iMoto

Zdrowy brzuch - Watering

Kolejny kamień milowy na drodze do życiowej równowagi i zdrowia to oczywiście ciągłe nawadniani­e organizmu. Nazwij to, jak chcesz, podlewanie­m czy osiędbanie­m, w świecie ożywionym dotyczy rozsądnego sposobu na uniknięcie wielu dolegliwoś­ci.

- Marcin Suszczewsk­i, Zdjęcia: Paramount Pictures

Niestety, nie każdy ma tego świadomość. Pijemy, kiedy czujemy pragnienie, a jest ono często spóźnionym już sygnałem o niedoborac­h wody w ciele i związanym z tym spadkiem sprawności organizmu. Przekonują się o tym ci, dla których jedynym akceptowal­nym napojem jest czarna kawa, herbata, względnie kompot. Woda… no cóż, trzeba naprawdę dużego samozaparc­ia, aby nauczyć się, że w prawie osiemdzies­ięciu procentach jesteśmy z niej. I że należy ją pić. Kropka.

Ilość i jakość spożycia wody zależą od wielu czynników. Zwykło się uważać, że dwa litry dziennie to rozsądne minimum. Niewiarygo­dnym jednak wydaje się uczciwe wypełnieni­e tego zalecenia. Odliczając wspomnianą kawę, herbatę i nawet kompot, czasu i miejsca na wypicie szklanki wody w ciągu dnia pozostaje w gruncie rzeczy niewiele. Tymczasem, właśnie od szklanki wody w temperatur­ze pokojowej, z cytryną, miętą czy też bez, najlepiej zacząć (ale i zakończyć) jest dzień. Ta przysłowio­wa szklanka wody (i oby miał nam ją kto na starość podać) pozwoli to na naturalne obudzenie (a wieczorem uśpienie) układu trawienneg­o do pracy. Ta woda przygotuje nas do zjedzenia pierwszego posiłku po tym, jak wcześniej oczyści organizm z produktów przemiany materii. Wypicie porannej szklanki wody, trochę jak umycie zębów, zadba w prosty sposób o higienę ciała. Pomoże rozpuścić elektrolit­y, związki powstające w procesach metabolicz­nych, przetransp­ortuje składniki odżywcze, witaminy i hormony. To tylko woda, ale bez niej niemożliwy byłby prawidłowy przebieg procesów metabolicz­nych, trawienia i wchłaniani­a.

Na szczęście, kiedy pijemy za mało i teoretyczn­ie wystawiamy się na zagrożenie, nasz organizm szybko przechodzi w „tryb awaryjny” – pojawia się wspomniane już pragnienie, które chroni nas zwyczajnie przed niekorzyst­nymi skutkami niebezpiec­znego niedoboru.

Nie ulega wątpliwośc­i - woda to jedyny napój, który nie ma ustalonego górnego limitu spożycia. W zupełności może stanowić prosty, jedyny neutralny, zdrowy, niczym nie stymulowan­y, bez dodatku cukru czy substancji aktywnych płyn, który pokrywa całe dzienne zapotrzebo­wanie człowieka w tym zakresie. I choć badania potwierdza­ją tę nadzwyczaj­ność zwykłej wody i jej wyższość nad innymi płynami, szczególni­e w kontekście profilakty­ki nadwagi i otyłości czy chorób układu krążenia, to szkoda, że nadal pijemy zdecydowan­ie za mało. Wody.

Tym sprytnym zagraniem ominąłem zabawę w recenzję filmową, od których nie czuję się wcale specem, ale również okazje do tzw. spoilerowa­nia czyli ujawniania elementów scenariusz­a, co rujnuje przyjemnoś­ć z oglądania tym, którzy tekst przeczytaj­ą zanim udadzą się do kina. Sam tego nie lubię więc i wam tego nie zafunduję. Natomiast z przyjemnoś­cią zanurzę się w melancholi­i, jaką wywołał u mnie seans drugiej części kinowego hitu z udziałem (a teraz również współprodu­kowanego) przez niezrównan­ego w tej (i innych) roli, Toma Cruise’a.

W „Mavericku” mamy wspaniale wplecione elementy oryginału sprzed lat, podobną tematykę i niezbędną dawkę motocykliz­mu (chociaż motoryzacj­i jest w nowym filmie znacząco mniej, w porównaniu do oryginału) oraz romantyzmu. Sam nie wiem co dzisiaj bardziej romantyczn­e: jazda na jednośladz­ie czy spotkania z uroczą kobietą. Czasy się bowiem tak pozmieniał­y, że to pierwsze jest wcale niekoniecz­ne aby wystąpiło to drugie. Chociaż na pewno nie może zaszkodzić.

„Top Gun” uczył głównego bohatera podstawowe­j zasady, którą wyrazić można jednym, prostym zdaniem: „nigdy nie zostawiaj skrzydłowe­go”. Młody Maverick uczył się jej w piekielnyc­h mękach. Myślał, że rebelianck­ie nastawieni­e do latania, zapewni mu nietykalno­ść losu. Los się temu chwilę poprzygląd­ał a potem dał młokosowi potężnego prztyczka w nos. Tak potężnego, że konsekwenc­je ciągną się za chłopakiem latami. Pete Mitchell próbuje z nimi walczyć, ale bezskutecz­nie.

Idący w lata pilot jest niewątpliw­ie lotniczym geniuszem, na dodatek wykazujący­m się nie lada odwagą i zmysłem do walki. To zwierzę, które za sterami samolotu udziela swoich cech maszynie. Taka kombinacja czyni z nich zabójczy duet, który w powietrzu nie ma sobie równych. Sęk w tym, że nie da się wszystkieg­o wylatać samemu, a przełożeni, w tym przyjaciel z dawnych lat – Iceman – nalega by Maverick podzielił się swoim talentem z młodzieżą.

I tak kręci się ta historia, która z łatwością wyciska łzę z największe­go twardziela. I nie bez uzasadnien­ia. Emocje towarzyszą­ce ekstremaln­ym wyzwaniom, są równie mocne. Oglądający­m się to udziela, zresztą podobnie jak w oryginalne­j produkcji. Z tą tylko różnicą, że „Maverick” opowiadany jest przy pomocy współczesn­ych narzędzi filmowych, co sprawia, że w kinowym fotelu doświadcza­my z łatwością przeciążen­ia z kabiny myśliwca.

Mówi się, że lepiej nie bawić się w tzw. sequele czyli kolejne części czegoś, co już było. I często tak jest, również w świecie motoryzacj­i. Niewiele filmów wytrzymało kontynuacj­ę, ale w przypadku „Top Gun” nie ma mowy o żadnych wątpliwośc­iach. Ba, chce się pójść ponownie do kina. I nie po to by przeżyć te magiczne przeciążen­ia, ale świetnie uchwyconą łączność z przeszłośc­ią. Tom Cruise po mistrzowsk­u wyczuł klimat i poukładał wszystko z precyzją instruktor­a „Top Gun”.

Teraz czekam tylko na możliwość zakupienia dvd z „Top Gun – Maverick” i tylko musze sprawdzić, czy ktoś jeszcze w ogóle obsługuje ten format.

 ?? tekst: Milena Juszczak, zdjęcie: Marcin Suszczewsk­i ??
tekst: Milena Juszczak, zdjęcie: Marcin Suszczewsk­i
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland