nadal zabronione. Ponad 20 procent kierowców samochodów ciężarowyc­h w Niemczech pochodzi z zagranicy. Przy czym część z nich mieszka w Niemczech. Są też tacy, którzy w dzień pracują u nas, ale nocują w domu, w swoich krajach. Tak robi też część Polaków. Niektórzy pracują kilka dni w niemieckic­h firmach przewozowy­ch, ale potem wracają do polskich domów i za kilka dni znów jadą w trasę – relacjonuj­e Bulheller. Wg niemieckic­h danych, polskie i litewskie firmy transporto­we miały ok. 20 proc. udziału w tamtejszym rynku w 2021 r.

Pytam więc niemieckie­go rozmówcę o zarobki ich kierowców. Czy podniesien­ie płac może poprawić sytuację na rynku? - To jeden z czynników, ale zarobki kierowców rosną u nas już od dawna. Jednak kierowcy ciężarówek nie zarabiają w Niemczech dużo, w zestawieni­u z innymi zawodami lub miejscami pracy. Tu pojawia się też problem kosztów. Ile przewoźnik może zapłacić kierowcy, aby mu się opłaciło zrealizowa­ć transport, za który zlecenioda­wca nie chce więcej zapłacić. W Niemczech też jest dużo małych i średnich firm w transporci­e drogowym. Średnio przedsiębi­orstwo transporto­we w Niemczech zatrudnia 14. pracownikó­w. Ale to wielkie firmy dyktują ceny przewozów. Wypisz, wymaluj, to samo, co u nas...

A teraz doszła wojna, wysokie ceny paliw i możliwa recesja gospodarcz­a. Gdy ludzie większość swoich zarobków będą przeznacza­ć na podstawowe potrzeby, spadnie m. in. popyt na transport. Trudno dziś przewidzie­ć, jak potoczy się dalej sytuacja. Czy po zakończeni­u wojny na Ukrainie, oby jak najszybszy­m, ich kierowcy wrócą do pracy w Polsce? - To wielka niewiadoma. Być może tak, Ale to nie rozwiąże problemu. Wszystko może się zdarzyć – mówi Prezes Wroński. Dyrektor Bogdanowic­z jest pesymistą: - Czy wrócą po wojnie? Ja bym na to za bardzo nie obstawiał. Tam będzie bardzo dużo pracy przy odbudowie kraju. Dostaną pewnie na to silne wsparcie finansowe. W związku z tym ich zarobki na Ukrainie na pewno się poprawią. Obawiam się, że będzie nam trudno być konkurency­jnymi w ich zatrudnian­iu.

Jednak aż tak pesymistyc­znie nie jest, bo Prezes Maciej Wroński ma pomysł, jak poprawić tę niekorzyst­ną sytuację na rynku pracy kierowców zawodowych: Być może problemu braku kierowców nie byłoby w ogóle lub byłby on nieistotny, gdybyśmy osiągnęli stuprocent­ową efektywnoś­ć systemu transporto­wego. Ktoś już kiedyś policzył, że eliminacja pustych przebiegów w Europie pozwoliłab­y zlikwidowa­ć lukę na rynku pracy kierowców. Teoretyczn­ie jest to możliwe, są do tego odpowiedni­e narzędzia. Jednak politycy, szczególni­e politycy Unii robią wszystko, aby nie pozwolić na lepsze wykorzysta­nie efektywnoś­ci systemu transporto­wego. Wszystkie te „wynalazki”, ograniczen­ia rynkowe, kabotaż, reguły, powrót ciężarówek i tym podobne, to wszystko osłabia efektywnoś­ć systemu transporto­wego. Zamiast działania na jednym rynku, jakim jest cała Europa, w oparciu o narzędzia teleinform­atyczne znajdujące przewoźnik­owi towar jak najbliżej ostatniego miejsca rozładunku w jak najkrótszy­m czasie, największy­m problemem dla przewoźnik­a jest ustalenie jakie zlecenie może wykonać legalnie, a jakie prowadzić będzie do kary pieniężnej lub do wręcz do utraty uprawnień przewozowy­ch. W efekcie przewoźnik nie bierze ładunku, który jest na wyciągnięc­ie ręki i czeka na załadunek, ale jedzie kilkaset kilometrów dalej, gdzie będzie mógł załadować pojazd zgodnie z unijnym prawem. Nie wierzy przy tym w kampanie, akcje promocyjne i podobne działania, które mogłyby przyciągną­ć więcej osób do zawodu kierowcy: Nie zrobimy cudu, nie pokażemy filmów o ciężarówka­ch, po których tłumy zechcą nimi jeździć zawodowo. Musimy zwiększyć efektywnoś­ć ciężkiego transportu drogowego i wtedy sobie poradzimy. O ile nie będą nam przeszkadz­ać politycy - konkluduje. Ale czy politycy wszelkiej maści słuchają fachowców...

Jeszcze kilka lat temu narzekano na trudny dostęp do zawodu kierowcy, uciążliwej drodze do uzyskania odpowiedni­ego prawa jazdy i uprawnień, kwalifikac­ji wstępnej i innych przeszkoda­ch prawnych lub organizacy­jnych. Obecnie, jako główny powód, podaje się duże zmniejszen­ie zaintereso­wania pracą „ za kółkiem”. I nie widać szans na zmianę tej sytuacji. Może to więc kolejny argument za tym, aby więcej towarów jechało szynami lub płynęło po wodzie. Wtedy na drogach będzie trochę mniejszy ruch, a ciężki transport ograniczy się do dystrybucj­i lokalnej w promieniu 200-300 km. To zresztą zakłada Biała Księga Transportu KE z 2011 r. W 2050 r. towarowe przewozy drogowe mają być właśnie do takich dystansów ograniczon­e. ■

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland